Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Nawet król Timaju nie bardzo wiedział, jak w ramach etykiety dworskiej zachowywać się w stosunku do proroka, więc robiono wszystko, by po prostu nie musieć się zachowywać, czyli spotykać się z nim jak najrzadziej, tylko przy oficjalnych okazjach. Władca wymyślał nowe przepisy i zwyczaje, by zawsze oddzielały go od Sendilkelma co najmniej cztery rzędy gwardzistów.Rycerz wiedział doskonale, że cały czas, w każdej sali pałacu, nawet w łaźni, śledzą go ukryte oczy i słyszą ukryte uszy. Wiedział o tym również Karcen, lecz zdawał się tym faktem doskonale bawić. Król dopiero po sześciu dniach od zniknięcia obcych bogów, gdy już dostał szczegółowy raport od swoich kapłanów i marszałków dworu, uwierzył, że Sendilkelm w swoich kazaniach nie namawia ludu do obalenia starej dynastii i nie ma zamiaru rządzić, ani nawet pozostać w Timaju dłużej, niż będzie wymagał bóg Czomon. Niemniej jednak, prorok był pilnie strzeżony przez dwa skrzydła doborowych lotników z twierdzy Dogodoto.Al Cheger uważał, że wszystkie podejrzenia Timajczyków są objawem górskiego szaleństwa, przekazywanego z pokolenia na pokolenie. Był śmiertelnie obrażony na cały Timaj i gdyby nie rozkazy Karcena, już dawno wróciłby do Atrim. Mistrz znajdował jednak tysiące powodów, by przedłużyć ich pobyt w Wielkim Timaju. Jego magiczną ciekawość męczyły różne tajemnice Kraju Czaszek, co do których urzędnicy dworscy, jak i zwykła ludność, pozostawali podejrzanie milczący. Nie wiedział na przykład, dlaczego salę, w której miała się odbyć dzisiejsza wieczerza, nazywano kulą szeptów. Ponadto Karcen nareszcie nie musiał się niepokoić o Atrim. Co kilka dni pokonywał Ocean Bezcielesności, by stawić się u króla Raratrina na obowiązkowych odprawach. Życie w jego kraju toczyło się zupełnie normalnie, a większość ludzi nie pamiętała już nawet, że kilkadziesiąt dni temu wszystkie konie zapadły na tajemniczą chorobę, która zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Tak więc Karcen mógł szaleć z uciechy, rozprawiając z Alem w swych timajskich komnatach i ogrodach o nowym proroku. Uwielbiał wzbudzać podejrzenia w podsłuchujących ich uszach, roztaczając wizje potęgi Czomona i jego proroka, oraz podkreślać znikomość wszelkich ludzkich urzędów. Wychwalał głośno mądrość króla, który jego zdaniem był świadom swej małości wobec nareszcie objawionego boga, a także głosiciela jego religii.Timajczycy, którzy w końcu doczekali się dnia poznania swego boga, przez pierwsze kilka dni szaleli ze szczęścia i tańczyli na wszystkich placach i ulicach Wielkiego Timaju. Później jednak, gdy Czomon zniknął w swych niebiosach, powoli wracali do codziennych prac i obowiązków. Ale też Czomon, podobnie jak inni bogowie, niczego więcej od nich nie oczekiwał.— To niezwykłe, nie sądzisz? — komentował Karcen. — Ludzie, którzy od tysięcy lat budowali swe państwo i religię w oparciu o wiarę w objawienie się swego boga, teraz, gdy dzień ten nadszedł, poskakali chwilę ze szczęścia i już wracają do handlu, kłótni z sąsiadami, biegania za kobietami i pieniędzmi...— Cóż w tym dziwnego? — spokojnie odparł Al Cheger. — Myślę sobie, że po prostu szybko przestawili się na wiarę w kogoś, kto rzeczywiście czeka na nich po drugiej stronie i w tym właśnie odnaleźli nowy sens życia. Poza tym, ucieszyli się, że ich bóg jest taki miły i że dostał od swego nadpana najwykwintniejsze niebiosa. Z taką świadomością ludzie nie muszą już się martwić i dociekać, jak będzie wyglądała ich wieczność, i tym bardziej mogą się zająć codziennymi sprawami.— Dziwne, że wszyscy tak od razu uwierzyli... — powiedział Karcen. — Tak, uwierzyli, bo zobaczyli! To zabawne, że z tak błahego powodu zyskali pewność co do swego życia po śmierci.— Umysły zwykłych ludzi pozbawione są przenikliwości właściwej tylko mistrzom najwznioślejszej ze sztuk.— To prawda..