Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Obudził się w nim głęboki podziw i szacunek dla Złotej Luny, choć znał ją tylko jedną noc. Chciał zachować wspomnienie o czasie, jaki wspólnie spędzili, w tajemnicy, chciał go uświęcić. Zamknął oczy. W następnej chwili Odila szturchała go łokciem. Gerard wzdrygnął się i obudził, usiadł, jakby połknął kij, mrugając oczyma i zastanawiając się niespokojnie, czy ktoś zauważył, że uciął sobie drzemkę. - Zgodzę się z tobą, lordzie Urlichu - mówił Tasgall. - To, co widziałaś, lady Odilo - albo, co zdawało ci się, że widziałaś - nie było cudem, tylko sztuczką mrocznego mistyka. - Rycerka kręciła głową, ale trzymała język za zębami, za który to cud Gerard był niezmiernie wdzięczny. - Mam świadomość tego, że moglibyśmy debatować nad tą sprawą przez wiele jeszcze dni albo i tygodni i nigdy nie doszlibyśmy do zadowalającej konkluzji - dodał lord Tasgall. - Niemniej jednak są kwestie większej wagi, które czekają na bezzwłoczne rozpatrzenie. Zdaję sobie również sprawę z tego, że oboje jesteście pewnie bardzo zmęczeni po całym tym koszmarze - uśmiechnął się do Gerarda, który spąsowiał i zakręcił się nerwowo na krześle. - Najpierw jednak sprawa sir Gerarda uth Mondar. Chciałbym zobaczyć teraz list od króla Gilthasa, panie rycerzu. - Gerard wyciągnął pismo, cokolwiek pogniecione, ale wciąż czytelne. - Nie znam sygnatury elfickiego króla - odezwał się lord Tasgall, czytając list - ale rozpoznaję królewską pieczęć Qualinesti. Niestety - dodał cicho - obawiam się, że niewiele możemy zrobić, by pomóc im w tej czarnej godzinie. Gerard skłonił głowę. Mógłby się spierać, ale obecność nieprzyjacielskich wojsk pod murami Solanthus obalała każdy argument, jaki mógłby przedstawić. - Może i ma list od elfa - odezwał się lord Nigel, Rycerz Korony - ale nie zmienia to faktu, że został aresztowany w towarzystwie smoka zła. Niełatwo przychodzi mi sensowne pogodzenie tych dwóch faktów. Lord Nigel przekroczył czwartą dekadę życia i był jednym z tych ludzi, którzy nie podejmą decyzji, zanim nie przemyślą jej wszerz i wzdłuż i nie przyjrzą się każdemu faktowi trzy razy z wszelkich możliwych perspektyw. - Ja wierzę jego historii - odezwała się Odila w swoim szczerym, otwartym stylu. - Widziałam go i podsłuchałam, jak stał w jaskini z Pierwszą Mistrzynią. Miał możliwość ucieczki, a jednak nie skorzystał z niej. Usłyszał dmące rogi, wiedział, że jesteśmy atakowani i wrócił, żeby pomóc w obronie miasta. __ Albo żeby je zdradzić - podsunął lord Nigel, spoglądając spod nastroszonych brwi. - Gerard powiedział mi, że jeśli nie pozwolicie mu chwycić za miecz jak prawdziwemu Solamnijczykowi, zrobi, co tylko będzie mógł, żeby pomóc, począwszy od walki z ogniem, a na opiece nad rannymi kończąc - odparła z żarem Odila. - Jego bystry umysł obojgu nam uratował życie. Powinno się mu za to okazać wyrazy szacunku, a nie oskarżać go i ganić. - Zgadzam się - podjął lord Tasgall. - Czy wszyscy podzielają moje zdanie? - Spojrzał na pozostałą dwójkę. Lord Urlich skinął w końcu głową, uśmiechnął się do Gerarda i puścił mu oczko. Lord Nigel zasępił się, ale ponieważ darzył Tasgalla wielkim respektem, zgodził się więc, by stało się według jego zarządzenia. Najwyższy Rycerz skinął życzliwie w stronę niedawnego podsądnego. - Sir Gerardzie uth Mondar, wszelkie zarzuty przeciwko tobie zostają oficjalnie cofnięte. Żałuję, że nie mamy czasu, by publicznie oczyścić twoje imię, ale wydam edykt, tak żeby wszyscy dowiedzieli się o twojej niewinności. Odila uśmiechnęła się szeroko do młodego człowieka i kopnęła go pod stołem, przypominając mu tym samym, że miał wobec niej dług. Jako że ta sprawa została zamknięta, Rycerze mogli skupić się teraz na palącej kwestii nieprzyjacielskiego wojska. Mimo informacji o śmiesznie małej sile wrogiej armii szykującej się właśnie do oblężenia miasta, Solamnijczycy nie podeszli do sprawy z beztroską. Nie po tym, jak Gerard powiadomił ich, że oczekuje się posiłków. - Może ma na myśli wojska maszerujące od strony Palanthas, panie - zasugerował z szacunkiem. - Nie - lord Tasgall pokręcił głową - mamy tam szpiegów. Dostalibyśmy raport o każdym większym ruchu wojsk, a nie przyszła do nas żadna nota. Nasi zwiadowcy patrolują drogi, nic nie widzieli. - Proszę o wybaczenie, panie - wtrącił się Gerard - ale tej armii też nie widzieliście. - To była jakaś magia - odparł ponuro lord Nigel. - Zaklęcie snu padło na wszystkich w mieście i najbliższej okolicy. Patrole donosiły, że ów letarg zmógł wszystkich ludzi i zwierzęta. Wydawało nam się, że czar rzuciła Pierwsza Mistrzyni Złota Luna, ale Mistrz Gwiazd Mikelis zapewnił nas, że nie zdołałaby cisnąć tak potężnego zaklęcia. - Powędrował niespokojnym wzrokiem w stronę Odili. To, co powiedziała o umyśle Boga, wytyczyło pewien alarmujący trop. - Powiedział, że nie dokonałby tego żaden śmiertelnik. A mimo to wszyscy zasnęliśmy. „Ja nie”, pomyślał Gerard. „Ani kender, ani gnom. Złota Luna sprawiła, że żelazne pręty roztopiły się, jakby były z wosku. Co wtedy powiedziała? »Nie wiem, skąd wzięłam siłę, żeby to zrobić. Wiem tyle tylko, że cokolwiek zechcę, jest mi dane«„. Kim jest ten, który daje? Gerard zafrasowany zerknął na Odilę. Żaden z pozostałych Rycerzy nie zabrał głosu. Wszyscy dzielili razem te same nieproszone myśli, ale nikt nie chciał ich wypowiedzieć. Zrobić tak, znaczyło podejść z zawiązanymi oczyma na skraj przepaści. - Sir Gerardzie, lady Odilo, dziękuję wam za cierpliwość - odezwał się lord Tasgall, wstając. - Mamy dość informacji, by zacząć działać. Jeśli będziemy was w przyszłości potrzebowali, zostaniecie wezwani. Pozwolono im odejść. Gerard podniósł się, zasalutował, podziękował każdemu dostojnikowi z osobna. Odila poczekała na niego i wyszli razem. Odwróciwszy się, zobaczyli, że Rycerze zdążyli już pogrążyć się w ożywionej rozmowie. - Nie mają większego wyboru - kobieta pokręciła głową. - Nie możemy przecież siedzieć tutaj i czekać, aż przybędą te ich posiłki. Musimy zaatakować. - Sakramencko dziwny sposób oblężenia - zauważył Ge - rcj __Mógłbym to zrozumieć, ich dowódca ledwo co przecież wyrósł ze śpioszków, ale ten kapitan wyglądał mi na kumatego oficera. Czemu oni pozwalają się jej prowadzić? __ Być może ich duszy też dotknęła - mruknęła Odila. __ Co? - spytał Gerard. Mówiła tak cicho, iż myślał, że się przesłyszał. Pokręciła ponuro głową i szła dalej. - Nieważne. Głupio wymyśliłam. - Wkrótce wyruszymy na bitwę - zawyrokował rycerz w nadziei, że podniesie ją na duchu. - Nawet wkrótce to dla mnie za długo. Chciałabym z mieczem w dłoni spotkać się z tą czerwonowłosą wiedźmą. Co powiesz na kielicha? - spytała nagle