Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Słysząc tak po prostu wyrażone zapewnienie, odetchnęła z ulgą. - Nie wiem jeszcze, co to oznacza albo w jaki sposób ma mi to pomóc, ale poznając tę prawdę... wierząc w nią... to właśnie jest przyczyna, dla której zostałam wybrana. Jeśli nie odnajdę klucza, a po mnie Dana i Zoe - dusze Cór do końca świata będą łkały, uwięzione w szklanej szkatule. Flynn wyciągnął rękę i pogładził ją po włosach. - Nie dopuścimy do tego. - Przepraszam. - Zoe zawahała się w drzwiach, walcząc z pokusą wytarcia dłoni w satynowy rąbek, zdjęcia butów i przejścia boso po tych lśniących podłogach. Najchętniej podbiegłaby prosto do okna podziwiać rozciągający się za nim widok. - Ci ludzie na dworze powiedzieli mi, że mogę wejść. I, Flynn, przed domem jest Moe, tarza się w czymś, co wygląda jak zdechła ryba. - O Chryste, zaraz wracam. Zoe, Brad. - Wybiegł z pokoju. Brad wstał. Nie miał pojęcia, jak mu się to udało, skoro kolana dosłownie załamywały się pod nim. Przez dudnienie krwi, rozbrzmiewające w jego głowie, słyszał własny głos, spokojniejszy niż zwykle, lekko podniesiony. - Proszę, wejdź. Czy podać ci coś do picia? - Nie, dziękuję. Malory, przepraszam. Odebrałam twoją wiadomość i zaraz przyjechałam. Czy wydarzyło się coś złego? - Nie wiem. Brad sądzi, że brak mi kilku klepek, a ja nie mogę mieć mu tego za złe. - A to paradne! - Zoe błyskawicznie zapomniała o całym uroku tego domu, uroku jego gospodarza i zerwała się, gotowa do obrony. Sunęła przez pokój, by stanąć u boku Malory, a jej ostrożny, przepraszający uśmiech przerodził się w grymas gniewnego nadąsania. - Jeśli powiedziałeś coś takiego, jesteś nie tylko w błędzie, jesteś źle wychowany. - Tak naprawdę nie powiedziałem nic podobnego. Jeśli nie znasz okoliczności... - Nie potrzebuję ich znać. Znam Malory. A ty, skoro jesteś przyjacielem Flynna, powinieneś zachowywać się tak, żeby nie sprawiać jej przykrości. - Proszę o wybaczenie. - Skąd ten napuszony, pełen wyższości ton, zupełnie jakby nagle przez jego usta przemówił jego własny ojciec? - Zoe, Brad naprawdę nie ponosi tu winy. Sama nie wiem, czy jestem zdenerwowana. - Malory odgarnęła włosy i wstając z miejsca, wskazała na obraz. - Powinnaś obejrzeć to. Zoe uczyniła krok do przodu i przycisnęła dłonie do gardła. Miała łzy w oczach. - Jaki piękny. I jaki smutny. Należy do tamtego. Skąd on się tutaj wziął? Malory objęła ją wpół i stały teraz przytulone. - Co masz na myśli, mówiąc, że należy do tamtego? - To Szklane Córy po tym... jak rzucono na nie klątwę. Szkatuła z błękitnymi światłami, dokładnie taka, jak ją opisałaś. Ta z twojego snu. I takie samo... takie samo... nie wiem, jak mam to nazwać. No, to jakby komplet czy część kompletu, namalowana przez tego samego artystę. Malory popatrzyła na Brada, unosząc brew. - Jesteś ekspertem w dziedzinie sztuki? - Brad zwrócił się do Zoe. - Nie. - Nawet się nie pofatygowała, żeby na niego popatrzeć, a jej głos był kompletnie pozbawiony wyrazu. - Jestem fryzjerką, ale nie jestem głupia. - Nie chciałem sugerować... - Sugerować nie. Chciałeś to powiedzieć. Malory, czy ten obraz pomoże ci odnaleźć klucz? - Nie wiem. Ale on musi coś znaczyć. W samochodzie mam aparat cyfrowy. Czy mogę zrobić kilka zdjęć? - Jasne. - Kiedy Malory wybiegła, zostawiając go samego z Zoe, Brad wepchnął ręce do kieszeni. - Jesteś pewna, że nie chcesz się niczego napić? - Nie, dziękuję. - Ja, cóż, ja przyszedłem dopiero po pierwszej odsłonie - zaczął. - Mogłabyś dać mi trochę czasu, zanim się we wszystkim połapię. - Jestem pewna, że Flynn powie ci wszystko, co powinieneś wiedzieć. Przeszła przez pokój pod pretekstem, że chce wyjrzeć za Malory, a tak naprawdę zafascynował ją wspaniały widok rzeki za oknem. Ciekawe, jak by to było móc stawać przy tym oknie za każdym razem, ilekroć człowiekowi przyjdzie ochota, i przyglądać się światłu, wodzie i wzgórzom, pomyślała. Ile by to dawało poczucia swobody, jak by wyciszało. - Malory oznajmiła mi właśnie, że Szklane Córy istnieją naprawdę. W innej rzeczywistości. I że ludzie, których poznałyście na Wzgórzu Wojownika, mają po kilka tysięcy lat. Odwróciła się ku niemu, nie mrugnąwszy okiem. - Jeśli Malory w to wierzy, z pewnością ma powody. A ja darzę ją takim zaufaniem, że również w to wierzę. Czy teraz powiesz, że brak mi kilku klepek? - Nigdy nie powiedziałem Malory czegoś takiego. Pomyślałem, ale nie powiedziałem. Tobie też tego nie powiem - odparł Brad poirytowany. - Ale tak myślisz. - Wiesz, mam tylko dwie nogi, ale rozmawiając z tobą odnoszę wrażenie, że cały czas zaczynam z tej niewłaściwej. - Ponieważ wątpię, abyśmy w najbliższym czasie mieli pójść potańczyć, twoje nogi nie martwią mnie zbytnio. Masz ładny dom. - Dziękuję. Ja też tak uważam. Zoe... - Wiele razy zdarzało mi się kupować w HomeMakers. Nasz lokalny sklep jest świetnie zaopatrzony i ma znakomitą obsługę. - Miło słyszeć. - Mam nadzieję, że nie planujesz w nim jakichś zasadniczych zmian, ale przydałaby się trochę większa różnorodność, jeśli chodzi o towary sezonowe. Wiesz, ziemia do kwiatów, łopaty do odśnieżania, meble ogrodowe. Poczuł leciutkie drżenie warg. - Już notuję w pamięci. - A w soboty nie zaszkodziłoby trochę więcej kasjerek. Zawsze tworzy się kolejka