Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Uczynił to, pozwalając jej dochowywać początkowo przysięgi Opiekunowi i odgrywając rolę jej drugiego pana, tego, który ma nad nią władzę wyłącznie w waszym świecie. Potem postawił ją w sytuacji bez wyjścia i zmusił, by zdradziła swego prawdziwego władcę. Mogła stanąć w Przedsionku Zdrajcy, a jej zobowiązania wobec rozkazów Nawiedzającego Sny pozostały nienaruszone. Tym sposobem Nawiedzający Sny zbezszcześcił wichry i uzyskał to, czego chciał. Lecz ci, którzy odesłali świątynię wichrom, zostawili pewne zabezpieczenia, na wypadek gdyby coś takiego się stało. Czerwony księżyc mówi o uruchomieniu owych zabezpieczeń. Na dźwięk słowa „zdrada” serce Kahlan zabiło mocno. - Czy w ten właśnie sposób mamy uzyskać dostęp do wichrów? Duch przyglądał się dziewczynie, jakby badał jej duszę. - - Ta droga została zamknięta, kiedy zbezczeszczono Świątynię Wichrów, i należy skorzystać z innej. To jednak nie twoja rzecz. Wichry określą swoje wymagania stosownie do zasad zachowania równowagi. A pięć duchów, które strzeże wichrów, wskaże ci zgodnie z tym ścieżkę. - - Jakże budowla może dawać wskazówki, czcigodny dziadku? Mówisz to tak, jakby wichry były żywe. - - Nie ma mnie już w świecie żywych, a przecież, jeśli mnie przywołacie, mogę przekazać informacje przez zasłonę. Kahlan aż rozbolała głowa od prób zrozumienia jego słów. Żałowała, że nie ma tu Richarda, by mógł zadawać pytania. Obawiała się, że pominie to, co najistotniejsze. - Ty, czcigodny dziadku, możesz to uczynić, bo jesteś duchem. Kiedyś żyłeś. Masz duszę. Duch zaczął znikać. - To zdarzenie w siedzibie wichrów naruszyło zasłonę. Naruszyło granicę. Nie mogę dłużej tu pozostać. Odciągają mnie skriny, strzegące granicy pomiędzy światami. Ponieważ zbezczeszczenie wichrów zakłóciło równowagę, dopóki nie zostanie ona przywrócona, dopóty nie będziemy się mogli pojawiać na naradzie widzących. Duch był już ledwo widoczny. - Muszę się dowiedzieć więcej, dziadku. Czy sama zaraza jest magiczna? Odpowiedź dobiegła z wielkiej odległości. - - Wichrom przekazano magię o ogromnej mocy. By w pełni z niej korzystać, trzeba rozległej wiedzy. Jednak skorzystano z niej bez zrozumienia tego, co uwolniono, i bez wiedzy o tym, jak to kontrolować. Zarazę wywołano dzięki owej magii tak samo, jak magiczna jest błyskawica wysłana przez czarodzieja. Jeśli jednak błyskawica uderza w wysuszone trawy łąki, to wybuchająca pożoga już magiczna nie jest. Zaraza to właśnie coś takiego. Zaczęła się dzięki magii, lecz teraz jest zwyczajną zarazą, taką jakie zdarzały się już przedtem: uderzającą na oślep, w sposób niemożliwy do przewidzenia, ale podsycaną przez magię. - - Zaraza panuje i w Aydindril, i tutaj. Czy ograniczy się do tych miejsc? - - Nie. Jagang nie miał pojęcia, co uczynił. Jeżeli pozwoli chorobie szaleć bez żadnej kontroli, ta może zabić i jego. - Panuje już w innych miejscach, jak mi to ukazałeś? Wywołano ją również i w innych miejscach? Słabiutki blask ducha zniknął jak zdmuchnięty słaby płomyk lampy. - Tak. - Do dziewczyny doleciał odległy, cichy szept. A mieli nadzieję, że zdołają zatrzymać zarazę w Aydindril. Nic z tego. Całe Midlandy, cały Nowy Świat mógł zostać strawiony przez pożogę wywołaną iskierką magii ze Świątyni Wichrów. Pośrodku kręgu, w miejscu, gdzie stał duch, powietrze zawirowało, gdy znikał w zaświatach. W oddali, w zaświatach, Kahlan usłyszała echo cichego śmiechu innego ducha. Złowrogi chichot sprawił, że ścierpła jej skóra. Matka Spowiedniczka otrząsnęła się z transu; starsi otaczali ją kręgiem. Byli bardziej przyzwyczajeni do owego dziwnego stanu - dziewczynie wciąż jeszcze kręciło się w głowie. Miała mdłości. Starszy Breginderin wyciągnął dłoń, by pomóc jej wstać. Ujęła ją i jednocześnie dostrzegła na nogach starszego, pod malowidłami z białego i czarnego błota, znaki moru. Spojrzała na jego twarz, na miły, mający dodać jej otuchy uśmiech. Nie przeżyje dnia. Był tu również jej przyjaciel Savidlin. Podawał Kahlan ubranie. Mimo pokrywających ją wykreślonych w błocie symboli dziewczyna niespodziewanie poczuła się przeraźliwie naga. Zaczęła wkładać strój, starając się przy tym nie zdradzić swojego zażenowania. Jednocześnie beształa się za takie doczesne troski i w obliczu zagrażającej wszystkim katastrofy. Narada widzących miała służyć przywołaniu duchów zmarłych, nie było więc ważne, czy się jest kobietą, czy mężczyzną. Ale i tak była jedyną kobietą w tym gronie. — Dziękuję za przybycie, Matko Spowiedniczko - powiedział Człowiek Ptak. - Wiemy, że twoje odwiedziny nie są tymi radosnymi, których sobie wszyscy życzymy. — To prawda - szepnęła Kahlan. - Nie są. Moje serce śpiewa z radości, że znów ujrzałam mój lud, lecz ową pieśń tłumi smutek. Wiecie dobrze, szanowni starsi, że Richard i ja uczynimy wszystko, co będziemy musieli. Nie spoczniemy dopóty, dopóki tego nie powstrzymamy. — Myślisz, że zdołacie powstrzymać coś takiego jak gorączka? - spytał Surin. Savidlin położył dłoń na ramieniu Kahlan, która akurat zapinała koszulę. - Matka Spowiedniczka i Richard Popędliwy już nam kiedyś pomogli. Znamy ich serca. Nasz przodek powiedział, że to gorączka wywołana za pomocą magii. Matka Spowiedniczka i Poszukiwacz mają wielką magiczną moc. Uczynią to, co będą musieli. - Savidlin ma rację. Zrobimy, co będzie trzeba. Savidlin uśmiechnął się do niej