Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Teraz ten nawyk nie ma sensu. I nigdy nie wróci, nigdy. Tysiąc marek w ciągu jednego przedpołudnia, tego po prostu nie da się zapisać! Jakaś część uregulowanego świata Kringeleina zapadła się bez hałasu, bez szmeru nawet, całkiem niepostrzeżenie. Idąc za Gaigernem przez pusty taras do auta, poruszał z lubością ramionami w nowym ubraniu i w nowej koszuli z jedwabiu, napawając się ich miękkością i bogactwem. Wszędzie, gdzie teraz przechodził, ludzie chylili się w ukłonach. "Dzień dobry panu naczelnemu dyrektorowi", pomyślał, przypomniał sobie własną postać, przylepioną do szarozielonkawej ściany w biurze na drugim piętrze fabryki we Fredersdorfie. Siadając obok Gaigerna, zdjął binokle, poddając się działaniu chłodnego, jaśniejącego, marcowego dnia. Warkot puszczanego w ruch motoru napawał go radosnym wzruszeniem i znajomą już pełnią zadowolenia. - Szosą czy znowu Avus? - spytał Gaigern. - Znowu przez Avus i bardzo szybko! - dodał ciszej. - O! pan ma odwagę! - zauważył Gaigern i puścił motor w ruch. - Tak, odwagę mam! - odrzekł Kringelein, sprężony już i pochylony wprzód, gotów z otwartymi ustami poddać się nowemu poznawaniu życia. Oparty o czerwono_białe sztachety na lotnisku Kringelein stoi w zamyśleniu i usiłuje wprowadzić pewien porządek w ten zadziwiający świat, w który dostał się od rana. Wczoraj (a dzień wczorajszy był już o sto lat wstecz), nie dalej niż wczoraj, zmęczony i jak we śnie lunatycznym wjeżdżał windą na wieżę radiostacji; nie było to przyjemnością, a pesymistyczne komentarze doktora Otternschlaga wzmacniały jeszcze niesamowity i niepewny nastrój. A przedwczoraj - było to chyba przed tysiącem lat - przedwczoraj był Kringelein pomocnikiem buchaltera w biurze wypłat fabryki Bawełna Saxonia we Fredersdorfie; był sobie skromnym urzędnikiem, jednym z trzystu innych skromnych pracowników, odzianych w szary kamgarn i mających duże zobowiązania względem Kasy Chorych, a pracujących za małą pensję miesięczną. Dzisiaj zaś, teraz oto, czeka pan Kringelein na pilota, z którym chce za odpowiednią zapłatą umówić się na większy lot okrężny nad Berlinem. Jest to jedna z owych myśli, które do końca doprowadzić się nie dają, choć Kringelein skupiony jest i trzeźwy jak nigdy dotąd. Twierdzenie, że mu nie brak odwagi, jest zwyczajnym kłamstwem