Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Zarazem na stary adres w Vivie oraz krótką notkę opowiadającą o tym, jak Renę rozstała się z moim biologicznym ojcem. Obejrzałam też sobie drzewo genealogiczne przodków Renę. Czytałam to w osłupieniu. Renę zawsze zachowywała się tak, jakby urodziła się w reproduktorium. Nie wiedziałam, kim była jej matka, i sądziłam, że ona sama tego nie wie. Ale wiedzieć musiała. Narastała we mnie złość. Te jej cholerne sekrety! Spakowałam plik z rejestrem, zapisałam go na płycie i jeszcze długo szukałam interesujących rzeczy. W końcu rozbolały mnie napuchnięte oczy. Wyłączyłam peceta, wy- ciągnęłam dysk i razem z płytą schowałam go w majtkach. Przed zamknięciem drzwi po raz ostatni rzuciłam okiem na mahoniowy stół. Miałam nadzieję, że za kilka godzin ktoś' go spali w czasie plądrowania. *** Nad Torleyem wciąż przelatywały roje szpiegusów filmu- jących ulice. Ich buczenie brzmiało w tle jak sieciowy bełkot. Zastanawiałam się, czy nie zaczyna im się już nudzić i który ma na pokładzie interrogatora przeznaczonego do pos'cigu za mną. Dlaczego mnie jeszcze nie capnął? Tymczasem ludziska wyłaziły z kryjówek i pakowały się tłumnie do barów, żeby się dowiedzieć, co jest grane. Podsłu- chiwałam strzępy rozmów. - Oja zakończyła wojnę. - Mondo nie żyje. - Wspólnota się postarała... - Wspólnota renegatów... Pasożyt 291 - Widziałem, jak bezdomna dziewczynka załatwia całą ferajnę. Świeciła jak ci ze świętych obrazków. Człapałam po schodach do swojego mieszkania. Nie czy- hały tu na mnie żadne dingochłopy. Ktoś nawet zerwał z drzwi badziewie z dżinglem Abby. Z ulgą zaryglowałam zamek i klapnęłam na łóżko. Pozwoliłam sobie na chwilę rozczulania się nad swoim losem, następnie ukryłam dysk i płytę w najbezpieczniejszym schowku. Zaraz potem podreptałam do sanitariatki, bo w ranie na pewno otwierała się już fabryka bakterii. Kiedy się umyłam, przebrałam w najstarsze ciuchy, poła- tałam bok i spałaszowałam ostatniego pro-substa, mój mózg wreszcie zaczął pracować. Pobudzona świadomością tego, że tak niespodziewanie ocaliłam skórę, szybko wykombinowałam, co teraz muszę zrobić. Pytanie tylko, czy coś z tego wyjdzie. Na wszelki wypadek wcisnęłam do kieszeni kilka tabletek Tempa. Nie podobała mi się perspektywa karmienia paso- żyta tym, co najbardziej mu odpowiadało, czyli adrenaliną, lecz moje ciało miało swoje ograniczenia, a świeciła się już czerwona lampka, oznaczająca skrajne wyczerpanie. Merry 3 sprawdziła stan konta. Okazało się, że mogę jeszcze wykonać parę rozmów. Na ekranie komu pojawiła się twarz Minoj a, stara i otłusz- czona. Tym razem nie zdecydował się na renderowany obraz. - Maleńka - wychrypiał słabowitym głosem - przeżyłaś w pięknym stylu. - Nie koniec na tym, Minoj. Gram w lidze. - Oznajmiłam mu to z poważną miną i absolutną pewnością siebie. Spojrzał na mnie z nowym zainteresowaniem. Starość jakby odeszła z jego twarzy, a w głębi zmęczonych oczu błysnęły iskierki. Minoj wprost kochał polityczne rozgrywki. - Jamon Mondo nie żyje. Należy mi się spadek po nim - oświadczyłam. - Kto cię poprze? 292 Mariann ę de Pierres Nie byłam mistrzynią blefowania. Zazwyczaj przedsta- wiałam sprawę tak, jak ją widziałam, lecz czasem po prostu trzeba oszukać. -Ty. Zamrugał. Tylko raz, ale wystarczyło, bym zauważyła jego zaskoczenie. - Pomyśl, Minoj. Jamon nie żyje. Biorę ten teren w po- siadanie, z twoim poparciem nikt mi nie podskoczy. Będziesz tu sprzedawał na zasadzie wyłączności. Otworzysz hurtownię z bronią. - Dingochłopy wypną się na ciebie. - Nie są mi potrzebne, mam swoich ludzi. - Skłamałam, lecz nie dałam po sobie niczego poznać. Liczyłam na to, że słyszał opowieści o Oi, więc kupi ten bajer. Główkował nad tym przez chwilę, wertując w myślach listę ewentualnych spadkobierców Jamona. W końcu doszedł do wniosku, którego się po nim spodziewałam: poprzeć Parrish, a potem nią manipulować. - Co mam zrobić? - spytał. - Roześlij wieści, niech się wszyscy dowiedzą. Jamon Mondo nie żyje. Parrish Plessis przejmuje po nim schedę i ma układy z Minoj Armaments. - Niektórzy ci się przeciwstawią. Będziesz potrzebowała ochrony. Uśmiechnęłam się