Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Powiem wszystko. Hugh Holroyd mnie zaatakował. Kenny :iałał w mojej obronie. Straciła resztki nadziei widząc sceptyczną minę Sturgisa. - Ktoś to widział? - zapytał zebranych. - My wszyscy - zapewnił Warren. Shelby podbiegła do niego, niepomna, że w świetle reflektorów widać lągłe mokre plamy na jej swetrze. - Ten angielski padalec uderzył lady Emmę i Kenny chciał ją obronić. Randall, ciągle nie przekonany, zwrócił się do tłumu: - Czy to prawda? Widzieliście to? - Jeśli Shelby tak mówi, to prawda! - krzyknął jeden z mężczyzn. - Tak jest - włączyła się Torie. - Powinien pan przedstawić całą historię. Randall przyglądał się jej przez dłuższą chwilę i ponownie zapytał ga- ów: - Czy to zajście widział ktokolwiek spoza rodziny Travelerów? Cisza. - Dexter! - krzyknęła Torie. - Dexter 0'Conner. Pojechał z padalcem do rtelu. Proszę z nim porozmawiać. - O'Conner? Czy nie jest pani z nim zaręczona? To niezbyt obiektywny radek. - Kto panu powiedział, że jestem z nim zaręczona? Sturgis podał mikrofon jednemu z pomocników i zamknął notes z gło-lym hukiem. - Barman i pół tuzina gości. Wyraz zadowolenia na jego twarzy mówił sam za siebie. Warren pokrę-ł głową. - Nie obchodzi pana, co się naprawdę wydarzyło. No, ale nie od dziś noruje pan fakty, prawda? To przez pana Kenny'ego zawieszono, a teraz lce pan mu jeszcze bardziej zaszkodzić. Randall popatrzył na niego z wyższością. - Ja nie tworzę wiadomości, tylko je przekazuję. -1 wypaczam, co? - żachnęła się Shelby. Ale Sturgis Randall miał to, o co mu chodziło, i nie chciał niczego ięcej. - Pakujemy się, chłopcy. Nic tu po nas. Emmie zrobiło się słabo. Bardzo chciała pozbyć się Hugh, ale nie miała zamiaru niszczyć przy okazji Kenny'ego. Czekała na niego do czwartej rano, aż zasnęła na krześle przy oknie. Obudziła się o szóstej. Nadal nie wrócił. Powlokła się do łazienki, przecież cały czas miała na sobie wczorajsze ubranie. W lustrze zobaczyła cienie pod oczami i siniak na policzku, pamiątkę od Hugh. Dotknęła go lekko - bolało, ale ten ból to nic w porównaniu z tym, jak cierpiało jej serce. Dzisiaj wraca do domu. Przypomniała sobie, jak Kenny rzucił się jej na ratunek; był to akt rycerski i chwalebny, ale zarazem przekreślał jego szansę szybkiego powrotu do gry i zostawiał brzydką skazę na jego reputacji. Dlaczego nie pozwolił jej rozegrać tego na jej sposób? Okazuje się, że rycerskość stanowi równie nieodłączną część jego charakteru jak dziwaczne poczucie humoru. Wiedziała, że ich związek musi się skończyć, ale nie przypuszczała, że przy okazji całkowicie pogrąży Kenny'ego. Ktoś musi zawieźć ją do Dallas, żeby zdążyła na samolot. Musi również wziąć prysznic, przebrać się i spakować, ale to wszystko może poczekać. Ma coś ważniejszego do załatwienia. Dziesięć minut później siedziała za kierownicą samochodu Patricka i jechała w ślimaczym tempie przez puste, na szczęście, ulice Wynette. Koncentrowała się na tym, by pamiętać, którą stroną ma jechać, i obiecała sobie, że czas, gdy nie prowadziła samochodu, dobiegł końca. Być może nigdy tego nie polubi, ale nie będzie dłużej ulegała fobii. Zaraz po powrocie zapisze się na kurs prawa jazdy. Recepcjonistka okazała się ładniutką rudą dziewczyną, z którą Ted flirtował w „Roustabout". Poznała Emmę i po niedługim czasie podała numer pokoju Hugh. Emma zapukała i odsunęła się, żeby nie dojrzał jej przez wizjer. Całkiem zręcznie naśladowała teksański akcent: - Serwis hotelowy. Mijały sekundy. Słyszała kroki, zgrzyt zamków. Drzwi się otworzyły. - Niczego nie... - Zamilkł, gdy ją zobaczył. Narzucił jedwabny szlafrok na pulchne ciało, lecz wystawały spod niego nogawki piżamy z purpurowego jedwabiu. Miał brzydkie stopy, pokrzywione i niekształtne. Ucieszyło ją, że jego siniak wygląda dużo gorzej niż jej. - Wynoś się! - Malutkie oczka badawczo penetrowały korytarz za jej plecami; domyśliła się, że Hugh obawia się, iż Kenny przyszedł z nią. Weszła do pokoju. - Jestem sama. 182 183 Zatrzasnął za nią drzwi, jakby cały czas się spodziewał, że Kenny nagle wyskoczy zza rogu. - To wariat! Gdybym wiedział, że jest nienormalny, kiedy z nim po raz ierwszy rozmawiałem, za nic nie zgodziłbym się, żeby... - Urwał, wydaj lięsiste wargi. - Czy zdajesz sobie sprawę, na jakie upokorzenie mnie nara-iłaś? Zrobił krok w jej stronę. Instynkt kazał jej uciekać, ale zmusiła się, by ie drgnąć nawet o cal. - Jeśli mnie dotkniesz, będę wrzeszczała na cały hotel. Czy tego chcesz? Łypnął na nią wrogo, ale nie podszedł bliżej. - Marnujesz czas. Chyba nie myślisz, że teraz, kiedy wiem o twoim zbo-zeniu, zechcę się z tobą ożenić? Wykrzywił usta, jakby pluł jadem. Gdyby naprawdę była lesbijką, uznałby jego zachowanie za wysoce uwłaczające