ďťż

Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Lejb wpatrywał sięw niš, powolijš sobie przypominajšc. - Sama tu mieszkasz? - spytał. - Ta druga jest w szpitalu. -A gdzie madame? - Jej brat umarł. Odsiadujesziwę. - Mogłabyœ wszystko stšd wynieœć. -Tu nie maczego ukraœć. Lejb usiadł na brzegu łóżka. Niepatrzyłjużna dziewczynę, tylkona chleb. Nie był głodny,a mimo to nie mógł oderwać oczu od bochenka. Dziewczyna zdjęła buty, ale nie œcišgnęłaczerwonych pończoch. - Nawet bezpańskiego psanie zostawiłabym na dworze wtakšpogodę - powiedziała. -Wracasz jeszcze na ulicę? - zapytał Lejb. - Nie, zostanę tutaj. -To możemy porozmawiać. - Oczym można ze mnš rozmawiać? Zmarnowałam sobie życie. Mój ojciec był szanowanym człowiekiem. Czynaprawdę chceszzadzgaćRuszkę? - Na nic lepszego nie zasługuje. -Gdybym ja chciała zadzgać każdego, kto mnie skrzywdził, musiałabym mieć po szeœć noży w każdej dłoni. - Z kobietami to co innego. 84 - Tak? Trzeba zaczekaći pozwolić, aby Bógosšdził. Połowamoich wrogów już gnije wgrobach, a drugš połowę też przeżyję. Poco przelewać krew? Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy. - Jakoœ nie jest sprawiedliwy wobec Puszki. -Poczekaj jeszcze. Nic nie trwa wiecznie. Dostanie za swoje,szybciej, niż cisię wydaje. - Szybciej niż się tobie wydaje - odpowiedział ze œmiechemprzypominajšcym szczekanie psa. Potem dodał: - Skoro już tu jestem, daj mi coœna zšb. Dziewczyna mrugnęła doniego. - Dobra. Masz tu chleb. Przysuńkrzesło do stołu. Lejb usiadł. Przyniosła mu szklankę słabej herbaty i swymikoœcistymi palcami wygrzebała dwie kostki cukru zblaszanego pudełka. Krzštała się wokół niego niczym żona. Lejb wycišgnšł nóż z cholewkiiodkroiłsobie pajdę chleba. Patrzšc na niego, dziewczyna rozeœmiałasię, ukazujšc rzšd rzadkich, poczerniałych, krzywych zębów. W jej żółtych oczach pojawił się siostrzany i przebiegły błysk, jakby byłajego wspólniczkš. - To nie jest nóż do krojenia chleba - zauważyła. -A do czego? Na ludzi? Przyniosła muz szafki kawałeksalami,a on przecišł go swoim nożem na pół. Kot zeskoczyłz podnóżka i miauczšc zaczšł łasić siędo niego. - Nic jej nie dawaj. Niech łapie myszy. - - A starczy ich dla niej? -Nawet i dla dziesięciu kotów. Lejb przekroił swój plaster salami na pół i rzucił kawałek kotce. Dziewczyna spojrzała na niego z ukosa, nitoz ciekawoœciš, ni toz szyderstwem, jakby cała ta wizyta była jednym wielkim żartem. Oboje milczeli przezdłuższš chwilę. Potem Lejb otworzył usta ispytałbez namysłu: - Czy chciałabyœ wyjœć zamšż? Dziewczyna rozeœmiała się. - Nawet zaAnioła Œmierci. -Ja nieżartuję. - Każda kobieta chce wyjœć za mšż, nawet na łożu œmierci. -A za mnie byœ wyszła? - Za ciebie też. -No to pobierzmy się. 8. Dziewczyna nalewała wodę do imbryka. - W łóżku czy przedrabinem? -Najpierww łóżku, a potem u rabina. - Czego tylko zechcesz. Nie ufam jużnikomu i co mnie to obchodzi, kiedy sobie ze mnie żartujš? Niech będzie, jak mówisz. Jeœlisięwycofasz,nic straconego. W końcu to tylko słowa. Co trzeci klientchce się ze mnš żenić. A potem nie chcš nawet zapłacićnależnychdwudziestu kopiejek. - Ja sięz tobš ożenię. Niemam nic dostracenia. - A co ja mam do stracenia? Tylkoswoje życie. - Nie masz żadnych pieniędzy? Dziewczynauœmiechnęła się znaczšco, robišc takš minę, jakbyoczekiwała, że Lejb jš o to zapyta. Jej twarz postarzałasię,pokryła zmarszczkami. Wyglšdałateraz jak doœwiadczona, stara kobieta. Zawahała się, rozejrzała wokół, spojrzała w stronę małego okna zaczarnš zasłonš. Na twarzy miała uœmiech, a jednoczeœnie rozmyœlałanad czymœ smutnym i odległym. Potem skinęła głowš. - Całymajštek mam w tej pończosze. Wskazała palcem na kolano. 4 Następnego ranka Lejb odczekał, aż dozorca otworzy bramę, i wyszedł naulicę. Wszystko poszłogładko. Było jeszcze ciemno, ale powschodniej stronie Wisły, gdziesię znajdował, widać było kawałekbłękitniejšcego nieba, upstrzonego czerwonymi plamami. Z kominówwydobywał się dym. Obok przejeżdżały chłopskie furmanki,załadowane mięsem, owocami i warzywami. Na wpół œpišce konie stšpałyleniwie. Lejb odetchnšłgłęboko. Czułsuchoœć w gardle. Kiszki grałymu marsza. Gdzie o tej porze mógł coœ zjeœć i wypić? Przypomniałsobie o restauracji Chaima Smeteny, którš otwierano,kiedy Bóg jeszczespał. Lejb udał się w jej kierunku, potrzšsajšc głowš jak koń. "Takmusi być:spełnia się mojeprzeznaczenie" - pomyœlał. Oœwietlonalampami gazowymi restauracja ChaimaSmeteny, pachnšca flakami,piwem i gęsim tłuszczem, była już otwarta. MężczyŸni, którzyniespali całš noc, jedli tam albo wczesne œniadanie, albo resztki wczorajszej kolacji, trudno było okreœlić. Lejb usiadł przy pustym stole, 86 zamówił butelkę wódki, cebulę z kurzym smalcemi omlet. Wypiłod razu trzy kieliszki napusty żołšdek. "To mójostatni posiłek" -wymamrotałpod nosem. "Jutro o tej porze będęmęczennikiem. "Kelnerzyzerkali naniego podejrzliwie, myœlšc, że chce ich nacišgnšć na jedzenie