Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Dlaczego miałaby to robić? Ponieważ boją się, że powiesz prawdę o ich związku. Że już zawsze będziesz ich szantażować. - Ale przecież obiecałam Irze, że tego nie zrobię - wyszeptała. Miała obolałe gardło, a jej głos przypominał skrzek. Rozbudziła się całkowicie. Na szczęście była sama. Pamiętała, że obok niej siedział Saint i coś do niej mówił. Co mu powiedziała? Co mam zrobić? Wyjedziesz, to właśnie zrobisz. Muszę odzyskać siły, pomyślała. I nie wolno mi jeść ani pić. Podniosła się z wysiłkiem i zwiesiła nogi z łóżka. Powoli stanęła, lecz była tak osłabiona, że zaraz upadła. Zakryła dłońmi twarz. Była zbyt przerażona, żeby płakać. Nigdy w życiu nie czuła się taka samotna. Dlaczego do pokoju nie może wejść ciotka Ida? Powiedzieć jej, że przyszły panny Perkins z wizytą. Powiedzieć jej... Nie miała nikogo. Będziesz musiała polegać tylko na sobie, gdy wyjedziesz, głupia. Lepiej zacznij od razu. Spojrzała w stronę okna. Było późne popołudnie. Za chwilę Eileen i Irene przyniosą jej coś do jedzenia. Będzie musiała udawać. Dziś w nocy, pomyślała. Muszę być na tyle silna, żeby uciec dziś w nocy. Przypomniała sobie o pięknym naszyjniku, który Ira dał jej na Gwiazdkę. Nie mogła się doczekać, żeby go sprzedać. Odpocznę teraz, pomyślała. Dziś w nocy wymknę się przez okno. Pojadę konno na południe, w stronę San Jose. Wszystko będzie dobrze. Spała, gdy Irene cicho otworzyła drzwi i zajrzała do środka. Skrzywiła się, a potem wzruszyła ramionami i odniosła tacę z jedzeniem na dół. * Dochodziła północ. San Francisco okryte było niesamowitą szarą mgłą, tak gęstą i ciężką, że widać było tylko na kilka metrów. Brent jechał konno ulicą Market, a potem South Park, do domu Butlerów. Tutaj mgła była rzadsza. Zatrzymał się w pewnej odległości od budynku. Na szczęście było ciemno, nie paliły się żadne światła. Saint powiedział mu, w którym pokoju jest Byrony. Nie sypiała z mężem. Przez moment się zastanawiał, czy Saint zdawał sobie sprawę, jaki skutek odniosą jego słowa. Pewnie tak; facet był cholernie błyskotliwy. - Więc - powiedział wtedy Saint, niemal zamykając oczy - chyba po prostu odwiedzę ją jutro. Mam nadzieję, że nie będzie za bardzo odurzona. Brent nadal pamiętał swój gniew. - Oczywiście, to nie jest twoja sprawa, Brent. Ale mówiłeś, że chcesz wiedzieć. - Saint wstał, przeciągnął się, jakby nic go to nie obchodziło i dodał: - Chyba spróbuję szczęścia na dole. Wtedy Brent zapytał, gdzie się znajduje pokój Byrony. A Saint mu powiedział. - A więc ma osobną sypialnię? Nie sypia z mężem? Saint lekko się uśmiechnął. - Kto wie? - powiedział tylko. Brent tak naprawdę nie zastanawiał się nad swoją decyzją. Podjął ją i już. Co powie, gdy go zobaczy? A jeśli nie zechce z nim pójść? Jeśli tak, przywołanie jej do porządku sprawi mu ogromną przyjemność. Potrząsnął głową i bezszelestnie zsiadł z konia. Przywiązał rumaka do jednej z kilku rosnących przed domem sosen i poszedł na drugą stronę domu. Zatrzymał się, uśmiechnął szeroko i rzucił na ziemię przywieziony z sobą sznur. Cienka sosna dosięgała piętra, niemal dotykając ściany budynku. * Byrony spakowała walizkę. Trzęsła się i pociła z wyczerpania. Muszę się teraz ubrać, pomyślała, muszę iść. Ale nie miała już więcej siły. Usiadła na łóżku, patrząc tępo na migocący płomień świecy. Za chwilę zgaśnie, pomyślała, a nie mam już więcej świec. Jak się ubiorę po ciemku? Podskoczyła, gdy usłyszała hałas. Serce zaczęło jej łomotać i spojrzała w stronę okna. Zobaczyła, że się otwiera, i jakiś mężczyzna przekłada przez nie nogi. - Brent. Ich oczy się spotkały. Uśmiechnął się. Byrony tylko patrzyła na niego bez ruchu, nie wierząc własnym oczom. - Dobry wieczór, szanowna pani - powiedział cicho, kłaniając się przesadnie. - Brent - wyszeptała. Zerwała się z łóżka i wpadła w jego ramiona. - Czy naprawdę tu jesteś? Czy to nie moja wyobraźnia? - Histerycznie zaciskała dłonie na jego ramionach. - Jestem tu. - Nie wiedziałam, co zrobić. Wiedziałam, że muszę uciekać, ale nie miałam siły, żeby się ubrać. Świeca niemal się wypaliła. Trzymał ją mocno w ramionach, przez chwilę nic nie mówiąc. Drżała