Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Ale Alevy nie potrafił pogodzić się z faktem, że nie wszyscy ukształtowani przez ten reżim ludzie zdolni są wyłącznie do zdrady i łajdactwa. Być może miał rację. Generał Surikow stanowił w każdym razie dobry przykład nowego sowieckiego człowieka. - Nie mam bynajmniej zamiaru posyłać go na zieloną trawkę ani przekazać tobie, jeśli to masz na myśli. - Wcale o tym nie myślałem. Facet najwyraźniej chce gadać tylko z bratnim oficerem lotnictwa. Ja nie mógłbym go prowadzić. Co oferuje za bilet na Zachód? Raport na temat Borodina? - Tak. - Może podsunąłeś mu po prostu ten pomysł. Może wymyśli jakieś bzdury tylko po to, żeby się stąd wydostać. - Wkrótce się dowiemy. - Zamierzasz z nim się spotkać osobiście? - Tak. - Hollis postawił butelkę na podłodze i otarł ręce o spodnie. - Ale nie życzę sobie niczyjego towarzystwa. - Ja też chcę z nim porozmawiać. - Nie uważam tego za dobry pomysł. Szef placówki CIA, najważniejszy facet ze wszystkich działających w Związku Sowieckim zachodnich wywiadów, nie powinien uganiać się po Moskwie, próbując spotkać się z rosyjskimi informatorami. Mam rację? - Nie twoje zmartwienie. - Jasne. 198 Hollis uświadomił sobie, jak mało wie o Alevym. W Langley okazał się podobno geniuszem w dziedzinie politycznej analizy, a jego proroctwa, dotyczące rozwoju wydarzeń u Sowietów, zwłaszcza gorbaczowowskiej głasnosti, sprawdzały się z taką dokładnością, że niektórzy twierdzili, że musi mieć znajomego w Politbiurze. Alevy przyjechał do Moskwy mniej więcej przed trzema laty jako trzeci zastępca szefa placówki. Teraz sam został szefem. Nie wolno mu było opuszczać terenu ambasady bez dwóch ochroniarzy i kapsułki cyjanku. Hollis wiedział, że zdarza mu się czasami wyjść bez obstawy, ale nigdy bez trucizny. Oficjalnie Alevy pełnił funkcję sekretarza do spraw politycznych, ale jak zwykle w tego rodzaju przypadkach, była to dość cienka fasada. KGB i tak wiedziało, kim jest; wiedzieli o tym także prawie wszyscy wyżsi urzędnicy ambasady. - Może o to właśnie chodzi Asowi - zauważył prowokacyjnie Hollis. - Żeby wywabić cię z ambasady i zabić. - Nawet oni nie zabijają wyższych amerykańskich dyplomatów. - W twoim przypadku chętnie zrobią wyjątek. A poza tym nie jesteś dyplomatą. - Jak to nie? Mam dyplomatyczny paszport. Chodzę na wszystkie przyjęcia i wysławiam się nie gorzej od ambasadora. Hollis wstał. - Co robiłeś w piątek wieczorem na Sadownikach? Alevy również podniósł się z miejsca. - Przyjęcie z okazji Sukkot. Dożynki. Coś w rodzaju naszego Święta Dziękczynienia. Hollis kiwnął głową. Słyszał, że Alevy mieszkał kiedyś kilka miesięcy w rosyjsko-żydowskiej społeczności w brooklyńskim Brighton Beach. Dzięki temu mówił po rosyjsku z moskiewsko-leningradzkim akcentem i był chyba jedynym człowiekiem w całej ambasadzie, który mógł udawać Rosjanina. Hollis domyślał się, że przyjaciele Alevy'ego z Brighton Beach dostarczyli mu najświeższych informacji na temat prześladowań religijnych w Rosji i dali nazwiska ludzi, z którymi mógł się skontaktować w Moskwie. Przyjeżdżając tutaj dysponował dzięki temu atutami, których nie miał nikt poza nim. - Interesujesz się judaizmem? - zapytał Alevy. - Wiem, że Sowieci za nim nie przepadają. Wiem, że obrzędy religijne mogą spowodować interwencję KGB. Wiem, że ambasador nie byłby zadowolony z faktu, że sprawiasz przykrość naszym gospodarzom. - Pierdolę jego ekscelencję - stwierdził Alevy. - Żydzi są tutaj elementem politycznie niepewnym, więc można się z nimi śmiało przyjaźnić. 199 Hollisa uderzyła zawarta w tym stwierdzeniu ironia. Amerykańscy Żydzi byli kiedyś uważani za element niepewny przez CIA. Teraz Alevy został szefem placówki CIA w Moskwie częściowo dlatego, że był Żydem. Czasy się zmieniają. - Żydowscy dysydenci są tutaj naszą piątą kolumną, Sam - odezwał się Alevy, jakby czytał w jego myślach. - Powinniśmy nawiązywać więcej kontaktów z tą społecznością. - Jesteś tego pewien? Choćby nawet było to prawdą, pomyślał Hollis, Alevy wdał się w niebezpieczną grę. Niebezpieczną, ponieważ prowadził ją na własną rękę, bez oficjalnego poparcia i osłony. Któregoś dnia, pomyślał, Seth Alevy znajdzie się sam na sam ze swoją kapsułką cyjanku. - Ci ludzie mają dosyć własnych problemów - powiedział, przypominając sobie to, o czym rozmyślał w chacie Pawła. - Mieszając się w ich sprawy, pogarszasz tylko sytuację, w której się znajdują. - Bzdura. Sytuacja Żydów pogarsza się głównie wtedy, kiedy usiłują ugłaskać jakoś swoich prześladowców. - Być może. Słuchaj, nie lubię gadać o polityce ani o religii... interesuje mnie tylko seks i futbol. Ale jako twój kolega i tak, idioto, nawet jako twój przyjaciel powtarzam ci: KGB potrafi przełknąć to, że jesteś szpiegiem, ale nie to, że jesteś Żydem. Jesteś nam tutaj potrzebny, zwłaszcza teraz, kiedy wynikła ta nowa sprawa. - Więc kiedy i gdzie masz się spotkać z Asem? - zapytał Alevy, puszczając mimo uszu jego słowa. Hollis wiedział, że nie może mu odmówić podania tej informacji