Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Zapytał Dunneldeena: - Czy wraz z plemieniem dotarły do nas jakieś wieści z Edynburga? Dunneldeen pokręcił przecząco głową. Jonnie złapał maskę powietrzną i kurtkę lotniczą. - No to ja lecę na poszukiwanie Stormalonga! Nie zdążył nawet dojść do wyjścia z doliny, gdy zderzył się ze Stormalongiem. - Gdzieżeś ty był? - zawołał Jonnie. - Wywoływałem cię i wywoływałem! Stormalong wepchnął go do bunkra, gdzie nikt nie mógł ich podsłuchać. - Cały czas latałem i walczyłem, aż mi o mało gogle nie poodpadały! Był wymizerowany i miał zapadnięte oczy. Jego biały szalik był brudny, kurtka poplamiona tłuszczem i zapocona. Plecy kurtki były opalone od rażenia miotaczem. - Jesteś ranny! - powiedział Jonnie. - Nie, nie, to nic takiego. Oficer Drawkinów nie chciał się poddać. Musiałem go gonić samolotem szturmowym piechoty kosmicznej! Wyobraź to sobie: on uciekający na piechotę po stoku góry Ben Lomond i ja próbujący oszołomić go - nie zabić, lecz tylko oszołomić - z wielkokalibrowego miotacza! A kiedy wylądowałem i wyszedłem z samolotu, to on udawał martwego i strzelił do mnie, więc znów musiałem go ogłuszyć. Och, co to był za burzliwy okres! - Ale co ty właściwie tam robiłeś? - zapytał Jonnie, nie bardzo pojmując sens tego wszystkiego. - Brałem do niewoli jeńców! Zostawili sporo żołnierzy piechoty kosmicznej i pilotów rozproszonych wokół bazy w Singapurze. Część z nich była ranna. Nie zatroszczyli się też o pozbieranie swych rannych w Rosji. Dunneldeen musiał zestrzelić ze trzydzieści nieprzyjacielskich samolotów wokół Edynburga i piloci, którzy się wykatapultowali porozpraszali się w Górach Szkockich i na zachód od miasta. Mogę ci powiedzieć, że trzeba było się mocno natrudzić, żeby ich wszystkich wyłapać. Myśleli, że będą poddani torturom albo zarażeni wirusem lub zabici. I dlatego nie poddawali się łatwo! Pomagało mi może z pół tuzina strażników bankowych. Ale to byli Francuzi, Jonnie. To nie są żołnierze. Być może nadają się do strzeżenia skarbca lub pomocy przy wywożeniu kosztowności... - Stormalong, we wszystkich tych miejscach było radio! Musiałeś też mieć własny zestaw radiowy. Ludzie musieli cię widzieć! Czemu się nie odzywałeś? - To wina MacAdama, Jonnie. To on nie pozwolił mi odpowiadać. A każdy, kto nas widział, został przez niego ostrzeżony, żeby nikomu nic na ten temat nie mówił. Uprzedzałem go, że będziesz się denerwował. Ale on się uparł! Absolutna cisza radiowa jest najwyższym nakazem. Bardzo mi przykro, Jonnie. - Zacznijmy od początku! Czy dostarczyłeś zapisy moich rozmów z niewielkimi szarymi ludźmi? Stormalong usiadł na skrzyni z amunicją. Sprawdził, czy nikt ich nie widzi i nie podsłuchuje. - Przyleciałem o świcie i poszedłem wprost do sypialni MacAdama, a kiedy dowiedział się, że przybywam od ciebie, to zaraz włożył taśmę do projektora. A potem wezwał sześciu wartowników, załadował cały kosz banknotami galaktycznymi, powiedział dziewczynie w swym biurze, by nie udzielała nikomu żadnych informacji i polecieliśmy w siną dal. Po prostu mnie porwał! Byliśmy na wszystkich polach bitwy w poszukiwaniu oficerów. MacAdam miał listę narodowości i chciał mieć po kilku z każdej. Jonnie, ci francuscy strażnicy bankowi są do niczego. Sam musiałem i latać, i walczyć. Ale mogłem też czasem odpocząć. Za każdym razem, gdy zebraliśmy paru oficerów... czy wiedziałeś, że MacAdam mówi biegle w psychlo? Byłem zdziwiony, że tak pilnie się tego uczył... Gdy ich przesłuchiwał, mogłem sobie uciąć drzemkę. Potem ładowaliśmy jeńców na pokład. Wszyscy byli powiązani... pilnował ich strażnik bankowy z bronią gotową do strzału..