Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Ty z pewnością masz już jakiś plan - odparłam; jakże bowiem Hilda mogłaby nie zaplanować już wszystkiego. - Hm... niezupełnie. Zastanówmy się nad kilkoma możliwościami. - Zaczęła wyliczać na palcach ewentualne rozwiązania. - Pierwsza: dziecko jest zdrowe i okaże się chłopcem - ta możliwość jest najlepsza. Druga: dziecko jest zdrowe, lecz okaże się dziewczynką - my nie ponosimy odpowiedzialności, ale źle to wróży księdzu Damianowi i astrologowi. Trzecia: dziecko rodzi się martwe - przy pewnej dozie szczęścia nie będziemy obarczone winą. Czwarta: dziewczynka jest słabowita - nie sądzę, by przysporzyło nam to kłopotów. I ostatnia: jeśli będzie to słabiutki chłopiec - w takim wypadku znajdziemy się w nie lada tarapatach. Jest także problem powrotu do zdrowia lady Blanki, ale w tej kwestii nie oczekuję poważniejszych kłopotów, bo w przeszłości rodziła dzieci, choć jest już nieco stara jak na położnicę. Cóż... myślę, że na wszelki wypadek zaprzyjaźnię się z wartownikiem przy bramie. Potem może uda mi się go przekupić, jeśli będziemy musiały szybko wyjechać. Oczywiście ucieczka stanie się dowodem winy; będziemy musiały wyruszyć stąd bez zwłoki, by uniknąć schwytania. Ostrożność mówi mi, że powinnyśmy być spakowane, gdy tylko poród się skończy. Przy odrobinie szczęścia może nie spotka nas to najgorsze... Podziwiałam sposób myślenia Hildy. Nie poprzestawała jedynie na modlitwach, choć i tych miała za sobą bardzo wiele, ale wszystko dokładnie rozważyła. Często powtarzała, że akuszerka, która nie jest dość sprytna, nie dożyje starości. Moje późniejsze liczne doświadczenia mówią, że Hilda miała rację. Sprawdziłyśmy, jak się miewa Piotr, i właśnie wracałyśmy przez dziedziniec, gdy zacna Sara wybiegła z domu i zaczęła szarpać Hildę za rękaw. - Hildo, biegnę, by cię ostrzec. Szuka cię tu ktoś, z kim nigdy nie powinnaś rozmawiać. Wracaj natychmiast i nie przechodź korytarzem obok drzwi do wartowni. - Któż to może być? - zapytała zdziwiona Hilda. - Nie znam tu przecież prawie nikogo. - Pewna kobieta, nie lepsza niż śmierć, lecz ja mimo to nie mam serca, by zdradzić jej obecność. - Pójdę za twoją mądrą radą, droga przyjaciółko - odparła Hilda, kiwając głową. - Teraz muszę się spieszyć, bo dziecko lady Blanki może się urodzić w każdej chwili. Uścisnęłyśmy się na pożegnanie i przeszłyśmy na drugą stronę dziedzińca. Kiedy już Sara nie mogła nas widzieć, weszłyśmy w ocienioną galerię, a następnie mrocznymi schodami zawróciłyśmy na niższą kondygnację wieży, wprost na drzwi wartowni. - Co masz zamiar zrobić? - zapytałam z pewną obawą, gdy tuż za zakrętem zobaczyłam wartownię, bo Hilda otwarcie zignorowała szczerą radę. - Jest tu jakaś tajemnica. Może uczynimy coś dobrego - odparła spokojnie i bez lęku ruszyła przed siebie. Poczułam, że ktoś ciągnie mnie za rękaw, i aż zadrżałam. - Pst... - usłyszałam cichy głos w ciemności. W mroku stała kobieta tak zawoalowana, że widać było jedynie jej oczy. Wysilając wzrok, by ujrzeć jej postać, zobaczyłam, że jest w zaawansowanej ciąży. - Hej, wy tam, czarownice! - Kto mówi? Jest tu kto? - To ja... ja, Belotta - dobiegł nas cichy, dziwnie świszczący szept. - Czego od nas chcesz? - Potrzebuję czegoś. Mogę dobrze zapłacić... - Czego potrzebujesz? - przerwała jej Hilda stając obok mnie. - Szukam znachorki, która spędzi ten płód. - Ja daję życie, nie odbieram - powiedziała Hilda. - Przy mnie nie musisz się tak oburzać! Wiem, że macie swoje sposoby. Zioła, może czary. Z pewnością potrafisz to zrobić. Mam pieniądze, prawdziwe złoto... - I cóż ci z tego przyjdzie? - Próbowałam sama, ale nic nie poskutkowało. Przez to dziecko tracę zarobek, nie rozumiesz? - Rozumiem, rozumiem. - Hilda dumała przez chwilę. - Rozwiązanie jest już tak bliskie, że każda próba spędzenia tego płodu kosztowałaby także twoje życie. - A cóż mnie ono obchodzi! Czyż każdego dnia nie wołam tysiąckrotnie o śmierć? Chętnie zaryzykuję i płacę z góry. Wtrąciłam się do tej rozmowy z ignorancją, która zawstydza mnie do dzisiaj. - Jeśli popełniłaś grzech, nadszedł właśnie czas, byś się wyspowiadała i uczyniła pokutę. Bóg wybacza pokornym. Możesz zacząć nowe życie. - Mała świętoszka! - syknęła Belotta z jadowitą goryczą. - Zachowaj te banialuki dla siebie! Mówiąc to uchyliła grubą zasłonę, pod którą ukrywała dolną połowę twarzy. - Przeżyj to, a potem wygłaszaj mi kazania! Moje oczy ujrzały widok tak przerażający, że wprost nie da się go opisać