Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Amen. 117 Codziennie te słabe dłonie sięgały po butelkę, po jeden więcej łyk. Jeszcze tylko jeden łyk i będę dobry. Zadziwię świat. Wezmę się do kupy. Będę przepijał do wszystkich, którzy tak łatwo odnoszą sukcesy i przyłączę się do -nich. A oni powiedzą: "Jaki się zrobił mocny. Prawdziwy lew. Skierowano go na placówkę w Paryżu i w ciągu paru tygodni zaprowadził tam wzorowy porządek - już to uznano za modelową operację. Przywrócił nam wiarę w człowieka i w Amerykański Ustrój". Będą mnie chwalić i będą o mnie dobrze myśleć. Piję do nich jeszcze ten jeden łyk. (Boże, niech moja ręka nie trzęsie się tak, by kieliszek Dzwonił o szyjkę butelki.) O, Boże, chroń mnie dzisiaj od kłopotów. Każda biurokracja ma swoich Monroe'ów. Brytyjska ma. I rosyjska też. I francuska. Grzecznych, pełnych dobrych intencji, przepełnionych dobrą wolą i czarem, który jakże często bywa darem słabych. I zupełnie niezdolnych do jakichkolwiek dokonań. Nie potrafiących kopnąć piłki futbolowej. Zablokować przebiegającego zawodnika. Wydać w terminie numeru szkolnego pisemka. Zawsze spóźnieni na samolot. Drzemiący na ważnych konferencjach. A przy tym czepliwi jak kleszcze. Wszystko to można było wyczytać z jego wzroku, gdy mijał McCal- la. - Tutaj? Ach, rozumiem. - Należał do tego typu ludzi, którzy chętnie stroją się w cudze piórka. Usiadł w sali narad naprzeciw pustego ekranu. - Ile czasu to zabierze? — A chciałby pan, aby ile zabrało? — Ach, nie wiem. Ach... pomyślmy. - Podrapał się po potylicy jak uczniak w poszukiwaniu właściwej odpowiedzi, co to było? Data Wojny Peloponeskiej? Definicja narzędnika? Pytanie McCalla wpędziło go w głębokie zakłopotanie. McCall usiadł po drugiej stronie stołu. - Jak mi powiedziano, interesuje się pan międzynarodowym handlem bronią. — Ach, tak. Bardzo słusznie. Jadę w misji specjalnej, głównie po stolicach europejskich. I potrzeba mi pewnych informacji ogólnych. — Rozumiem. Czy miał pan już jakieś doświadczenia w zakresie handlu bronią? — Och, tu i ówdzie. - Monroe z nadzieją wpatrywał się w ekran, prawie jak dziecko na poranku filmowym. — Dużo czasu spędziłem na gromadzeniu materiałów dotyczących brazylijskich zbrojeń - powiedział McCall. - W końcu miesiąca będę miał odczyt na ten temat. Tak więc to, co panu powiem, jest jeszcze ściślej poufne.-^ -Bardzo słusznie. Bardzo słusznie - odparł niedbale Monróe. McCall rozpoczął wykład, prezentując za pomocą slajdów i epidia- 118 skopu wykaz produkowanej przez Brazylię broni i skutków tego na światowym i krajowym rynku uzbrojenia. McCall podkreślił tezę swego referatu: jako namiętny badacz ustroju Stanów Zjednoczonych, Brazylia stała się obecnie" poważnym i twardym konkurentem dla amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego. Szturmowała wszystkie rynki światowe za pomocą dobrego towaru. Uproszczonego. Sprzętu wytrzymałego na ciężkie warunki, łatwego w naprawie prostymi narzędziami w ciągu paru minut przez niepiśmien- nych żołnierzy Trzeciego Świata. Sprzedawanego po przystępnych cenach. Wypierającego z rynku za rynkiem skomplikowane i kosztowne produkty amerykańskie. Brazylia wytwarzała ponad połowę światowych pojazdów pancernych na kołach i sprzedawała je od Chin po Libię i Surinam. Ponad trzystu producentów brazylijskich przygotowało dla klientów wojskowych ucztę wartą trzy miliardy dolarów: odrzutowce ćwiczebne, samoloty wojskowe, helikoptery wojskowe, małe okręty wojenne, łodzie podwodne, artylerię rakietową, armaty - wszystko, czego żąda rynek. Pomimo energicznych sprzeciwów Ameryki Brazylia sprzedawała także ^materiały rozszczepialne. To Brazylia sprzedała Irakowi dwutlenek uranu dla elektrowni atomowej - tej samej, która tak wystraszyła Izrael, że wysłał odrzutowce, by ją zniszczyły. Niektórzy eksperci wojskowi wyrażali wątpliwości, czy wojna nad Zatoką Perską byłaby możliwa bez intensywnej sprzedaży broni brazylij- skiej: obie strony wystrzeliwały brazylijskie rakiety przeciwczołgowe. System sprzedaży broni przez Brazylię został doprowadzony do końcowego logicznego wniosku: każdy, kto ma pieniądze, może dostać towar. Każdy. W sytuacji, gdy coraz więcej krajów oczekiwało poprawy swego międzynarodowego bilansu płatniczego od sprzedaży uzbrojenia, świat zalewała fala potencjału militarnego. A ponieważ drogę wskazały tu Stany Zjednoczone, na Stanach ciąży obowiązek znalezienia sposobów zmniejszenia zagrożenia. Nawet gdyby to oznaczało zmniejszenie własnego potężnego eksportu broni. Jeśli znajdą na to dość woli. Zanim będzie za późno. Jeśli już nie jest za późno. W ciągu ostatniego pięciolecia światowy potencjał militarny wzrósł dwudziestokrotnie. Monroe nie zadał ani jednego pytania. Ani nie wyglądał na nadmiernie zaniepokojonego. Na koniec powiedział: - Chciałbym pożyczyć egzem- plarz pańskiej Białej Księgi na jedną noc. Odeślę go przez gońca rano przed odjazdem. McCall zawahał się, ale Monroe z nieoczekiwaną stanowczością zabrał Białą Księgę i zasalutował McCallowi jednym palcem. - Dziękuję. 119 Bardzo. Wielka pomoc. Zwracam jutro. Proszę się nie martwić. Hasło: milczenie. McCall popatrzył na niego z pogardą. Przybywszy następnego ranka do biura, McCall stwierdził, że kom- puter porównał listę stu tysięcy "pod nadzorem" z dwustoma nazwiskami gości hotelu Orizaba. Wyodrębnił trzy nazwiska, które pojawiły się ładnie uporządkowane pośrodku ekranu: 1) L. Slane 2) Aubrey Joli 3) Florian Gomez Komputer przeszukał także w swej pamięci raporty zbiorcze pod kątem nazwiska Joli lub Jolly, z siedmioma wariantami pisowni. Znalazł raport zbiorczy na jedno tylko nazwisko: Aubrey Joli. McCall wywołał go na ekran. //DS/Lon/V182243/580213/PSPT-J137465 Aubrey Joli, obywatel bry- tyjski, nr. Liverpool 09/09/50. Nie karany. Były dyrektor kasyna Duchess Club, Londyn