Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Zbiorą się, by cię osądzić i zabić. A wtedy wkroczy flota. - A jeśli zamordują go skrytobójczo? - zapytał Elsz. - W mieście będę cię chronić tak, jak jest to możliwe w czasie, gdzie istnieje przypadek. Ale ochronię cię. Mam nasze możliwości, a także znam ich sposoby... - Więc gdy w końcu się zbiorą, by mnie skazać na śmierć, wprowadzisz pojazdy floty i zniszczysz ich i miasto? - Tak. - I co dalej? - Ci, którzy przetrwają, będą wiedzieć, że istniejemy i czuwamy, że widzimy ich czyny. A tych, którzy uwierzyli wcześniej, uratujemy wszystkich. - I to zmieni ludzi? - Zapewne. - Obyś miał rację! Dobrze. Wkrótce przybędę do miasta. - Zanim przybędziesz, uważaj na siebie, Admisie. Jesteś także człowiekiem, tym młodzieńcem, w którego implementowałem ciebie na pustyni. Nie dysponujesz na razie ani otoczkami pól siłowych, ani flotą. Tu, w tym mieście, gdzie czas mija, mogę nie zdążyć cię osłonić. W mieście będę z tobą słabym transferem. Wiem, że musisz natężać wszystkie swoje zmysły, by słaby transfer odbierać, i w tej strukturze jest to wysiłek przekraczający niemal to, co może zwykły człowiek. Ale ty jesteś przecież nie tylko człowiekiem. - Wszystko jest w twoich rękach, Adamie. Ty jesteś poprzednikiem. Ja tylko następnikiem, młodszą w sensie czasu twoją implementacją. - Lecz jesteś mną. Nie zapominaj o tym. - W trwaniu ty jesteś mną, a ja tobą. Ale w tym świecie istnieje przecież czas. - Więc do spotkania, Admisie. - Do spotkania, Adamie. Zaczął wraz z Elszem unosić się nad skały, lecz gdy był już kilka stóp nad ziemią, zobaczył trzech ludzi, którzy przypadli do skał starając się wśród nich ukryć. - Admisie, kim oni są? - zapytał. - To moi towarzysze - nadeszła odpowiedź. - Miałeś być sam. - Im także jest ciężko, bo przedsięwzięcie jest inne, niż sobie przedstawiali, niech więc chociaż zobaczą potęgę twoją. - Od jutra mów im więc jaśniej, czym jest i czym będzie przedsięwzięcie i o tym, kim ty jesteś - uniósł się wraz z Elszem fantomem w górę i bezgłośnie poszybował w noc. Gdy w swej komnacie po zakończeniu transferu wstał z fotela, zobaczył, że ktoś za nim stoi. Był to mężczyzna niewielkiego wzrostu, w kombinezonie uniwersalnym atmosferyczno-prożniowym, o którym wiedział, że na tej planecie będą w użyciu najwcześniej za dwa tysiące lat. - Mówiłem ci, Micho, że tu nie wolno się transferować tworem pomocniczym. - Wiem, szefie, ale sprawa jest pilna. Słyszałem, że będzie robota. - Tak. Właśnie rozmawiałem z Admisem. - Samo miasto, czy także i okolice? - Nie zdecydowałem jeszcze. - Wolałbym wiedzieć wcześniej, żeby ustawić załogi i automaty. - Zdążysz, przekażę ci wszystko, kiedy nadejdzie pora. - Ciebie, szefie, tu nie będzie. Ty nie lubisz patrzeć na taką robotę. Wiem przecież o tym tak dobrze jak ty. A nie chciałbym znowu użyć niewłaściwych środków. Trzeba się zdecydować. Bomba grawitacyjna, antymateria, czy może zwykła jądrowa? A może coś szczególnego, na przykład rozproszenie warstwy ozonu nad miastem? Wtedy zostałaby świątynia, piękny kawał roboty jak na te czasy, wyeliminowalibyśmy tylko ludzi wraz z żywym dobytkiem. Rośliny niestety też, ale w tym klimacie szybko odrosną i będzie można na gotowe sprowadzić trochę sprawiedliwych. - Zamilcz! - Loty zwiadowcze odbyłem. Flota przygotowana. Zgodnie z twoim zaleceniem staramy się unikać lotów w dzień, ale i tak ze wszystkich epok istnieją jakieś obserwacje. Słusznie czynisz, że w epokach, w których mają już własne pojazdy powietrzne, używasz do tych celów tylko punktowców. No, przez najbliższe dwa tysiące lat możemy poruszać się całą naszą flotą. To daje precyzję wykonania, a i dokładność rażenia jest bez porównania wyższa. Oni będą się jeszcze długo uczyć, zanim dojdą do takich wyników. - Zniknij, Micho. Wezwę cię, gdy będziesz potrzebny. - Już mnie nie ma, szefie. Ale chcę tylko powiedzieć, że gdybyś planował operacje jak osiem tysięcy lat temu, muszę wiedzieć wcześniej i podładować akumulatory energii. Wystarczą mi na to dwa dni tutejszego czasu, ale musisz mnie uprzedzić. Micho rozwiał się i Adam znowu był sam, ale to, o czym mówił Micho, pamiętał. Cóż z tego, że nie był tam w takiej jak teraz postaci, ale przecież wszystko, co się zdarzyło, cała informacja była w trwaniu i musiał - jak o wszystkim innym - wiedzieć i o tym. Pamiętał ten upalny letni dzień, gdy znad oceanu wiała bryza, a w porcie Atlantis panował codzienny ruch. Galery stały przycumowane do nadbrzeży, wynoszono z nich beczki z solonym śledziem, a w ich miejsce ładowano wino