Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- Masz być moim doradcą, a nie salonowym pieskiem Peemela! Ferantia wydęła wargi przyglądając się swojej pani. Wielokrotnie przypominała Edarze małżeńską ofertę Pe- emela, ale ta odmowa była jak dotąd najgwałtowniej- sza. - Byłoby to dla ciebie korzystne, milady - powiedziała ostrożnie Ferantia. - Jehesic jest wyspą. Możemy zostać odcięci, jeżeli Peemel zdecyduje się rozwinąć siłę militar- ną. On... - W historii Jehesic nie ma udanej inwazji. Żadna flota z wybrzeża nie jest w stanie zatriumfować nad naszą świetnie wyposażoną, obsadzoną lojalnymi zało- gami marynarką. Obywatele do ostatniego piechura gotowi są bronić swoich domów. - Długie, miedziane włosy lady Edary załopotały, kiedy przez okno wdarł się I niespodziewanie powiew wiatru. Kobieta zakręciła się wokół własnej osi i mocno uderzyła pięścią w biurko, z hukiem posyłając na podłogę książki, w powietrze zaś papiery, więźniów wirującego powietrza. - Umrę, zanim 198 Robert E. Vardeman poddam się temu gnijącemu rybiemu zewłokowi, który nazywa siebie lordem! - Wskazałam ci zalety, milady - podjęła Ferantia wie- dząc, że z każdym słowem podpływa bliżej cofającej się fali odprawienia, Digody jednak nalegał, żeby naciskać na lady Edarę tak, jak to tylko możliwe. Wojna nie leżała w niczyim interesie, nawet jeśli Peemelowi zależało na napięciu militarnego muskułu. Jak powiedział Digody, łatwe ustępstwo Jehesic spowolni ekspansję Peemela i da jeszcze trochę czasu na zastąpienie lorda na tronie. Óby tylko próba morderstwa powiodła się - pomyśla- ła Ferantia. Powinna pomóc zaklęciem albo dwoma, a otchłanie lewiatana zabiorą inkwizytorów i ich nie- ustanną czujność wobec wszelkiego użycia magii. Digo- demu brakło obeznania z czarami, ale uznawała to za przewagę, jaką nad nim posiadała, nawet jeśli miało to oznaczać dalsze rozczarowanie w postaci niepowodze- nia zamachu na Peemela. Poza tym łatwiej będzie zapa- nować nad Digodym - po tym, jak jego budzący respekt władca zostanie wyeliminowany. - O tak, tak, wskazałaś - powiedziała zimno Edara. Nagła zmiana tonu uprzedziła Ferantię o niebezpieczeń- stwie, jakie zawisło nad jej osobą. Będę spać z tą cięto- rybą i wtedy pokażę moje trujące macki - ciągnęła. - Czy dla zdobycia władzy mam zostać zredukowana do morderczyni męża, którego nie pragnę? Gdybym pożą- dała władzy, dawno temu opanowałabym Iwset. - Lud nigdy nie poparłby takiej wojny, milady - rzekła Ferantia, goniąc myślami. - Oczywiście, że nie. Mają zdrowy rozsądek - zmysł, którego tobie najwyraźniej brakuje. Wydaje mi się, że pogłoski są prawdziwe, Ferantio. Związałaś się z Peeme- lem i wypełniasz jego polecenia raczej, niż moje. - Peemelem? Z trudem - zakpiła. - Masz jednak rację, lady Edaro, w tym, że moje poparcie nie jest już dłużej MROCZNE DZIEDZICTWO 199 z tobą - powiedziała Ferantia, nie widząc powodu, aby kłamać. Jej wpływ zmniejszał się od chwili, kiedy Edara znalazła sobie swojego tajemniczego kochanka. Nadszedł czas na odnowienie kontroli. Poruszając rękami w tajemniczym wzorze, zasłaniając oczy i krzywiąc wargi starożytnymi, ściskającymi gardło słowami, odkrytymi przez martwą od dawna czarodziej- kę, Ferantia rzuciła czar. Edara zatoczyła się, jakby ude- rzono ją w twarz. Zachłysnęła się i spróbowała ode- pchnąć - nicość. - Odejdź - wykrztusiła Edara. - Nie mogę, nie, nie... -Jej protesty słabły, chwytane przez wiatr i wtłaczane na powrót w królewskie gardło. ( Ferantia otarła pot z czoła. Rzucanie tak złożonego, potężnego zaklęcia szybko wysysało z niej energię. Fe- rantia opadła na niski stołek i ciągnęła czarowanie. Ponad pół godziny zabrało jej pełne rzucenie zaklęcia, które omotało lady Edarę magicznymi splotami. Chwie- jąc się na nogach, Ferantia podeszła do drzwi i wyjrzała na port. Powiedziano jej, aby sprawiła, że jej pani znaj- dzie się na umocnieniach w chwili, gdy słońce znajdzie się w zenicie. Sądząc po kurczących się u jej stóp cieniach południe znajdowało się wystarczająco blisko. Był najwyższy czas wysłać wiadomość. Ferantia odwróciła się i skinęła, ściągając Edarę do siebie wolnymi, mechanicznymi krokami. Mina Edary wyrażała na przemian słabość albo dziką nienawiść, która zamieniała jej śliczną twarz w coś złego. Mało Ferantię obchodziło, którą pozę przyjmie jej władczyni. Z wysokości cytadeli nikt nie rozpozna wyrazu jej twarzy. Wszystkim co zobaczą, będzie poddanie się Jehesic i ogłoszenie Edary i Peeme- la młodą parą. - A potem sztylet, milady, to wszystko, co wyniesie cię na tron Iwset. - Ferantia uśmiechnęła się paskudnie, 200 Robert E. Vardeman myśląc o tym, kto pociągał za sznurki marionetkowej władczyni. Digody sądził, że to on ją kontrolował, ale Ferantia była za mądra, żeby na to pozwolić. Dostarczy Edarę na ślub, a potem szybko rozprawi się z Digodym, zanim ten zdoła umocnić swoje wpływy wśród jehesic- kiej szlachty. I Ihesia. Wargi Ferantii wygięły się pogardliwie, kiedy pomyślała o polowym dowódcy Peemela. Ta akurat stanowiła określony problem nieokiełznanych ambicji, którzy należało rozwiązać - i to szybko. - Idź na skraj, wejdź po stopniach, pozwól zobaczyć się swoim wieśniakom - rozkazała Ferantia. Edara usłuchała, walcząc na każdym calu drogi. Krok po kroku Edara wspinała się, póki silna morska bryza nie rozwiała jej charakterystycznych włosów w rudą chorągiew, migoczącą złotymi iskierkami jasnego połu- dniowego słońca. Choć nie kazano jej, Edara podniosła ramię w pozdrowieniu. - Dobrze, tak bardzo dobrze - powiedziała ironicznie Ferantia. Czuła, że jej siła słabnie w miarę, jak walczy o utrzymanie magicznej kontroli nad swoją suwerenką. - W porcie znajduje się pancernik lorda Peemela. Daj mu sygnał tym. - Ferantia wręczyła Edarze drążek z kolora- mi Iwset na trzech chorągiewkach, znakiem oznaczają- cym zgodę na małżeństwo. Ręce Edary trzęsły się, kiedy złapała drążek i wolno go uniosła. Wiatr powiał we flagi i rozprostował je poka- zując, że wojenna flota i zgromadzeni obywatele Jehesic poddają się. - Pomachaj tym w przód i w tył. Niech to będzie dobre poddanie się. Uczyń to, a poznasz władzę daleko wykra- czającą poza to, co mogła ci zaoferować ta nędzna wysepka! - Ferantia odetchnęła głęboko i zaśpiewała głośniej, przydając zaklęciu siły. - Machaj flagą. Niech wiedzą, że będziesz wierną żoną lorda Peemela! MROCZNE DZIEDZICTWO 201 Edara zbliżyła się do skraju umocnień, próbując zmu- sić się do kroku w przód i zakończenia swego życia. - Nie, nie, nic z tego. Musisz żyć, moja cenna królo- wo. Tak, moja królowo. Będziesz rządzić czymś więcej, niż tylko Jehesic i Iwset, zanim z tobą skończę. Teraz machaj flagą, symbolem twojej... Ferantia stężała, a jej ciemne oczy rozwarły się. Mru- gnęła, a uroda odpłynęła jej z twarzy i ciało stopniało, niczym śnieg na ciepłym wiosennym słońcu. Potem osu- nęła się na podłogę, martwa