Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Mowa Abenaków odznacza się zawiłością i kwiecistością. Rabomis mówiła po angielsku, ale myślała po abenacku. Nie mogę zrozumieć, skąd wzięło się u białych mniemanie, że Abenakowie, i wszyscy zresztą Indianie, mówią gardłowo, niewyraźnie, gęgając i charcząc. Znam język abenacki nie gorzej od ojczystego i stwierdzam z całą odpowiedzialnością: trudno o mowę bardziej melodyjną i milszą dla ucha. Podobno wybitni francuscy podróżnicy zaświadczają w drukowanych pamiętnikach, że żaden europejski język nie nadaje się tak do wyrażania dyplomatycznych zawiłości i subtelności towarzyskich, jak język Abenaków znad Kennebecu, Androscoggin i Saco. Ilekroć ktoś mówi o dzikości Abenaków, przypominam sobie ich gościnność, szczodrobliwość, wierność, a zarazem myślę o tych wszystkich obelgach i krzywdach, jakich doznali od żyjących ich trudem i potem handlarzy i gburowatych traperów. Może czeka mnie za te słowa męka piekielna, ale jeżeli dobrze zrozumiałem, com wyczytał w Biblii, to Bogiem a prawdą, więcej chrześcijańskich cnót znajduję w Rabomis, w Hobomoku, który był Nateulinem, w Natawammecie, w Moggu Chabonoke, w Natanisie i innych moich indiańskich przyjaciołach, niż w wielce czcigodnym i gwałtownym Cottonie Matherze, bostońskim kaznodziei, który w pismach swoich oświadczył, że wszyscy czerwonoskórzy to jeden w drugiego Scytowie i że Bóg pozwala ich katować oraz łamać zawierane z nimi układy. W ciągu swojego niekrótkiego żywota widywałem abenackie dzieci, porwane przez białych kolonistów i następnie wychowane w osadach na ratajów i niewolników. Abenakowie też porywali dzieci białym, ale wychowywali je gdzieś w obozowiskach nad Androscoggin, Kennebec i Penobscot na swoich synów i braci. Dziwne to, lecz prawdziwe: dzieci abenackie, porwane przez białych, niemal z reguły uciekały w dzicz, często rozpowszechniając wśród Indian zgubne nałogi, przejęte od białych panów. Natomiast białe dzieci, uprowadzone przez Abenaków. albo nie chciały opuścić plemienia, albo. przeniósłszy się do ojczystej osady, żyły w nieuleczalnym smutku, póki nie nadarzyła się okazja powrotu do czerwonych braci. Sachem Androscogginów, Paweł Higgins był Anglikiem. W dzieciństwie został porwany przez Indian. Powiedział mi kiedyś, że gdyby sprowadzono go do osady angielskiej i kazano latami całymi wykonywać wciąż te same roboty, czułby się jak kokosz, nieustannie chodząca w kółko i gdacząca bezmyślnie, i w końcu musiałby oszaleć. Nawet kuchnia abenacka nie jest taka zła, jak niegdyś myślałem. Podczas mojej choroby żywiliśmy się zwierzyną podaną po indiańsku bez soli. Każdy kawałek macza się w tłuszczu szopowym, zaprawionym odrobiną cukru. Z początku nie chciałem jeść niesolonego mięsa, ale mojemu ojcu aż się uszy trzęsły. W końcu skosztowałem i doszedłem do wniosku, że to nie jest złe. chociaż wolałbym półmisek bobu uprażonego przez moją siostrę Cyntię. Sądzę, że Abenakowie mogą przez lata całe żywić się tak przyrządzoną zwierzyną i mieć się doskonale. Od nich to dowiedziałem się, że jeżeli człowiek ma do wyboru tylko jedną potrawę, nigdy jej sobie nie uprzykrzy, oraz że mięso ptasie i łosie traci niektóre składniki odżywcze, jeśli je posolić, natomiast spożywane po abenacku, z cukrzonym tłuszczem, dodaje sił i zapobiega przedwczesnej starości. Nie ma za grosz prawdy w twierdzeniu niektórych ludzi, że mięso dzikich kaczek spożywają Abenakowie na surowo. Nic podobnego. Oskubawszy kaczkę, wtykają ją na rożen i przypiekają przez dziesięć, piętnaście minut, dzięki czemu pierś zachowuje krwistość i delikatność. Jeżeli piec kaczkę jeszcze przez kwadrans, jak czynią ludzie, poczytujący się za bardziej cywilizowanych, mięso staje się kruche i suche, owszem, smakuje, ale tylko raz. Niedopieczona kaczka jest jak niedosmażony befsztyk: można ją jeść dzień w dzień bez przesytu i bez zaburzeń żołądkowych. Po sześciu dniach Rabomis i Nateulin zbadali moją ranę i przemyli ją wodą pomieszaną z popiołem. Nateulin przyniósł swoje czarodziejskie przybory: tytoń, fajkę wyrzezaną z zęba łosia, mostkową kość czarnego łabędzia, łopatkę żbika i kilka barwionych piór. Potarł łopatką o kość mostkową, owiał ją dymem z fajki, rozżarzył nad ogniem, okurzył piórami i spojrzał na jej powierzchnię. Zapewne wyczytał tam pomyślne wiadomości, bo oświadczył, że muszę wyjść z chaty, w przeciwnym razie choroba przeniesie się na inne członki mojego ciała. Kazał mi nazajutrz wyjść i posiedzieć w słońcu, z tym że za ewentualne skutki ujemne odpowiedzialność spada na łopatkę żbika. Abenakowie wysoko cenią swoich mędrców, obdarzonych lub rzekomo obdarzonych magiczną mocą, zwaną Nateulin