Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. Tymczasem Europa zastyga, zwijając się do snu, jak przed laty Azya, nim się z niej to zrobiło, czem jest dzisiaj. Widać z daleka patrząc, że się zabieramy do końca... bo spisujemy już tylko regestra, pakujemy manatki, porządkujemy rasy, ustawiamy się w szeregi, sadowim, kładziemy i patrzym jak najwygodniej skonać... Wśród hałasu i krzyków miliona głosów, pokażcie mi choć jeden potężny, coby do kości poruszył to sparaliżowane ciało... ? Wskażcie mi jedną myśl większą, lub odezwanie się do szlachetniejszego uczucia.... Ze stosów ksiąg dajcie mi jedną, z którejby nowe trysnęło życie? Kto pragnie, a chce ochłody, musi powrócić do Biblij, Homera, do Liviusza i Tacyta, do Augustyna i Tomasza.... do poezyi hymnów kościelnych, do scholastycznych marzeń, w któ- rych jasna jest młodzieńcza siła. Wysiłki umysłowe naszego wieku przypominają mi umizgi ośmdziesiątletniego starca, któremu zbiera się na miłość przez imaginacya i zebrać nie może. Wszystkie dzisiejsze płody są dziełem prawideł i formuł, hodujemy poetów jak szparagi, karaimi historyków jak woły na stajni, a najwyższym wyrazem piękna dla nas jest niezrozumiałe lub dziwaczne.... zręczne i kuglarskie. — Ale przerwałem tę długą chryję — cieszę się, kochany doktorze, że choć przeszłość znalazła łaskę w twych oczach... tego dawniej nie było i to już wielka w tobie zmiana. — Powoli, rzekł, powoli, nie ciesz się wcale... wszystko jest stosunkowe... uniewinniam i podnoszę przeszłość, gdy na naszą teraźniejszość poglądam. Jakże chcesz, bym nie skłonił głowy przed wiekami, w których potężne słowo wiodło za sobą tłumy, w czasie, gdy tylko jadłem i napitkiem, odzieżą i karmią budzi się i wiedzie ludy? Ale i przeszłość ludzkości, to ułomne dzieje kulawego plemienia... — Któremu przebaczyć potrzeba.... — A nie śmiać się z niego trudno.... Jakże chcesz bym pokląkł przed wielkim Cobdenem, Bastiatem lub Chevalier, gdy przypomnę tych, których oni uzurpowali stanowiska... Sięgają im właśnie po pięty. Wyschliśmy od rozumu... — Uderz że się w piersi... doktorze... a ty? gdzież w tobie uczucie? — Alboż ja lepszym być mogę od drugich ? i jak nim być wśród nich potrafię? ja jestem zieloną gąsiennicą na liściu zielonym, jaki pokarm, barwa taka. A wiesz, dodał, niech wstanie prorok, niech błyśnie myśl, niech się wyrobi potęga, może pojmę ich ułomność, ale mnie one pociągną... jak celnik rzucę worek i pójdę za słowem Messyasza... Jeszczem ja nie tak ostygły jak wasz wiek dzisiejszy... Dla nas niema jeno chleb powszedni, nie, jeno koryto wieprzowe... jeść, jeść i nic więcej... nie uczyć ubogich ale ich karmić chcemy, nie doskonalić, ale od głodu obwarować. Wyrazem wieku jest ta obawa o jutro nie duszne ale żołądkowe... I chcesz bym taki świat kochał, albo dla niego poświecił ćwierć minuty życia mojego... Nie! jak wszyscy tak i ja! buduję ciepłą chatę, jem, piję, i kpię z tego co mnie otacza. — A! zawołałem, to stan okropny! Rozśmiał się. — Wiesz, rzekł, tyle się tylko we mnie zmieniło że pojmuję okropność tego stanu, że są dla mnie chwile takiej rozpaczy, iż głowę o mur chcę roztrzaskać, ale śmiechem się jak zimną wodą obleję i znowum zdrów... ot tak! aby do końca! — I nic dla serca! spytałem. — Na co serce ? serce to rana która boli, a ledwieś ją zasklepił świerzbi... lepiej się nie kaleczyć. — Nieuważasz więc że idziesz drogą, która ci się samemu fałszywą wydaje? — Niemam siły proroka, ani namaszczenia do męczeństwa... protestuję śmiechem... bo niemogę krwią i życiem... — Cóż dalej? jak sądzisz! spytałem po chwili znużony. — Niewiem, rzekł — potop... koniec świata, śmierć, pożoga..