Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Zgodnie ze szpitalną procedurą, każdy test czy zabieg musiał być zarejestrowany i uzasadniony, by uniknąć późniejszych zarzutów, że nie był konieczny i został przeprowadzony tylko po to, by zwiększyć rachunek wystawiony pacjentowi. Choć rodzice Amandy nie płacili za jej pobyt w szpitalu, założono standardową kartotekę komputerową. Nie było sensu zmieniać programu dla pojedynczej pacjentki. Jednak lista zabiegów, która pojawiła się na ekranie monitora, nie zawierała nakłucia mostka. Nie było na ten temat żadnej wzmianki. Dunbar sprawdził ostatnią datę. Kartoteka Amandy Chapman była uzupełniana tego ranka. Wprowadzono do komputera dializy, wraz z podaniem codziennych kosztów pobytu, ale nie istniał żaden ślad po specjalnym teście czy też drobnym zabiegu chirurgicznym. Dunbar ssał w zamyśleniu końcówkę długopisu. Teoretycznie można było podejrzewać, że personel oddziału niezbyt przykłada się do regularnego uaktualniania kartoteki Amandy, wiedząc, że nie będzie z tego pieniędzy. Ale w szpitalu funkcjonującym jak szwajcarski zegarek nie wydawało się to prawdopodobne. A zatem ktoś musiał świadomie podjąć decyzję, by nie wykazywać nakłucia mostka. Dlaczego? Nie chciano, żeby figurował w kartotece? Może to zbyt melodramatyczne. Nakłucie mostka nie jest niczym niezwykłym. Tyle że fakt posiadania wszystkich danych Amandy z zakresu immunologii podważał celowość powtarzania zabiegu. Pomyłka? Niepotrzebne zdublowanie testu? Czyżby któryś z młodszych lekarzy, nie znający dokładnie przypadku Amandy, zalecił nakłucie mostka, nie wiedząc, że jest zbędne? Takie wytłumaczenie wydawało się możliwe do przyjęcia. Dunbar zastanawiał się, jak można to sprawdzić. Przypuszczał, że gdzieś musi istnieć zapis o przeprowadzeniu zabiegu, nawet jeśli nie wprowadzono go do komputera. Należało ustalić, w której sali operacyjnej miało w ostatnich dniach miejsce nakłucie mostka i który lekarz je wykonał. Nie chciał robić z tego wielkiej sprawy, po prostu chciał wiedzieć. Komputer posłusznie odnajdywał grafiki wykorzystania poszczególnych sal. W żadnej z nich nie przeszła zabiegu Amanda Chapman. Oczywiście pozostawała jeszcze sala operacyjna na oddziale położniczym w skrzydle dla pacjentki „Omega”. Wprawdzie żadne informacje na temat wykorzystania tej sali nie były dostępne ze względu na pełną dyskrecję, ale nie wydawało się prawdopodobne, by tam... A może jednak? Dunbar przypomniał sobie nagle dziewczynkę, którą wieziono windą na piętro „Omega” tej nocy, gdy zakradł się na radiologię. Teraz wszystko miało sens. Tą dziewczynką musiała być Amanda. Do pokoju wróciła Ingrid. – Mam koszty leczenia pacjentów oddziału transplantacyjnego, o które pan prosił. – Dobra robota – pochwalił ją Dunbar. – Pewnie będzie pan trochę zaszokowany – powiedziała, kładąc przed nim zestawienie. Dunbar spojrzał na końcową kwotę i gwizdnął przez zęby. – Aż tyle?! – Niestety. Interes jest drogi. Pokiwał głową. Ingrid uśmiechnęła się. – Pożałuje pan wydania zgody na bezpłatne przyjęcie pacjentki Narodowej Służby Zdrowia – zażartowała. – Pieniądze to nie wszystko – odparł. – Nie sądzę, by Urząd do spraw Szkocji podzielał pańskie zdanie – zauważyła Ingrid. – Być może. Ale zapewne duża część tych kosztów zwróci się po zapłaceniu rachunku przez pacjentkę „Omega”. – Pan wybaczy, ale nie bardzo rozumiem... – Pomyślałem, że zyski z leczenia pacjentów „Omega” wyrównują straty ponoszone przez szpital na skutek wspaniałomyślnego przeprowadzania bezpłatnych transplantacji. – Ach, o to chodzi... – powiedziała Ingrid. – Przypadek Amandy Chapman nie jest odosobniony w historii darmowych operacji przeszczepu narządów – stwierdził Dunbar. – W przeszłości mieliście dwa inne. Znalazłem je na liście leczonych bezpłatnie pacjentów, którą od pani dostałem. Zastanawiam się, czy koszty tamtych transplantacji również pokryli pacjenci „Omega”. – Nie jestem pewna... – w głosie Ingrid przez moment słychać było zaniepokojenie. Szybko jednak odzyskała pewność siebie. – Chyba ma pan rację. Dunbar był zaskoczony. W grę wchodziły tak duże sumy, że Ingrid musiała dobrze wiedzieć, kto sfinansował bezpłatne transplantacje. Dziwiło go również, że szpital wcale nie chwalił się publicznie swoją dobroczynnością. A przecież doniesienia mediów o przeznaczeniu tak pokaźnych dochodów na cele charytatywne wpłynęłyby bardzo korzystnie na wizerunek Médic Ecosse. Skorzystałby na tym zwłaszcza oddział Rossa, gdyż jemu należałoby przypisać główne zasługi. Zakładając, oczywiście, że nie przeprowadzał eksperymentów ze zwierzęcymi organami na ludziach. Nagle Dunbar wpadł na pomysł, jak zapytać Ingrid o testy Amandy Chapman bez wzbudzania podejrzeń. Spojrzał na zestawienie kosztów transplantacji i zażartował. – Wygląda na to, że wobec Amandy Chapman zastosowaliście taryfę ulgową. – Co pan ma na myśli? – W jej kartotece nie widzę wyszczególnionych testów, które zazwyczaj wykazywane są w rachunkach pacjentów oddziału transplantacyjnego. Ingrid stanęła za plecami Dunbara, wpatrując się w ekran. – Proszę... – wskazał na monitor. – Nic tu nie ma. Uśmiechnęła się z ulgą. – Ach, już wiem dlaczego... Amandzie nie robiono tych badań, bo przysłali ją do nas ze Szpitala Chorób Dziecięcych. Tam przeszła wszystkie testy immunologiczne. U nas nie trzeba było ich ponawiać. Jej dane były już w rejestrze. – No, jasne – Dunbar pokiwał głową. – Że też o tym nie pomyślałem. Ale odpowiedź Ingrid podsunęła mu następne pytania. Co tu się, do cholery, dzieje? Dlaczego ktoś w Médic Ecosse zrobił Amandzie nakłucie mostka, i to akurat nocą, w skrzydle dla pacjentów „Omega”? Skoro Ingrid Landes, sekretarka, wiedziała, że Amandzie nie są potrzebne żadne testy, to chyba tym bardziej musiał być tego świadomy personel medyczny? A swoją drogą, skąd o tym wiedziała Ingrid? Pracowała w administracji u Giordana. Nie była nawet sekretarką medyczną. Znała się na immunologii? Dunbar był zdziwiony. Postanowił, że jak tylko zostanie sam w pokoju, zajrzy w jej akta personalne. Tymczasem zaczął się przekopywać przez sprawozdania finansowe za ostatni rok podatkowy. Jednocześnie z niecierpliwością czekał na odpowiedź z inspektoratu w sprawie ekshumacji zwłok Amy Teasdale