Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

— Najważniejsze, żeby się nie zatrzymał. Musimy do- paść go, zanim się zatrzyma, to niezwykle istotne. — W porządku, jeśli pan tak mówi. Czy wie pan, w ja- kim kierunku on jedzie? — 'Sądzę, że do Fletcher's Town. Jaki adres, Lugg? Przemoknięta góra zajęła lepszą pozycję. — Jelfa? Lockhart Crescent 75. Nadacie to? No to go nie zobaczymy więcej, jak amen w pacierzu! — Peter George Jelf? Jakieś dziwnie znajome nazwis- ko. — W głosie Yeo zabrzmiało zdziwienie i wdzięczność. — Stary Pullen wpadł dzisiaj do mnie i przypadkiem na- pomknął mi, że na stacji Euston spotkał Jelfa, który przy- jechał do miasta. Robił wrażenie uczciwego człowieka, co jest zaprzeczeniem samym w sobie, i oświadczył mu, że ma skromną firmę przewozową w północnym Londynie. Pullen zajrzał do ciężarówki, ale zobaczył tam tylko skrzy- nie z napisem „Rekwizyty Sztuk Magicznych", dziwnie pasujący napis, zważywszy jego dawną karierę. 258 — „Rekwizyty Sztuk Magicznych"... — w głosie Cam- piona brzmiała ulga i zadowolenie. — A więc w ten sposób przywieźli z powrotem' trumnę, ciekaw byłem, jak to zro- bili. — Z powrotem? — powtórzył prostując się Lukę. —' Z powrotem? - * Campion miał mu właśnie wyjaśnić tę sprawę, kiedy przerwał im głos z odbiornika. — Centrala wzywa Q23. Czarny wóz, zapewne do przewożenia , trumien, widziany byt o godzinie dwudziestej trzeciej czterdzieści cztery na rogu G r e Któreś- Road i Findlay Avenue, północny-zachód i bardzo szybko jedzie Findlay Avenue. Skończyłem. — A więc jest koło parku — obwieścił Yeo, którego nagle zaraził bakcyl pościgu. — Siedem i pół minuty te- mu. Ale pędzi, Campion. Zdumiewające. O tej porze nie .ma oczywiście ruchu, ale jest niebezpiecznie ślisko. — Zwrócił się do kierowcy: — Proszę skręcić tutaj, pojedzie- my przez Philomel Place. Pojedziemy na północ aż do Brodwayu, przez Canal Bridge i akurat trafimy na tę dzi- waczną ulicę... Jeszcze chwilę się zastanowię. Te. uliczki tutaj to istny labirynt. — Nie wolno nam go zgubić — przerwał mu Campion. — / Nie może dojechać do Jelfa i nie może się zatrzymać. To bardzo ważne. ' — — Dlaczego nie wezwać innych wozów? J54 patroluje na Tanner's Hill. — Lukę kręcił się nerwowo. — Może po- jechać Lockhart Crescent i czekać na niego. Mogliby go zatrzymać aż do naszego pojawienia się. — Owszem. — W głosie Campiona nie było zachwytu. — Chciałbym jednak, żeby on miał przeświadczenie, że jest bezpieczny. Ale trudno. Tak może będzie lepiej. 259 Lukę przekazał, to polecenie/a furgonetka mknęła ciem- nymi ulicami. Yeo, którego znajomość Londynu była wprost przysłowiowa, kierował pogonią, a kierowca, rów- nież nie bez doświadczenia, wyraźnie darzył wielkim re- spektem wiedzę nadinspektora. Deszcz nie przestawał padać, nabrał nawet pewnego tem- pa i padał bez przerwy. Minęli Findlay Avenue i wpadli w Legion Street na rondzie, skąd ta wielka magistrala biegnie nieprzerwanie w kierunku północno-zachodnich podmiejskich dzielnic. — Spokojnie — Yeo pewno równie cicho odezwałby się nad brzegiem strumienia podczas łowienia pstrągów. — Spokojnie teraz. Nawet jeśli utrzymuje nadal tempo, nie może być daleko. — .Ze swoimi pudełkami papierosów t— mruknął -Lugg. — Ze swoim Wargaczem, chciałeś powiedzieć — odez- wał się Lukę. \ . s , . Yeo zaczął cicho' do siebie mówić, z czego najwidoczniej nie zdawał sobie sprawy: — To posiadłość starego księcia... Wickham Street.. La- dy Ciara Hough Street... Zaraz będzie taka mała uliczka... Nie, skręcamy teraz. Wickham- Place Street... Wiek Ave- nue... powoli, chłopcze, powoli. Każdy skręt w bok może mu dać ze ćwierć mili przewagi, o ile o tym wie. Ale może nie będzie ryzykował błądzenia. Teraz można szybciej. Przez najbliższe sto jardów" nie ma zakrętu. Do diabła z tym deszczem! Chwilami w ogóle nie wiem, gdzie jesteś- my. Och tak, tutaj kaplica. Tak, teraz Coronet Street... znowu powoli. Włączenie się nadajnika rozładowało trochę napięcie. Sztuczny głos z metalicznym pobrzęki^m wydawał się nie- zwykle donośny: — Centrala wzywa Q23. Uwaga. O dwudziestej trzeciej pięćdzie- siąt osiem konstabi 675, telefonu]ący z aparatu 3Y6 na rogu Cia-a Hough i Wickham Court Road, północny-zachód., zameldował o na- padzie dokonanym około dwudziestej trzeciej pięćdziesiąt przez woźnicę czarnego po]azdu, przypominającego wóz do przewożenia trumien. Postępując wedle waszej instrukcji 17GH podszedł, żeby zatrzymać wóz ale woźnica uderzył go czymś ciężkim, zapewne rączką bata. Wóz szybko odjechał Wickham Court Road w kierun- ku pomocnym. Skończyłem. — Do licha! Teraz on wie— Campion powiedział to z gniewem. — Wyładuje przy pierwszej sposobności. — Wickham Court Road... Przecież my go już prawie mamy! — Yeo aż podskoczył na swoim miejscu. — Nie jedzie tak szybko jak my, żeby nie wiem, jaki miał napęd. Tędy, panie kierowco. Teraz w lewo, prawie już północ. Uszy do góry, Campion. Zaraz go złapiemy, chłopcze. Zła- piemy go, to nie ulega wątpliwości. Kiedy skręcili, wiatr uderzył mocno w szyby i zalał je falą wody. Yeo pochylony nad plecami kierowcy wpatry- wał się w pola oczyszczone przez wycieraczki. — Teraz w prawo i znowu w lewo... Tak, dobrze. Co to za rusztowania? Niech pan zwolni. Jesteśmy teraz na Wickham Hill Wickham Court Road jest po lewej stronie. To bardzo długa ulica i budka policyjna jest pewno o ja- kieś ćwierć mili stąd. Przejechać musiał tędy nie więcej niż pięć minut temu, A teraz, Lukę, mój chłopcze, powiedz, którą drogę wybrał? Nie chce nas spotkać. Gdyby pojechał w lewo, w kierunku Hoilow Street i linii tramwajowej, wpadłby na następnego policjanta jak amen w pacierzu, wobec tego mamy do wyboru alternatywę: Poiły Road, która jest stąd o jakieś pięćdziesiąt jardów, albo ta mała uliczka. Nazywa się Rosę Way, przecina potem Legion Street. 261 — Niech pan chwilę zaczeka. — Campioń otworzył drzwiczki i kiedy samochód się zatrzymał, wyśliznął się na deszcz. Był w świecie szumu, deszczu i cegieł. Ruszto- wanie stojące z dala od tymczasowego ogrodzenia, wznosi- ło się z jednej Strony ponad jego głową, a z drugiej były staroświeckie jednopiętrowe domki. Nasłuchiwał, by po- chwycić jeden, niezwykły dźwięk, tak rzadko spotykany w naszej zmechanizowanej epoce. Lukę cicho stanął obok niego, wysunąwszy podbródek do przodu.. Fala deszczu zupełnie go zaskoczyła. —Nie zaryzykuje dalszej jazdy. Będzie wyładowy- wać. -— Campioń powiedział to bardzo cicho. — A potem czmychnie. Głośnik w wozie odezwał się tak wyraźnie, że aż obaj drgnęli. Bezosobowy komunikat zabrzmiał zdumiewająco wśród ciszy nocnej: — Centrala wzywa Q23. Wiadomość dla inspektora Luke'a