Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Tymczasem jednak zadzwoni³ telefon i mê¿a – Fraka Rakowskiego – gdzieœ wysoko a pilnie wezwano. Frako nie próbowa³ nawet informowaæ o czymkolwiek wrzeszcz¹cej i wal¹- cej piêœciami w drzwi ³azienki Ma³peczki. Poprosi³ gospodarzy, by j¹ odwieŸli, i znikn¹³. Odwieziona po jakimœ czasie do domu – a by³o to jeszcze mieszkanie w budynku wielo- kondygnacyjnym i wielorodzinnym, eleganckie, ale jak¿e demokratyczne – Ma³peczka zwa- li³a siê do ³ó¿ka i zasnê³a. Budzi siê trzynastego po po³udniu, patrzy: Fraka nie ma. Zasypia znowu. Budzi siê czternastego nad ranem, patrzy: Fraka nie ma. Budzi siê czternastego ko³o po³udnia: Fraka ci¹gle nie ma i to ju¿ zaczyna byæ dziwne. Próbuje Ma³peczka gdzieœ zadzwoniæ: telefon nie dzia³a. Wszystkie nieszczêœcia naraz. Przyczesa³a Ma³peczka w³osy, przemy³a oczy, w³o¿y³a szlafroczek i podrepta³a do s¹siada, demokratycznego s¹siada, demokratycznie zatrudnionego po prostu w najzwyklejszej w œwie- cie Hucie Warszawa. Dzwoni do drzwi i pyta grzecznie, czy mog³aby gdzieœ zadzwoniæ, bo jej telefon popsuty. A tu ¿ona cz³owieka z Huty nagle jak na ni¹ nie bluŸnie! Ma³peczka a¿ odskoczy³a. – Zepsuty! – krzycza³a wniebog³osy ¿ona cz³owieka z Huty Warszawa – ta ma³pa jeszcze ma czelnoœæ mówiæ, ¿e zepsuty, kiedy dobrze wie, ¿e wszystkie telefony wy³¹czono! Ta gnida twój m¹¿ te¿ wy³¹cza³! Wojna, czo³gi na ulicach, mój broni siê w Hucie, tysi¹ce ludzi w obo- zach, a ta szantrapa, to kurwiszcze przychodzi paœæ oczy cudzym nieszczêœciem! „Telefon jej siê zepsu³”! I zatrzasnê³a przera¿onej Ma³peczce drzwi przed nosem. 13 grudnia gwiazdy Trzynastego grudnia rano ktoœ dzwoni do drzwi Krystyny Jandy. W ci¹gu paru sekund do domu wpada ekipa telewizji amerykañskiej CBS News z ca³¹ aparatur¹. W mgnieniu oka oœlepili zaspan¹ gwiazdê reflektorami i przyst¹pili do pytañ. Co myœli o stanie wojennym? Co czuje w stanie wojennym? Co zrobi w stanie wojennym? Czy siê boi? Czy ma kogoœ bliskie- go wœród internowanych? Co zamierza? I tak dalej, i tak dalej. Gwiazda p³aka³a przed kame- 99 ------------------------------------------------------------- page 100 r¹, powtarzaj¹c bez przerwy jedno: „Ja nie wiem... Ja przecie¿ nic nie wiem!” Zrobi³o to po- noæ wstrz¹saj¹ce wra¿enie na œwiecie... Telefony nie dzia³a³y, benzyny do samochodów nie sprzedawano, po ulicach jeŸdzi³y czo³gi i kr¹¿y³y patrole, na rogach ulic stali wœród pryzm œniegu uzbrojeni ¿o³nierze, a jednak wkrótce potem zjawi³ siê u gwiazdy Cz³owiek Od Wajdy. Ulubiony re¿yser gwiazdy ju¿ wie- dzia³, ¿e udzieli³a wywiadu amerykañskiej telewizji, i bola³ nad jej nieroztropnoœci¹. Obóz dla internowanych wydawa³ siê w tej sytuacji pewny, i Wajda poleci³ swojej gwieŸdzie natych- miast ukryæ siê u niego. Co prawda on, twórca „Cz³owieka z ¿elaza”, te¿ by³ zagro¿ony, w zwi¹zku z czym, gdyby im czasu starczy³o, mieli oboje ukryæ siê u Kuby Morgensterna. A potem... 13 grudnia korówki Do mieszkania Haliny Miko³ajskiej, wielkiej aktorki i dzia³aczki KOR-u, przyszli tu¿ po pó³nocy. Le¿a³a sobie w ³ó¿ku, k³ad¹c na ko³drze pasjansa. M¹¿, Marian Brandys, kln¹c pod nosem poszed³ otworzyæ, i zaraz do pokoju wpadli mundurowi pospo³u z cywilami. Kazali NATYCHMIAST ubieraæ siê i iœæ ze sob¹. Zreszt¹ grzecznie: przez ca³y czas byli nadzwy- czaj grzeczni. Miko³ajska, stara opozycjonistka, sypnê³a paragrafami. Mundurowi i cywile, wci¹¿ nadzwyczaj grzecznie wyjaœnili, ¿e sytuacja jest nietypowa i zwyk³a procedura nie obowi¹zuje. W tej sytuacji korówka rzuci³a siê do okna, wychodz¹cego na podwórze i, wy- chylona do pasa, zaczê³a krzyczeæ: „Ratunku! Najœcie na dom!” Odci¹gn¹³ j¹ m¹¿, który w³a- œnie wyjrza³ przez inne okno, od strony Marsza³kowskiej, i zobaczy³ na ulicy czo³gi. – Lepiej ubieraj siê i idŸ z nimi. Zdaje siê, ¿e sytuacja naprawdê jest nietypowa... Ci¹gle nadzwyczaj grzeczni mundurowi i cywile pozwolili Brandysowi towarzyszyæ ¿o- nie. W komisariacie na Wilczej by³ ju¿ prawie ca³y KOR. Nowo przyby³¹ powitano okrzyka- mi, œmiechem, i Mazurem Kajdaniarskim. Itd., itp. Ka¿dy mia³ swojego 13 grudnia i ka¿dy o swoim opowiada³. Prze³omowa data! Urban by³ 13 grudnia wœród tych, którzy poci¹gali za sznureczki. Inni wystêpowali w jego teatrze marionetek. Nareszcie znalaz³ siê w centrum w³adzy! Po raz pierwszy on tak¿e na- prawdê o czymœ decydowa³! 100 ------------------------------------------------------------- page 101 Odgromnik Wtorek. Po³udnie. D³uga, duszna sala przy placu Zwyciêstwa w Warszawie, za Oper¹. Miejsce konferencji prasowych rzecznika rz¹du. Dziennikarze z ca³ego œwiata siedz¹ przy d³ugich sto³ach albo na krzes³ach st³oczonych z ty³u. Niektórzy maj¹ na uszach s³uchawki, przez które us³ysz¹ angielskie t³umaczenie. Na sto³ach stoj¹ ma³e magnetofony, le¿¹ notesy. Reflektory poustawiane, kamery gotowe do pracy, g³oœniki pohukuj ¹ i c h a r k o c z ¹ . O c z y i obiektywy wycelowane w opleciony mikrofonami stó³ na podium, z przodu sali. Jeszcze ni- kogo tam nie ma, ale ju¿ za chwilê, W SAMO PO£UDNIE, jak w starym westernie... Ju¿ siê zbli¿a. Zaraz tu bêdzie. Ju¿ idzie korytarzem, w szpalerze maszynistek czekaj¹cych przy sto- likach, z rêkami na klawiszach. Ju¿ wchodzi! Z obstaw¹, z pomocnikiem, z dyrektorem Cen- trum Prasowego – ale i tak tylko jego siê widzi. Zapalaj¹ siê œwiat³a, kamery pracuj¹, b³yskaj¹ flesze, reporterzy robi¹ zdjêcia, dziennikarze prostuj¹ plecy i w³¹czaj¹ magnetofony. Udaje, ¿e niczego nie widzi. Nie patrzy. Siada powoli, spokojnie, za d³ugim sto³em: szeryf z wester- nu w nieskazitelnym garniturze, w starannie zawi¹zanym krawacie, w koszuli z idealnie wy- prasowanym ko³nierzykiem, ale jednak szeryf, nawet teraz, kiedy – wolniutko, wci¹¿ na pó³ normalnego tempa – wk³ada okulary, ¿eby zajrzeæ do le¿¹cych przed nim papierów