Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Chodź ze mną. - Uniósł zasłonę i ujął w dłonie jej twarz. - Proszę, Hadasso. Chodź ze mną. "O Boże, dlaczego nie potrafię się zgodzić? Dlaczego chcesz, żebym tu została?" - krzyczało jej serce. Wiedziała jednak, że wbrew temu, co czuje, wbrew temu, jak to boli, wyboru dokonała już dawno temu. Błądziła wzrokiem po jego twarzy, żarliwie pragnąc, by zrozumiał. - Nie mogę jej opuścić, Aleksandrze. Zostanę z nią póki nie wyda ostatniego tchnienia. Na jego twarzy odmalował się ból. Cofnął ręce. - Czy jesteś pewna, że nie Markus Walerian cię tu trzyma? Bez słowa spuściła zasłonę na twarz. Aleksander nie chciał pozwolić, by się od niego odwróciła. Chwycił ją mocno za nadgarstki. - A jeślibym powiedział, że cię kocham? Bo kocham cię! Hadasso, kocham cię! Czy to coś dla ciebie znaczy? - Ja też cię kocham, Aleksandrze. - Jego dusza wzbiła się pod niebiosa, by zaraz runąć na ziemię, gdyż Hadassa ciągnęła: - Zawsze kochałam cię za to, że byłeś dla mnie dobry, że potrafiłeś okazywać ludziom współczucie, że jesteś tak złakniony prawdy... - Nie miałem na myśli miłości braterskiej. Dotknęła z czułością jego twarzy. Przez dłuższą chwilę milczała, a potem uśmiechnęła się smutno. - Och, Aleksandrze, jakże bym chciała dać ci to, czego pragniesz! Ale nie kocham cię tak, jak kocham Markusa. - Słowa te przeszyły mu serce i odwróciłby twarz, gdyby nie to, że trzymała dłoń na jego policzku, zmuszając go do patrzenia jej w oczy. Patrzył więc w te oczy pełne ciepła. - A i ty nie kochasz mnie tak, jak kochasz swoją medycynę. Chciał zaprzeczyć, wysunąć swoje racje. Nie był jednak w stanie. Wiedział, że Hadassa się nie myli. Odetchnął głęboko i odwrócił wzrok. - Zawsze umiesz sięgnąć do sedna sprawy. - Nie, nie zawsze - odparła, myśląc o Julii. Gdyby znała sedno spraw, może umiałaby znaleźć drogę do serca Julii. Aleksander postanowił wyjawić jej wszystko. Puścił ją i powiedział: - Wczoraj wieczorem był u mnie Markus Walerian. Serce w niej zatrzepotało. - Czego chciał? - Chciał dowiedzieć się czegoś o tobie. Hadasso, on powoli dopasowuje wszystkie części układanki. W najmniej odpowiednim momencie zjawił się Raszyd. - Markus go widział? - O tak, i były takie chwile, że musiałem przypomnieć Raszydowi o jego przysiędze. Markus w ten czy inny sposób zaspokoi swoją ciekawość, jeśli chodzi o ciebie. Nie wiem, co zrobi, kiedy odkryje, kim jesteś. Nie zapominaj jednak, że ci ludzie rzucili cię lwom. - Wsunął dłoń pod zasłonę i pogłaskał jej policzek. - Przy mnie będziesz bezpieczniejsza. - Muszę jednak tu zostać. Patrzył na nią, pragnąc z całego serca pogodzić się z jej słowami, uszanować jej decyzję. Nie mógł. Nalegał, wykorzystując wszelkie argumenty, byleby skłonić ją do opuszczenia tego domu. Gdyby nie zadawał sobie bezustannie pytania, dlaczego tak wytrwale ją przekonuje, spostrzegłby zapewne, jak bardzo się o nią troszczy... - A jeśli wyjadę z Efezu? - spytał, rzucając jej łagodnym głosem wyzwanie. - Dokąd się udasz, kiedy ta kobieta umrze? Co uczynisz, kiedy mnie zabraknie? Potrząsnęła bezradnie głową. - Musisz się nad tym zastanowić, Hadasso. Należymy do siebie. Pomyśl tylko, ile moglibyśmy się nauczyć i ile zrobić dla ludzi. Po śmierci Julii będziesz musiała stąd odejść. - Kiedy opuszczasz Efez? - Za kilka dni - okłamał ją po raz pierwszy, i to bez najmniejszych skrupułów, gdyż był przekonany, że czyni to dla jej dobra. - Wszystkich pacjentów odeślę do Flegona i Troasa. - Uśmiechnął się krzywo. - Nie muszę ci mówić, jak bardzo będą zaskoczeni. W wielu sprawach się nie zgadzamy, ale nie zmienia to faktu, że są najzręczniejszymi i najlepiej wykształconymi lekarzami w Efezie. Wolę powierzyć moich pacjentów im, niż pouczać, żeby szukali pomocy u kapłanów Eskulapa. Hadassa potrząsnęła głową. - Zrobiłam tu wszystko, co umiałam - wyszeptała. Aleksander nie był pewny, czy Hadassa zwraca się do niego, czy do siebie samej, ale zdawał sobie sprawę, że jej opór słabnie. Jakaś siła, której natury nie potrafił rozpoznać, kazała mu korzystać ze sposobności. - Zrobiłaś wszystko, co umie człowiek. Cóż więcej możesz uczynić? - Zaufać Bogu. Odsunął się od niej, owładnięty poczuciem zawodu. - Wyjadę, gdy tylko uporządkuję sprawy związane z moją praktyką. - Co stanie się z Raszydem? - Zostanie i będzie nad wszystkim czuwał. - Zabierz go ze sobą. Spojrzał na nią ze zdumieniem. - Nawet gdybym chciał, nie zechce. Sama wiesz najlepiej. A teraz, kiedy Markus nie wątpi, że napadł go Raszyd, jego życie może zawisnąć na włosku