Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Pod drzewami było o wiele ciemniej i omal nie wpadł na Eustachego. — Wszystko poszło dobrze — szepnął Tirian. — Udany nocny wypad. Wracamy. Po kilku krokach Eustachy zapytał: — Gdzie jesteś, Julio? — Odpowiedziała mu cisza. — Czy Julia idzie obok ciebie, panie? — Co? A nie ma jej obok CIEBIE? Była to straszna chwila. Nie ośmielili się nawoływać, ale powtarzali jej imię głośnym szeptem. Nie- stety, bez skutku. — Czy odeszła od ciebie, kiedy mnie nie było? — zapytał Tirian. — Nie widziałem ani nie słyszałem, aby odchodziła, ale mogła to zrobić. Potrafi się poruszać cicho jak kot, zresztą sam widziałeś, panie. W tym momencie usłyszeli daleki odgłos bębna. Klejnot nadstawił uszu. — Karły — powiedział. — I dam głowę, że to karły-zdrajcy, nasi wrogowie — mruknął Tirian. — A teraz zbliża się coś na kopytach... i jest już niedaleko... — szepnął Klejnot. Zamarli bez ruchu, nasłuchując. Obawiali się tylu rzeczy, że nie wiedzieli, co robić. Odgłos kopyt zbliżał się powoli. Nagle, zupełnie blisko, rozległ się szept: — Hej! Jesteście tu wszyscy? — Dzięki Bogu, to głos Julii! — Gdzie byłaś, DO DIABŁA? — zapytał Eustachy podnieconym szeptem, bo naprawdę się prze- straszył. — W Stajni — wydyszała Julia, a jej głos zdradzał, że ledwo się powstrzymuje od śmiechu. — Głupia! — warknął Eustachy. — Naprawdę uważasz, że to śmieszne? Więc powiem ci... — Czy uwolniłeś Klejnota, panie? — zapytała Julia Tiriana. — Tak. Jest tutaj. A co to za zwierzę jest z tobą? — To ON. Ale lepiej oddalmy się stąd jak najszybciej, zanim się ktoś obudzi. — I znowu rozległy się tłumione wybuchy jej śmiechu. Posłuchali natychmiast, bo czuli, że już za długo przebywają w niebezpiecznym miejscu, a bęben karłów jakby się nieco przybliżył. Dopiero po kilkunastu minutach szybkiego marszu na południe Eustachy zwrócił się do Julii. — Co za ON? Kogo masz na myśli? — Fałszywy Aslan — odparła Julia. — CO?! — prawie krzyknął Tirian. — Gdzie ty właściwie byłaś? Co zrobiłaś? — Panie, jak tylko usunąłeś tego wartownika, myślałam, że to najlepsza okazja, by zajrzeć do Stajni i zobaczyć, kto tam właściwie jest. Podczołgałam się i z łatwością podniosłam rygiel. W środku było oczywiście ciemno jak w grobie i pachniało jak w każdej zwykłej stajni. Więc zapaliłam zapałkę i — czy mi uwierzycie? — stał tam tylko ten stary osioł z lwią skórą przywiązaną do grzbietu. Wyciągnęłam nóż i powiedziałam, że ma ze mną wyjść. Prawdę mówiąc, wcale nie musiałam grozić mu nożem. Miał już zupełnie dosyć tej Stajni i z radością ją opuścił. Czy nie tak, mój kochany Łamigłówku? — O holender! — zawołał Eustachy. — No wiesz... jestem... niech skonam! Przed chwilą zezłościłem się na ciebie i nadal uważam, że takie samowolne wybryki są godne pożałowania, ale muszę przyznać... no, rzeczywiście... to, co zrobiłaś, jest zupełnie fantastyczne. Gdyby była chłopcem, dostałaby za to rycerski pas, prawda, panie? — Gdyby była chłopcem — odrzekł Tirian — dostałaby chłostę za złamanie rozkazu. — W ciemności nikt nie mógł zobaczyć, jaką minę miał król, gdy to mówił. W następnej chwili dał się słyszeć zgrzyt metalu o metal. — Co czynisz, panie? — zapytał Klejnot ostrym tonem. — Wyciągam miecz, by odciąć głowę temu przeklętemu osłu! — odpowiedział Tirian strasznym głosem. — Odsuń się, dziewczyno. — Och! Nie rób tego! — zawołała Julia. — Naprawdę, nie możesz tego zrobić. To nie jego wina. To wszystko wymyśliła ta małpa. On nie wiedział. I bardzo żałuje. I to taki miły osiołek. Nazywa się Łamigłówek. — I objęła mu szyję ramionami. — Julio — rzekł Tirian — jesteś najdzielniejszą i najlepiej znającą się na lesie osobą, jaką znam, ale jesteś też najbardziej nieposłuszna i zuchwała. Dobrze. Niech ten osioł żyje. Co masz do opowiedzenia na swoją obronę, ośle? — Ja, panie? — rozległ się cichy głos Łamigłówka. — Naprawdę, bardzo żałuję, jeśli zrobiłem coś złego. Szympans powiedział, że Aslan CHCE, abym się tak przebrał. Myślałem, że wie, co mówi. Nie jestem taki mądry jak on. Ja tylko robiłem to, co mi kazano. Wcale mi się nie podobało siedzenie w zamkniętej Stajni. Nigdy mnie z niej nie wypuszczał, z wyjątkiem jednej lub dwu minut w nocy. Czasem przez cały dzień nie dostawałem wody. — Panie — rzekł Klejnot — karły są coraz bliżej. Czy chcemy się z nimi spotkać Tirian pomyślał przez chwilę i nagle wybuchnął głośnym śmiechem. A potem przemówił, ale tym razem nie szeptem, lecz pełnym głosem: — Na grzywę Lwa! Zaczynam już myśleć jak borsuk wyrwany z zimowego snu. Spotkać ich? Oczywiście, spotkamy się z nimi. Niech zobaczą to, czego się tak bali i czemu się kłaniali. Ukażemy im cały podstępny plan szympansa. Wszystko się wydało. Sprawy przyjęły nowy obrót. Jutro powiesimy małpę na najwyższym drzewie w Narnii. Koniec z szeptami, ukrywaniem się i przebieraniem. Gdzie są te szlachetne karły? Mamy dla nich dobre nowiny. Kiedy przez całe godziny porozumiewa się tylko szeptem, dźwięk normalnego głosu ma cudowne, ożywcze działanie. Wszyscy zaczęli głośno rozmawiać i śmiać się, nawet Łamigłówek podniósł łeb i wydał z siebie donośne „Houuuu-hiiii- houuuu-hiiii-hiiii", czego Krętacz zabraniał mu od wielu dni