Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Z szoferami? - Bez. - To wszystko? - Na razie wszystko. - Jutro będą gotowe. Ale... chciałbym o coś spytać... - Pytaj. - Czy Rosuń wchodzi do tego układu? - A chciałbyś, żeby wszedł? - Nienawidzę skurwysyna! - Masz coś na niego? Ale coś git, coś jak z twoim rozwodem. - Mam! - No tolu! - Tak za nic, za friko? - A za co chcesz? - Za wykop "Małpiarza" z tego układu, który chcecie zrobić. - Mam ci to obiecać? - Na mur beton! - Obiecam, jeśli to jest dobry numer, skąd mogę wiedzieć? Mów, a zobaczymy, wal prosto z mostu. Na twarzy Zdunkiewicza pojawiło się wahanie. Przez kilka sekund się łamał, aż wypluł: No więc... on jest cholernym antykomunistą! - Wszyscy są antykomunistami - prychnął Heldbaum. - Komuniści też. - Tak, ale-... on ma układ na przejściu jednej z granic, gdzie... - Gdyby nie było zblatowanych celników na każdym przejściu, dziewięćdziesiąt procent tych dóbr, które trafiają na wewnętrzny jarmark, nie mogłoby nań trafić. - Tak, ale on ma córkę, no i zięcia... - Jak ktoś ma córkę, to albo miał, albo ma, albo będzie miał zięcia, nic nowego pod słońcem, chyba że dziewczyna wstąpi do zakonu lub jest lesbijką - przeszkodził mu po raz trzeci Heldbaum. - Dajcie skończyć, do cholery! - zdenerwował się "Traktor" . -W piwnicach ich domu jest tajna drukarnia i melina dysydentów! - Gdzie? W ich daczy, w daczy zięciowej, Rosuń im postawił. Otwock, Parkowa dwa. Sprzęt, farby i kupa nielegalnych książek z Zachodu idą przez tę zblatowaną granicę. Heldbaum zamilkł. Główkował. Wreszcie spytał, już bez kpiarskiego tonu: - Skąd to wszystko... - Mara u nich człowieka - odparł Zdunkiewicz. - Rosuń mój wróg, musiałem go mieć pod kontrolą. - Mogłeś go załatwić sam... - Nie mogłem, za duży ryzyk. "Pan Kazio" ma udział na tym samym przejściu, zwykła kontrabanda. Bałem się z nim drzeć, Grausz to nie Rosuń! i - "Pan Kazio"... - wycedził Heldbaum, mrużąc oczy. - Już jest po ,Panu Kaziu", a o Rosunia się nie kłopocz, jego też wyrzucimy na out! "Petro" przydzielił sobie jeden wóz, a "Książę" przydzielił mu szofera. Ja nim zostałem. Karśnicki jeszcze nie wychodził z domu, ale jego stan już był taki, że nie musiałem być wciąż pod ręką, sam dawał sobie radę ze wszystkim. Na ogół jeździło się w trzy gabloty, tylko że mnie zostawiali w wozie, nie widziałem jak "Petro" chwyta ryby w sak. Dzień w dzień blatował któregoś z "waletów" lub z podwładnych, nie patyczkując się, a fizyczny opór łamał wschodnią sztuką "dzieciarni" Karśnickiego. Nie patyczkował się nawet z kobitami. Dupę "Lola" (tego od hazardu) wciągnęli do mojej gabloty i Heldbaum bez wstępnego gadania rzekł: - Dzidziu, kochasz swoją mamusię? To jej pomóż. Meldunek się jej zmienił przed godziną, ale pod tym nowym adresem nie ma lekarstw. Jak długo wytrzyma bez insuliny, co? I jak ty dasz radę bez cycków, gdyby ktoś obciął ci je brzytwą? Śpiewała, że hej! Byłem przerażony. Spytałem, prowadząc wóz do Zalewu Zegrzyńskiego: - Zrobiłby pan to naprawdę? . - Synu - obruszył się "Petroniusz" - co ty mówisz! Jestem człowiekiem gołębiego serca, wszyscy o tym wiedzą. Nie skrzywdziłbym nawet muchy, idąc patrzę pod but, żeby nie nadepnąć któregoś z bożych stworzeń. Używam strachu, bo strach zmiękcza człowieka, jak wysokie temperatury zmiękczają plastik. Jechaliśmy nad Zalew, "Lolo" miał tam przystań i łódź. Adres podała nam Dzidzia. Okazało się, że ma dwie łódki, motorową i żaglową. Ta pierwsza stała przy małym molu, drugą wypłynął w rejs. Poczekaliśmy. Jak dopłynął, zobaczył Heldbauma. Uśmiechnął się szeroko: - Cześć, Mosiek. - Z czego on tak się cieszy? - spytał Jacuś. - Z niczego. Cieszy się jak świnia - odparł "Petroniusz". - Albo udaje, że się cieszy, bo on nie lubi Żydów. Mosiek to dla niego brudny gudłaj. On sam jest czysty aryjczyk, ale teraz się wybrudził, bo zmieniał żagle, powinien się wykąpać. To mu dobrze zrobi. "Dżek" dotkną} wzrokiem Tomka "Walentino", Jędrka "Kuśke" i resztę chłopaków. Weszli na pomost i wrzucili Nowickiego w Zalew. Gorylątka króla kasyn, chłopy na schwał, każdy jak worek muskułów, też fiknęli do wody. Pozwolono im z niej wyleźć i kazano maszerować do domku koło przystani, a tam czekać. Nowickiemu nie pozwolono. Stał przy brzegu w wodzie powyżej pasa i trząsł się, bo było zimno. Nic nie mówił. Mówił Heldbaum: - "Loluś", ty zawsze wiedziałeś, z której strony chleb posmarowano czymś dobrym. To i teraz wyczuj, co jest grane