Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Nawet przy zredukowanych wymaganiach oznaczać to będzie biliony ton tlenu, a może nawet więcej - oponował Jirzi. - Na pewno więcej, mimo że powierzchnia Luny jest niemal czternastokrotnie mniejsza niż powierzchnia Ziemi. Ale materiału zawierającego tlen będziemy mieć na Księżycu pod dostatkiem. Warunki biologiczne na Księżycu znali już w przybliżeniu badacze dwudziestego wieku, mimo że mogli odgadywać jedynie charakter mieszczących się na powierzchni skał według sposobu, w jaki odbijały ona światło. Wiedzieli, że są tam zwietrzałe skały bazaltu, martwicy, porfiru, granitu i gnejsu. Wszystkie te minerały zawierają tlenek krzemu, a co za tym idzie wiele tlenu. Wystarczy uwolnić z nich tlen... - Przy pomocy rezonatorów Klouzala! - zawołał zwycięsko Piotr. Nie mógł się powstrzymać i opowiedział wesoły fragment filmu "Zwycięski marsz", dziejący się w laboratorium, w którym Klouzal dokonał swego odkrycia. - Filmowcy na pewno trochę to spreparowali i ustylizowali na swój sposób, mimo że w zasadzie trzymali się prawdy - zauważył ojciec. - I tak był to ładny dowód współpracy nauki międzynarodowej, że oceniono pierwszeństwo odkrycia czeskiego fizyka i nazwano ów bajeczny aparat jego imieniem. Równie dobrze mogli nazwać go rezonatorem Woroncowowa, La Bruyera, Wilkinsona, Szikitawa i Bóg wie jak jeszcze, ponieważ dopiero praca następnych naukowców zrobiła z niego to, czym jest dzisiaj, to znaczy wspaniałym instrumentem przeobrażenia materii. - Zgoda, powietrze będziemy więc mieli, ale co będzie z wodą? Życie bez wody jest na Księżycu nie do pomyślenia! - ciągle jeszcze nie chciał poddać się Jirzi. - Uzyskamy ją ze skał, podobnie jak tlen. Zawierają one sole kwaśne, w których mieści się wodór, a mając wodór i tlen, wyprodukujemy wodę bardzo łatwo. Do połączenia obu tych pierwiastków w wodę wystarczy zwyczajna iskra elektryczna, jak to robili fizycy już w dziewiętnastym wieku. Zresztą niedawno nasza stacja księżycowa zakomunikowała, że na Księżycu znaleziono również mnóstwo minerałów z wodą krystaliczną. Uwolnienie z nich wody nie będzie sprawiało trudności. Zakomunikowano poza tym coś jeszcze, co na pewno będzie was interesować. - Nie zwracając uwagi na niecierpliwość słuchaczy, sięgnął flegmatycznie po nowego papierosa, i dopiero kiedy ten zapalił się jak należy, zaczął opowiadać: - Astronomowie, obserwujący systematycznie Księżyc, zawsze interesowali się bardzo zmianami na jego powierzchni. W rzeczy samej była to najbardziej pasjonująca część badań księżycowych. Księżyc przez długi czas uważany był za martwą planetę, na której z dawien dawna nic się już nie dzieje i dlatego każda najmniejsza chociażby zmiana na jego powierzchni budziła szczególne zainteresowanie astronomów. Wyjaśnienie jej prowadziło zawsze do namiętnych polemik, podczas których za każdym razem jedna strona starała się podważyć i obalić bez reszty argumenty przeciwników. Mimo to stwierdzono w tym zakresie bezsprzeczny fakt. Już w 1866 roku astronom Schmidt zwrócił uwagę, że mały krater Linne, położony we wschodniej części Marę Serenitatis, czyli Morza Pięknej Pogody, wygląda zupełnie inaczej, aniżeli opisy Lohrmanna i Maedlera z 1823 roku. Przez dobry teleskop przedstawiał się on Schmidtowi jako biaława plama, pośrodku nieznacznie głębiona, podczas gdy oni widzieli w jego miejscu głęboki krater, rzucający w ukośnych promieniach słońca ostre cienie. Schmidt tłumaczył to sobie nowym wybuchem krateru. Lawa wypełniła go w znacznej mierze i przelała się przez jego brzegi na zewnątrz, wyrównując okoliczny teren. Tego rodzaju zmian w wyglądzie kraterów lub stożków wulkanicznych obserwowano więcej. W Marę Crisium, Morzu Przewrotów - nazwa, jaką nadali tej części Luny dawni astronomowie - pojawiły się nie tylko nowe kratery, lecz również dziwne mgliste formacje. Niezwykle ciekawe rzeczy zaobserwował słynny astronom W. H. Pickering w rozległym kraterze Eratosthenes. Na wschód od środkowego stożka krateru leżała ogromna biała plama, mierząca z pomocy na południe około 24 kilometry, a ze wschodu na zachód 13 kilometrów w okresie swej maksymalnej rozpiętości. Z chwilą gdy krater zaczęło oświetlać słońce, plama zaczęła się zmniejszać. Podczas pełni tamtejszego południa ginęła zupełnie, ale już na drugi dzień pojawiała się znowu i rosła stopniowo do pierwotnych rozmiarów. - A jak to wytłumaczyli? - nie mógł się powstrzymać Piotr, alby ojcu nie przerwać. Dostal uśmiechnął się. - Najpierw starali się wszystkiemu zaprzeczyć i twierdzili, że idzie tu o błędne obserwacje