Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Do tego czasu wszelkie sprawy urzędowe zostaną odwołane. - Prezydent spojrzał na Roacha i powiedział: - Nie jestem szczęśliwy z powodu konieczności zastosowania tak drastycznych środków, ale niezdolność naszych federalnych agencji wymiaru sprawiedliwości do zatrzymania fali przemocy nie zostawiła mi żadnej alternatywy. Stu Garret uśmiechnął się lekko, obserwując, jak Ste-vens przykręca Roachowi śrubę. Prezydent niemal dosłownie powtarzał to, co godzinę wcześniej Garret kazał mu powiedzieć. McMahon zaś nie widział nic zabawnego w tej sytuacji. 278 Nie cieszyło go oglądanie, jak jego szef odbiera burę za cudze błędy. Odwrócił wzrok od prezydenta, żeby nie pokazywać niesmaku, który poczuł, gdy przypomniał sobie, że to właśnie Roach pierwszy sugerował, by ściągnąć wojsko dla zapewnienia bezpieczeństwa na obszarze wokół Kapi-tolu, i że wtedy prezydent i Garret absolutnie się na to nie zgodzili. Roach przełknął komentarz prezydenta i przeszedł do dalszej części dyskusji. - Panie prezydencie, mamy w tej chwili bardzo szczególną informację dotyczącą naszego śledztwa. Agent specjalny McMahon odebrał dziś rano kolejny telefon od terrorystów. - Spojrzał na McMahona. - Proszę, Skip. McMahon odchrząknął. - Dziś rano około szóstej piętnaście odebrałem bardzo interesujący telefon. - Wyjął z kieszeni kasetę magnetofonową i podał ją Jackowi Warchowi. - Jack, czy mógłbyś ją odtworzyć? - McMahon rozdał kartki papieru. - To zapis rozmowy. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli najpierw posłuchacie taśmy, a potem o tym porozmawiamy. Warch podszedł do końca stołu i włożył taśmę do odtwarzacza. Po kilku gwizdach i szumach rozległ się bezbarwny głos komputera. - Agent specjalny McMahon? - Tak, to ja - po chwili przerwy z taśmy dobiegł zmęczony głos McMahona. Dyrektor CIA Stansfield zachował wiele nawyków z czasów, gdy sam był szpiegiem. Jednym z nich była zdolność obserwacji zachowań ludzi. Ten nawyk wrósł w niego tak głęboko, że nawet nie myśląc o tym, odchylił się na krześle i trzymał dokument przed sobą. Patrzył ponad brzegiem kartki i szukał kogoś, na kim mógłby skupić uwagę. - Zakładam, że pan nagrywa i namierza tę rozmowę, więc będę mówił krótko. Ludzie, którzy zabili senatora Fitz-geralda, senatora Downsa, kongresmana Koslowskiego i kongresmana Basseta, nie zabili senatora Olsona, kongresmana Turnąuista i ich ochrony. Szybkie poruszenie głowy przykuło uwagę Stansfielda. 279 Zobaczył szeroko otwarte oczy Garreta wpatrzone w Mikę^ Nance'a. Stansfield przyjrzał się wyrazowi twarzy Garreta i zauważył, że ma zaciśnięte szczęki i rozchylone nozdrza. Po przerwie rozbrzmiał głos McMahona: - Nie jestem pewien, czy was rozumiem. - Jest druga grupa zabójców. To oni zabili Olsona, Turnąuista i ich ochronę. Stansfield znowu to zobaczył: Garret ponownie spojrzał na Nance'a. - Dlaczego miałbym w to uwierzyć? - Nie zabiliśmy Burmiestera. - Dla tych, którzy nie pamiętają - McMahon włączył się w czasie przerwy - Burmiester to emerytowany bankier, który mieszka naprzeciw kongresmana Koslowskiego. Po chwili znowu rozległ się głos McMahona: —Wielu ludzi wie o Burmiesterze. To niczego nie dowodzi. - Panie McMahon, nie zabijamy agentów secret sendce i szeryfów federalnych. Jak powiedzieliśmy w ostatniej wiadomości, którą dla pana nagraliśmy, mamy głęboki szacunek dla pracowników wymiaru sprawiedliwości. Walczymy z politykami, a nie z wami. - I tu się mylicie... - Niech pan zada sobie jedno pytanie. — Bezbarwny głos przerwał McMahonowi. - Gdybyśmy chcieli zabić czterech agentów secret sendce, żeby dostać Olsona, i czterech szeryfów federalnych, żeby dostać Turnąuista, to dlaczego nie mielibyśmy w piątek zestrzelić prezydenta? Na taśmie była przerwa. Stansfield pomyślał, że warto byłoby zobaczyć reakcję prezydenta, ale był zbyt zaabsorbowany obserwacją Garreta. - Wynika z tego, że nie zabiliśmy Olsona i Turnąuista. Ktoś inny to zrobił. Stansfield zobaczył pot na górnej wardze Garreta i znowu, idąc za jego spojrzeniem, popatrzył na Mike'a Nan-ce'a