Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Dlatego właśnie zdarza się, że śpiąca osoba przeżywa nagle we śnie wizję zgonu swojego przyjaciela. Antares — zniknął. Brat Paweł zerwał się zaniepokojony. — Antaresie! — zawołał. Ale przed sobą miał już tylko maszynę do szycia z napędem nożnym. Wówczas zrozumiał, że to koniec podróży. Jest już na miejscu. Aura bowiem może objawiać się tylko tak długo, jak długo działa odtworzone na podstawie technologii Starożytnych urządzenie do teleportacji. Kiedy maszynę się wyłączy, stała zniknie — jak w kalkulatorze. Spojrzał na zegarek. Jedenaście minut, piętnaście sekund. Czas ponownie zaczął płynąć; rozciąganie się jednego momentu w nieskończoność ustało. Znów był w świecie rzeczywistym, jakimkolwiek ze światów by on nie był. Brat Paweł doznał uczucia dojmującej straty. — Jeśli moja aura jest tak silna, jak twierdzisz, bracie w rozumie, jeszcze kiedyś cię przywołam — obiecał na głos. — Byłeś dobrym towarzyszem, Antaresie, i chciałbym kontynuować tę rozmowę. Może w drodze powrotnej… Ale po co się oszukiwać? Uległ po prostu halucynacji podczas przerzutu, uspokajając w ten sposób rozkołatane perspektywą teleportacji nerwy, co, jak rozumiał, zdarzało się niektórym ludziom. Lepiej będzie milczeć o tej sprawie. — Żegnaj, pozaziemski przyjacielu — wyszeptał. 3 Działanie (Cesarzowa) Twierdzenie Poniżej Jest PRAWDZIWE Twierdzenie Powyżej Jest FAŁSZYWE Brat Paweł mrużył oczy od rażącego światła słonecznego. Stał na skraju pola porośniętego zbożem nie znanego mu rodzaju. Mogła to być odmiana pszenicy; Ziemia eksportowała hybrydowe gatunki podstawowych zbóż tak szybko, jak tylko mogła je wyhodować, ciągle poszukując takiego, który byłby idealnie dostosowany do miejscowych warunków. Należało uwzględnić tyle zmiennych dotyczących światła, grawitacji, gleby i klimatu, że tylko uzyskane zbiory mogły stanowić prawdziwy sprawdzian przydatności danego gatunku. To pole wyglądało zdrowo; łodygi były wysokie i zielone, z delikatnym złotym połyskiem w górnych partiach, falujące łagodnie na lekkim wietrze: obraz sukcesu. Naturalnie, wygląd mógł być mylący; ziarno mogło okazać się zdrewniałe lub gorzkie czy wręcz trujące, a miejscowa fauna mogła zaatakować pole i zniszczyć zbiory przed ich zebraniem. W każdym razie, młócka ręczna tego zboża będzie ciężką pracą. Nie opodal wznosił się spory kopiec. Zaintrygowały go jaskrawe kolory widoczne z jego jednej strony. Podszedł do niego, żeby zaspokoić swoją ciekawość. Okazał się kopcem kompostu usypanym z resztek roślinnych, łodyg i liści, uformowanych w stos w kształcie kielicha w celu lepszego chwytania i zatrzymywania wody deszczowej, niezbędnej do przyspieszenia rozkładu. Brat Paweł uśmiechnął się. Widział ten kopiec jako żywy proces przyrody, jako zwracanie glebie materiału organicznego, który gdzie indziej był już zbędny, jako zjawisko odnawiania — odmładzania życia. Czyż może być lepszy symbol cywilizacji pozostającej w harmonii z naturą niż funkcjonujący kopiec kompostu? W pewnym fundamentalnym sensie kompost był dla życia tym, czym Święty Zakon Wizyjny starał się być dla ludzkości: czynnikiem przywracającym stan idealny, tworzącym żyzną glebę dla przyszłych pokoleń. Czyż może istnieć wznioślejszy cel dla jednostki lub dla społeczeństwa?! Jaskrawe kolory okazały się małymi balonikami ukrytymi w cieniu rzucanym przez kopiec. Czerwonymi, zielonymi, żółtymi i niebieskimi i we wszystkich odcieniach tych barw. Czyżby zostawiło je tu jakieś dziecko jako ofiarę dla tej ziemi. Wydawało się to mało prawdopodobne, bo były ważniejsze technologie, które należało sprowadzić na tę planetę, od technologii produkcji plastikowych baloników. Gdyby zaś jakieś dziecko przywiozło je było z Ziemi ze sobą, na pewno nie zostawiłoby ich tak beztrosko na polu. Brat Paweł wyciągnął rękę, żeby ująć jeden z nich. Pękł pod dotknięciem. Okazał się tylko cieniutką błoną, niewiele solidniejszą od bańki mydlanej