Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Doskonale sobie radzimy bez żelaza i różnych takich. Ja ze swojej kuszy potrafię ubić niedźwiedzia na sto kroków. - Nic dziwnego - powiedział Oleg - przecież masz żelazne groty do swoich strzał. Gdyby Siergiejew ich nie wykuwał, jak byś sobie poradził z tym niedźwiedziem? - Mogę zrobić groty z kamienia. Tu nie chodzi o materiał, tylko umiejętność. Teraz pognali nas tutaj, w góry... - Nikt cię nie gnał - powiedział Oleg. - Sam poszedłeś. - Sam. Ja się niczego nie boję, ale wszyscy doskonale wiecie, że za parę dni zacznie walić śnieg i jeśli będziemy iść noga za nogą, to nigdy nie pokonamy przełęczy. Możemy utknąć tam na zawsze i nie wrócić. A to nie ma sensu. - Co więc proponujesz? - zapytał Oleg. Ani Tomasz, ani Marianna nie wtrącali się do ich sporu, ale uważnie mu się przysłuchiwali. Olegowi wydawało się, że nawet koza nadstawiała ucha. - Proponuję zostawić tu Mariannę z Tomaszem. Dać im koce i żywność. Zostawić wszystko. My we dwóch bez obciążenia ż łatwością dolecimy do przełęczy. Oleg nie odpowiedział, bo rozumiał, że Tomasza nie wolno zostawiać. Nie wolno go pozbawiać celu. To go zabije. Ale może Dick myśli, że on się boi iść dalej w dwójkę? - Przestraszyłeś się? - zapytał Dick - Nie o siebie - odezwał się wreszcie Oleg. -Jeśli Tomasz będzie chory, to nie zdoła obronić Marianny. A Marianna jego... A jeśli tu są drapieżne zwierzęta? Jak sobie z nimi poradzą? - Marianna, dasz sobie radę? - Dick nie zapytał, ale jakby rozkazał. - Dojdę - powiedział Tomasz. Dojdę, nie bójcie się. Muszę dojść... Idę tam już od szesnastu lat, więc muszę dojść, zrozumcie! A rano spór rozstrzygnął się sam. Z bardzo prostej przyczyny. Kiedy Oleg obolały, przemarznięty i zdrętwiały wygramolił się z niszy i mrużąc oczy od jaskrawego światła, wbiegł za skałę, żeby załatwić małą potrzebę, zobaczył na białej płachcie płaskowyżu - wiatr przez noc zasypał wszystkie ślady ludzi łańcuch wielkich zagłębień, w których nawet nie od razu domyślił się śladów. Wyglądało to tak, jakby jakiś olbrzym odbijał w śniegu wielkie beczki. Oleg obudził Dicka i razem z nim ruszył ostrożnie wzdłuż śladów, w tym kierunku, który wskazywały wgłębienia od pazurów. Trop kończył się przy stromym urwisku, a więc zwierzę potrafiło również wdrapywać się na skały. - Jaki on jest? - zapytał Oleg szeptem. - Może własnym ciężarem zmiażdżyć dom - odpad Dick. - Żeby takiego upolować...! - Próżne nadzieje - powiedział Oleg. - Nawet strzała z twojej kuszy nie przebije mu skóry. - Będę jednak próbował - mruknął Dick. - Wracamy? - Nie chciałbym zostawić tu Marianny z Tomaszem - powiedział Oleg. - Przecież nie nalegam, chociaż to zwierzę może być trawożerne. - Nie wolno ryzykować, nawet gdyby to była tylko wędrowna roślina... - Gdzie byliście? - zapytała Marianna, która zdążyła już rozpalić ognisko. - Tomaszowi spadła gorączka. To dobrze, prawda? - Dobrze - odpowiedział Oleg. Powiedzieli jej o śladach, bo Marianna i tak by je zobaczyła. Ale dziewczyna wcale się nie zlękła. Mało to rozmaitych zwierząt żyje dokoła? Kiedy się je pozna, to okazuje się, że wcale nie wszystkie są złe i niebezpieczne. Zwierzęta zajęte są własnymi sprawami. - Siadajcie - powiedziała Marianna. - Zjemy śniadanie. Spod namiotu wygramolił się Tomasz. Był blady i chwiał się na nogach. W ręku trzymał manierkę. Siadając koło Olega odkręcił ją i łyknął koniaku. - Trzeba się rozgrzać - powiedział ochryple. - Lekarze przepisywali kiedyś chorym i osłabionym czerwone wino. Marianna sięgnęła po swój worek. Wytoczył się z niego malutki grzyb. Worek był rozdarty, pogryziony i pusty. - A gdzie są grzyby? - zapytała Marianna Tomasza, jakby to on miał wiedzieć, gdzie są grzyby. - Co? - Dick zerwał się na równe nogi. - Nie schowałaś na noc worka pod namiot?! - Byłam okropnie zmęczona - powiedział Marianna. - Myślałam, że położyłam go pod spód, a on został na zewnątrz. - Gdzie jest to bydlę? - zapytał Oleg cicho. Zapłaci nam za to. - Zwariowałeś? - krzyknęła Marianna. - Może to wcale nie koza? - A kto? Ty? Tomasz? Co my teraz będziemy żarli? Jak dojdziemy? - Mamy jeszcze mięso - powiedziała Marianna. - Pokaż