Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- Wyjdź! Chłopak miał usta zacięte, twarz z szarej tektury. Zawrócił i prędko wybiegł z pokoju. Ordynat, wyczerpany, usiadł, chowając mokre czoło w trzęsących się dłoniach. Po jakimś czasie usłyszał głośny galop konia na podjeździe zamku. Wstał i spojrzał w okno. W bramie, pod aradami, dostrzegł znikającą sylwetkę Bohdana, pędzącego cwałem na wściekłym ogierze arabskim. Jeszcze się smarkacz zabije! Ordynat skoczył do telefonu i połączył się ze stajnią. Odezwał się koniuszy Badowicz. Ordynat wydał rozkaz: - Niech natychmiast masztalerz Józef na najlepszym koniu jedzie w ślady panicza i z daleka czuwa nad nim. XXII Od tego czasu Bohdan zaniehał swatów. Ale zaraz po powrocie ze swojej szalonej wycieczki konnej był już z ordynatem, jak gdyby nigdy nic, na najlepszej stopie. Waldemar nie mógł zbyt długo na niego się gniewać. Zawsze Bohdan każdy swój wybryk postawił w takim świetle, że trzeba było albo się śmiać, albo od razu zapomnieć. Ordynat zręcznie normował wyskoki kuzyna, lecz i największy takt nie na wiele się przydał wobec jego śliskiej natury. Młodszy Michorowski musiał pracować, jak każdy z praktykantów głębowickich. Umiał sobie jednak poradzić. Gdy go postawiono na polu do pilnowania robotników, stał przykładnie, ale z głową nad książką, którą woził z sobą. Często także rysował z natury pełne kształty wieśniaczek i potem pokazywał swe szkice ordynatowi. Gdy ten zwracał mu uwagę, że będąc zajęty, nie może pilnować robót, Bohdan odpowiadał lakonicznie: - O!! Powinno im to wystarczyć, że stoję nad nimi: jeszcze mam uważać... Przecie ekonomem nigdy nie będę. Rolnictwo nudziło go, natomiast zajmowały fabryki i wszelkie inne instytucje majątkowe. Do lasów wymykał się ukradkiem, polując lub marząc wśród największych gąszczy. Nad ściętym drzewem potrafił płakać, ale psa, który się na niego rzucił, zasztyletował z zimną krwią. Potem sztylet cisnął w ogień i nie mógł domyć rąk, bo ciągle widział na nich krew. Do zwierzyny strzelał zawzięcie, lecz tylko czworonożnej; za nic w świecie nie zabiłby ptaka. Mówił, że to stworzenie stojące wyżej od człowieka, bo ma bezwzględną swobodę. Kiedy raz zobaczył hrabinę Ritę Trestkową, strzelającą do dzikiego gołębia, od tej pory przestał ją całować w rękę. Był prędki i w gniewie gwałtowny. Mściwości nie znał. Za jakieś małe przewinienie wychłostał raz szpicrutą chłopca stajennego aż do krwi. Gdy jednak usłyszał jego jęk, wycałował go jak brata i oddał mu całą swą pensję miesięczną i złoty zegarek. O sprawach erotycznych również nie zapomniał. Co tydzień zmieniał ideały, Kaśki, Marysie, Kostki - były przez niego opiewane i rysowane w różnych pozach. Zachowywał zawsze estetykę w tych przelotnych słabostakch tak, że ordynat, czujny i pod tym względem, nie mógł mu wyraźnie nic zarzucić. Wszędzie go było pełno. Gdy pod koniec lata przyjechał do Głębowicz hrabia Herbski, nie poznał na razie Bohdana. Dawny nicejski hulaka i gracz zmienił się powierzchownie na lepsze