Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Pomimo tego słuchacze usłyszeli „Addio pomidory". Jeszcze tylko doszło pożegnanie i wymienienie nazwisk aktorów. Starsi Panowie, znani z pomijania współpracowników, przez niedopatrzenie wspomnieli o zespole muzycznym prowadzonym przez Juliusza Borzyma oraz wymienili Bogdana Kryspina, który dokonał nagrań wszystkich piosenek. (Tu autor książki przestaje przeprowadzać dowód karygodnej postawy Starszych Panów. Pomysł jest zbyt absurdalny). Jak komponuję piosenki? (fragmenty listu nadesłanego przez Jerzego Wasowskiego do pisma „Synkopa"). ...wybrany tekst poetycki sylabizuję. ...Następnie siadam do pianina i każdej sylabie tekstu przyporządkowuję jakiś klawisz, dbając o rozmaitość. Więc np. raz biały klawisz, to znowu któryś z czarnych Ud. Podkreśliłem wyżej słowo „każdej" nie przypadkowo: kryje się tu bowiem bardzo istotny szczegół pracy solidnego kompozytora. Bo zauważmy: jeśli nie skoncentrujemy się należycie i przyporządkujemy jakiejś sylabie więcej niż jeden klawisz to wtedy tę sylabę będzie trzeba w śpiewie (jak to się mówi) „przeciągać", jak np. w znanym fragmencie: „dziewczyno mo-o-ja". To jeszcze pół biedy. Gorzej, gdy odwrotnie, damy mniej dźwięku niż sylab. Wtedy bowiem niektóre sylaby tt Przepona w przeponę pozostaną bez dźwięków i trzeba je będzie w śpiewie pominąć, a takie znów pomijanie może doprowadzić do zatarcia czytelności tekstu. Ot np. pozostając przy cytowanym fragmencie, moglibyśmy otrzymać zwrot „dzieno ja", lub np. „wczyno mo" i t.p. Dodajmy jeszcze do tego wykonawcę o niewyraźnej wymowie... i tekst przepada. A ja osobiście jestem zdania, że tekst w piosence, podobnie jak w dialogu teatralnym, czy też w przemówieniu, nie jest całkowicie obojętny. Obfitość materiału i nadmiar pomysłów sprawia, że przy systematycznym zgłębianiu historii Kabaretu Starszych Panów zdarzają się pewne komplikacje. Tak jak w tym przypadku. Rozdzielenie życia radiowego Starszych Panów od telewizyjnego pozwala zgłębić różnice. „Życie Warszawy" (31.01.62 r.), fragmenty tekstu „Postacie telewizyjne" z cyklu „Przed małym ekranem": ...JEREMI PRZYBORA i JERZY WASOWSKI - którzy w II serii piosenek swego kabaretu złożyli nam wizytę w pełni blasku swych osobistych uroków. Ich wdzięk polega na tym, że śmieją się z siebie - nie wprost lecz za pośrednictwem widzów, do których przemawiają wybornym, groteskowym dowcipem słownym i sytuacyjnym, oraz - oczywiście - piosenką. Ta piosenka stała się w ostatnim programie argumentem w dyskusji o piosence. Oto mamy właśnie nowy typ tej twórczości: nowoczesna piosenka żartobliwa. Tu, czy się kocha, wzdycha, czy cierpi - widz się śmieje. Wymieniam, moim zdaniem, najlepsze: „Czemu zgubiłam korale", „Osculati", „Już kąpiesz się nie dla mnie" - każda w swoim rodzaju finezyjna, operująca zróżnicowanymi odcieniami lirycznej groteski, no i, oczywiście, brawurowe „Mambo Spinoza". Tę recenzję uzupełniały nazwiska wykonawców (Kalina Jędrusik, Barbara Krafftówna, Barbara Rylska, Krystyna Walczakówna, Edward Dziewoński, Wiesław Michnikowski oraz dwaj Starsi Panowie), wspomniano o dowcipnej scenografii Jerzego Srokowskiego oraz znakomitym zespole muzycznym. Poza tym, że do Osculatiego należy dodać Portugalczyka, reszta zgadza się, ale na pewno nie z wersją radiową. Nadmiar, wciąż nadmiar, który w przypadku piosenek przedstawianych na ekranie zamykał się liczbą czternastu. I wszystkich wspaniałych! Scenografia tego programu i następującego po nim IX Kabaretu, w odniesieniu do mieszkania Panów, była właściwie taka sama. Nadprogram koncentrował się głównie na zagadnieniu pisania piosenek przez duet: autor tekstu - kompozytor. Tuż po tt 242 KABARETm STARSZYCH PANÓW wespół w zespół odśpiewaniu tej..., dobrej na wszystko, Pan B przyniósł Panu A, zajętemu grą na fortepianie, przerzucone przez ramię, omdlałe kobiece kształty. Stało się to mimo wyraźnej prośby... Pan A - Tyle razy cię prosiłem, żebyś tu nie znosił dziewcząt. Po ocuceniu, kształty okazały się początkującą, nieśmiałą dziennikarką (K. Walczakówna), pragnącą zgłębić tajemnicę powstawania piosenki. Zgoda Panów na zgłębianie wywołała odruch ucałowania ich policzków przez kształt odziany w kostiumik szyty do figury. Ta spontaniczność spotkała się jednak z pewnego rodzaju ostrzeżeniem...: Pan A - ...nie całować w toku pracy, bo to nam rwie wątek. Demonstracja świeżo powstałej piosenki, w ramach zainteresowań pani redaktor, odbyła się w pukającym rytmie ^tjuk^r^uJctjuk^' csdśJjjgM^JNys* przez Pana B. Nieco później uzupełnił on całość już nie śpiewająco... Pan B - piosenka zasadniczo powstaje z... może ja to tak w zarysie... powstaje z pomysłu. Pomysł natomiast przychodzi zazwyczaj do głowy, chociaż często bywa do... do niczego. Wywód obu Panów, przemieszczających się w pomieszczeniu ku fortepianowi, pozwalał słuchaczce przenikać dalej w głąb tajemnicy piosenki. Pan A - Więc zwykle, pani redaktor, bywa tak. Ja siadam przy (wpada na stołek)... przy fortepianie (siada). Zawsze twarzą do klawiatury. Pan B - A ja znowuż twarzą do przyjaciela. Też swobodnie, absolutnie rozluźniony... i biorę papier, ołówek lub długopis, no i zaczynamy pracować. Tu zjawiło się nowe kobiece ciało (w postaci B. Rylskiej). Siadało i powstawało na prośbę Pana B, aby zainteresowana dziennikarka mogła zarejestrować „powstawanie" piosenki. Już wcześniej, a także przy tej okazji pojawił się problem SZMATY. Pani redaktor podrzucała to określenie podczas rozmowy z Panami, ilekroć uważała za stosowne osobę omawianą tak określić. Panowie jednak zdecydowanie protestowali. tt Przepona w przeponę Słowo zdecydowanie im nie odpowiadało. Ale nastrój odpowiadał i zjawiła się kolejna z piosenek - „Czemu zgubiłam korale" (B. Rylska). Nieco później marzenie o Jesiennej Dziewczynie objawiło wspólne z nią odśpiewanie przez Pana B piosenki o tejże. Następny byl ciemno odziany, pod kapeluszem i pod wąsem, osobnik (W. Michnikowski). Przyciągnął do tego dziewczynę podejrzanej konduity (B. Rylska). Dzięki temu obejrzeć można było Ofiarę Portugalczyka. Jedno z pytań - Kto?, zadawał nieobecny ciałem osobnik (E. Dziewoński), mimo że było widać innego (W