Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- - Nie mogę już dłużej kontynuować poszukiwań twej córki. Potrzebuję Królewskiej Straży do innych zadań. - Rozumiem, Wasza Wysokość. Maybor pojął, że łoże i życzliwe przyjęcie stanowią akt skruchy. - - Musisz też zdać sobie sprawę, iż nie możemy już liczyć na to, że ją odnajdziemy. Straż szuka jej od niemal miesiąca. Jutro odwołam poszukiwania. - Wreszcie zwróciła się w jego stronę. - Mayborze, nawet gdyby Melliandra się teraz znalazła, nie mogłabym zaaprobować tych zaręczyn. Dziewczyna, którą poślubi mój syn, musi być bez zarzutu. Nie możemy wiedzieć, przez co przeszła twoja córka i z kim się stykała. Kobieta, która przejmie po mnie tytuł królowej, musi być nieskazitelna. - Pochyliła głowę. - Przykro mi, lordzie Mayborze, ale podjęłam już decyzję. - - Wedle życzenia Waszej Wysokości - odparł spokojnym głosem. - Czy wolno mi zapytać, kto ma zastąpić moją córkę? - - Kiedy znaj dzie się odpowiednia dziewczyna, będziesz pierwszym, który się o tym dowie. - W jej głosie brzmiał nerwowy ton, którego źródeł grubas nie rozumiał. - Lordzie Mayborze, mam nadzieję, że nie muszę ci mówić, jak wysoko cenię twą niezachwianą wierność i poparcie. Zbliżyła się do błagania tak bardzo, jak tylko mogła. Prosiła go, by zaakceptował jej decyzję i nadal pozostał jej wierny. Potrzebowała jego poparcia, by zachować swą pozycję. Nie zamierzał składać jej żadnych obietnic. Oboje wiedzieli, że jego lojalność jest warta więcej niż wysadzane klejnotami łoże. - Wiem dobrze, jak bardzo Wasza Wysokość potrzebuje mej wierności. - Przerwał na chwilę, by jasno zrozumiała sens jego słów. - Zapewniam, że nie podejmę żadnych pochopnych kroków. - Pokłonił się nisko, z cichym szelestem jedwabnej szaty. - Jeśli Wasza Wysokość pozwoli, oddalę się już. Idąc ku drzwiom, obejrzał się ukradkiem na królową. Sprawiała wrażenie autentycznie zmartwionej. Baralis szedł na spotkanie z nowymi najemnikami. Crope umówił go z nimi w pobliżu schronienia. Z pierwszej grupy jeszcze tylko trzech było zdolnych do służby. Jedynym, który nie odniósł żadnych obrażeń, był ich herszt, Traff. Kanclerz wiedział, jak bardzo ów człowiek go nienawidzi i pragnie się od niego uwolnić, nie miał jednak zamiaru spuścić go z haczyka. Mógł liczyć na zwolnienie ze służby jedynie przez śmierć. Baralis był w bardzo wesołym nastroju. Incydent z Mayborem i pokojówką okazał się sukcesem. Mówił o nim cały zamek. Fakt, że dziewczyna sypiała również z synem wielmoży, okazał się dodatkową, nieoczekiwaną korzyścią. Z pewnością wywoła to napięcia między ojcem a synem. Być może nawet będzie mógł w pewnej chwili porozmawiać z Kedracem - nic zuchwałego, tylko subtelna propozycja. Skrzywdzony syn mógłby okazać się cennym sojusznikiem przeciw ojcu. Poczeka i zobaczy. Sam nie miał rodziny, trudno więc było mu ocenić siłę rodzinnej lojalności. Było mu niemal żal Maybora. Z pewnością przeżył potężny szok, gdy znalazł dziewczynę w łożu, a jeśli Baralis się nie mylił, spotkał go dzisiaj też drugi cios. Kanclerz wiedział, że królowa wezwała grubasa na audiencję i żywił mocne podejrzenia, iż poinformowała go o odwołaniu zaręczyn. Ostatecznie czas już mijał. Dwa dni. Tyle tylko jej zostało. Gdyby nawet znaleźli teraz tę całą dziewczynę, zapewne nie zdołaliby sprowadzić jej do zamku na czas. Biedny Maybor! Po prostu nic mu się nie układało! Baralis potrząsnął głową, udając współczucie. Stracił córkę, kochankę, szansę wpływu na przyszłego króla, a może nawet wierność pierworodnego syna. Będzie go trzeba uważnie obserwować. Maybor był człowiekiem ceniącym zemstę równie wysoko, jak sam Baralis. Z pewnością spróbuje dokonać jakiegoś odwetu. Realizacja planów kanclerza była kwestią najbliższych dni. Królowa - choć niechętnie - wezwie go przed swe oblicze. Mieli coś do załatwienia. Przegrała zakład i musi zapłacić umówioną cenę. Wiedział, że postawił ją w trudnej sytuacji. Była zmuszona złamać słowo dane Mayborowi, człowiekowi, którego lojalności potrzebowała, by utrzymać w ryzach pomniejszych wielmożów. Ponadto Maybor łożył wielkie sumy w złocie na rzecz wojny z Halcusami, nie wspominając już o tym, że ginęli w niej jego ludzie i niszczono jego ziemie. Królowa zapewne lękała się w obecnej chwili o to. w jaki sposób zdoła spłacie dług. nie tracąc jednocześnie wierności Maybora. Baralis ani przez chwilę nie wątpił w to. że Arinalda potrafi tego dokonać. Nie była nowicjuszką w sztuce kierowania państwem. W gruncie rzeczy, radziła sobie z politycznymi intrygami znacznie lepiej niż jej biedny, chory mąż. Na wszelki wypadek udał się do schronienia przez las. Nie chciał, by najemnicy, z którymi miał się spotkać, dowiedzieli się o jego kryjówce, nim znajdą się u niego w kieszeni. Zobaczył ich z daleka. Wiedział, że będą go wypatrywać. Tak jak większość ludzi przejeżdżających przez Harvell. z pewnością słyszeli różne opowieści na jego temat. Na pewno bali się teraz trochę, onieśmieleni widokiem nadchodzącej postaci w czarnych szatach. - Dzień dobry panom. Mówił cicho. Niech wytężają słuch! - - Ty jesteś lordem Baralisem? - zapytał jeden z nich. - - Ja. Spojrzał po kolei w oczy wszystkim zebranym. - Chcesz wynająć paru ludzi? W głosie mężczyzny słychać było pewność siebie. - Jestem gotów dobrze zapłacić. Wyraz chciwości na ich twarzach łatwo było rozpoznać. - Słyszałem, że tych, których wynająłeś poprzednio, zabito w lesie. Chciał podnieść cenę