Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Uszczelnimy co się da. Masz jakieś podejrzenia?- Nie w tym rzecz. To jest... - urwał i zapadła cisza.- Josa, nie za dobrze z tobą, widzę przecież. Pomogę ci w sprawach... powiedzmy technicznych. Ale naprawdę potrzebujesz pomocy psychologa.- Nie rozumiesz - Josa oderwał się od szyby i spojrzał na swego przyjaciela, Huberta Duara, właściciela firmy zajmującej się czuwaniem nad zgodnością z prawem wykorzystywania urządzeń do przekazów empatycznych. - Z przygodami, które przeżyłem dzisiejszej nocy, mam zupełnie inny problem. Popatrz: byłem podrzędnym detektywem, który był wcześniej playboyem po zawale. A zawału tenże playboy dostał, gdyż sięgnął po trefne nagranie, w związku z czym przez jakiś czas był wyrolowanym spadochroniarzem-amatorem. Szkatułka w szkatułce. Skąd mam wziąć pewność, że nie jestem jeszcze jedną? Że ja to jestem ja, a nie nagranie mnie, które ktoś właśnie odtwarza.Hubert zamrugał oczami. Przez chwilę zastanawiał się.- Czy fakt, że to rozważasz nie jest dowodem twojej autentyczności? Przecież żyjesz, czujesz.- To nic nie znaczy. Tamci ludzie, których nagrania mi odtworzono, też mieli poczucie swego jestestwa. I tacy byli przecież, tyle, że ich nagrywano w tym czasie. Josa Wagner też przecież jest prawdziwy - istnieje i odczuwa. I to jestem ja. Tylko że cała ta rzeczywistość wokół i we mnie - cały ja - może się nagle rozpłynąć, zniknąć i naraz okaże się, że ktoś zupełnie inny odtwarza sobie mnie, sterczącego tu, moje życie i świadomość. Rozumiesz? I śmierć nie ma tu nic do rzeczy. Końcem nie jest śmierć; końcem jest zakończenie nagrania.- Czy ja też powinienem się bać? - na zaskoczonej twarzy Huberta pojawił się niepewny uśmiech. - Skoro miałaby zniknąć twoja rzeczywistość, to i ja razem z nią.- Nie żartuj, Duar. Jeśli jestem rejestrowany, nagrywane jest przecież tylko moje ja, o swoje ja możesz być spokojny. W ogóle nie ma sensu cię uspokajać - jesteś tylko moim wytworem. Jeśli coś zniknie, to twój obraz w mojej świadomości. A ja okażę się kimś innym, kto pobył obecnym mną - miał taką potrzebę lub fantazję, licho go wie. Boję się.Zgaszony Josa patrzył na Huberta, który w międzyczasie ochłonął nieco.- Możemy sprawdzić, czy nie jesteś nagrywany - rzekł. - Po prostu zobaczyć skanerem, czy nie podłożono ci miniaturowych urządzeń nagrywających. Nie ma ich, robisz wielkie uff. Nagrywają - nadal masz dwie możliwości: albo jesteś sobą, lecz potajemnie nagrywanym, albo już odtworzeniem komuś tego zapisu, wobec czego przerwanie nagrywania spowoduje... Dobrze łapię?- Jak cholera. - Siadaj żesz tu wreszcie. Mogę cię o coś spytać? - Z głosu Huberta Duara zupełnie znikło napięcie, ustępując miejsca przyjacielskiemu pobłażaniu. - Nie pogniewaj się Josa... ale kto miałby ochotę zaznać twojego życia?- Żywot architekta krajobrazu? - Josa wyszczerzył się. - Fakt, mało spektakularne. Punkt "przeciw" w dzisiejszych czasach.- W takim razie co jest "za"? - Kocham - odrzekł Josa z prostotą. - Bardzo kocham Lenę, a ona mnie. Jesteśmy szczęśliwi razem. Nie mam pojęcia, jaki może być na to rynek. I moje nagranie, jeśli istnieje, też okalecza, wiesz? Ktoś, kto pobędzie mną przez choćby krótki czas, potem już nie poradzi sobie bez Leny - jej uczucia, bliskości i ciepła. Nie chcę się kimś takim okazać, Hubercie.- Myślę, że nie będzie źle - powiedział Duar. - I wiesz, nie tylko współczuję ci, ale też współodczuwam. To nieczęste w czasach, gdy obowiązek współodczuwania z bliźnim przerzucono na małe niebieskie kasetki.- Oczywiście, że wiem. A jeśli nie będzie dobrze? - No to się przekonajmy. Chcesz teraz? Josa skinął głową. - Okay. Zatem chodźmy do naszych techników, a ja poślę w międzyczasie ekipę do twojego domu. Zastaną Lenę?Ustalili szczegóły i Hubert wstał, ruszyli w stronę drzwi. Kątem oka Josa dostrzegł nagle jakiś jasny kształt w dłoni Duara. Błyskawicznie odwrócił głowę i spojrzał wystraszony. Ale Hubert Duar trzymał tylko telefon i właśnie łączył się z działem technicznym, dokąd mieli się udać za chwilę. * * * Ja to jestem ja. Tu i teraz jestem. Oddycham, czuję i jestem sobą - konkretem - a nie świadomością użyczoną komuś. Josa nieomal upajał się poczuciem ulgi po tym, jak skanowanie w firmie Huberta Duara nie wykazało w ciele Josy żadnych urządzeń do nagrywania jego świadomości i doznań. Wcześniej zadzwonił do Leny i uprzedził ją o wizycie ekipy z odpluskwiaczami. Uzna, że oszalałem, uśmiechnął się do swoich myśli.Dostrzegł piłkę lecącą w jego kierunku. Złapał ją i spojrzał w kierunku, skąd nadleciała. W bramie domu stał chłopak, najwyżej siedmioletni; zatrzymał się w pół ruchu, najwyraźniej biegł za piłką, która zmierzała wprost na ruchliwą ulicę.- Oddaj mi piłkę - zawołał chłopiec. Zamiast ją odrzucić, Josa podszedł do chłopca. - Niebezpiecznie się bawisz, kolego. Mieszkasz w tym domu?Chłopiec pokręcił głową. - Gdzie mieszkasz? Wzruszenie ramion. - To chociaż powiedz, jak się nazywasz. - Pan Winston. Na ułamek sekundy Josę zmroziło. - To nie jest fajny żart, wiesz? I ten gość nie jest na tyle miły, żeby go udawać.- Kiedy ja się naprawdę jestem Panem Winstonem - upierał się mały. - Specjalnie rzuciłem ci piłkę, żebyś do mnie podszedł. Chcę z tobą pogadać, Josa. Daj już tę piłkę i chodźmy..