Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Nie mogBa znie[ ludzi wokóB siebie, wic do szatni zeszBa ostatnia. ZobaczyBa na korytarzu, |e kto[ macha do niej rk. Odruchowo chciaBa odwzajemni gest, ale okazaBo si to za trudne. Nawet nie skojarzyBa, |e to Arek. Ci|ko oparta si o krat w szatni. ZamknBa oczy i nie pierwszy ju| raz pomy[laBa:  Jak cudownie byBoby znikn". Jej kurtki nigdzie nie byBo. ZmieniBa buty i wyjrzaBa przez okno. WiaBo, a na niebie wisiaBy oBowiane, niemal czarne chmury. ChciaBo jej si pBaka.  Gdyby Filip po mnie przyszedB... - pomy[laBa. -Ale nie przyjdzie". Wczoraj si z nim widziaBa. PoBykajc Bzy, powiedziaBa mu, |e panicznie boi si, sama nie wie czego. Mo|e tego caBego CaBka, ale nie tylko. Nie ma do kogo ust otworzy w tej szkole i w ogóle najbardziej chciaBaby znikn. Ale Filip teraz pasjonowaB si strzelaniem. ByB po treningu, podczas którego zdystansowaB wszystkich kolegów, i biBa od niego energia. ChciaB i[ do kina. ChciaB, |eby Iga doceniBa go, zachwyciBa si tym, jak szybko robi postpy i jaki jest wspaniaBy. W koDcu, najdelikatniej jak mógB, powiedziaB Idze, |e on nie umie, nie wie, jak jej pomóc. On chce korzysta z |ycia. Nie nadaje si do pocieszania i pBaczów. A ona najlepiej zrobi, jak wezmie si w gar[, przestanie si maza, bo szkoda na to |ycia, i pójdzie z nim do kina. Kiedy Iga ukryBa twarz w dBoniach i zaczBa bezgBo[nie pBaka, Filip poBo|yB jej rk na ramieniu i powiedziaB: 152 -Jeste[ bardzo fajna, Iga, ale... nie gniewaj si... ja... ja tak nie umiem. Jak si poznawali[my, to byBa[ inna. Ja nie umiem... No, trzymaj si. Wszystko bdzie dobrze. My[l pozytywnie! Dopiero teraz dotarto do niej, |e nie ma ju| chBopaka. A przynajmniej on nie chce jej z tymi wszystkimi kBopotami. Pewnie, nawet ona wolaBa siebie szcz[liw i zawsze u[miechnit. Tak j poznaB. Tylko tak chciaB mie.  To przeze mnie wszystko zawsze si rozlatuje. Czy to moja wina, |e nie potrafi znalez w sobie tego dawnego u[miechu? Tak, to moja wina. Nie umiem wzi si w gar[. Niczego nie umiem". ZaczBo la. Ogromne krople bbniBy o chodnik. Iga stanBa w drzwiach szkoBy. SpojrzaBa w niebo i pozwoliBa, |eby krople zaatakowaBy jej powieki, usta, nos.  Teraz jest dobry moment na pBacz" - pomy[laBa i chciaBa si roze[mia, ale nie mogBa zmusi warg, |eby si rozcignBy. Nawet to okazaBo si zbyt trudne. W domu nie zastaBa mamy. Nie zdejmujc butów, podeszBa do kartki ze swoimi  dobrymi rzeczami w |yciu". Na koDcu dopisaBa:  kurtka", a potem powoli, litera po literze, skre[liBa to. GwizdnBa na Fifk. Nie zakBadajc innej kurtki, poszBa z psem na spacer. Nie czuBa ani deszczu, ani zimna. Nie czuBa nic. Arek widziaB j, gdy wychodziBa ze szkoBy. ChciaB podbiec i okry j swoj kurtk, ale Iga szBa zapatrzona w ziemi i pomy[laB, |e przecie| dzi[ w szkole daBa mu jasno do zrozumienia, |eby trzymaB si od niej z daleka, bo nie odmachaBa mu nawet. PrzytuliB si do drzewa przy barze Pod Karpiem i poczekaB, a| na 153 ostatnim pitrze zapal si [wiatBa. Sam nie wiedziaB, czemu nie odszedB od razu, ale staB i staB. Po kilku minutach przemoczona Iga wyszBa na spacer z Fifk. Arek poczuB, |e musi co[ zrobi, |e tak dalej nie mo|e ju| by. - ...jasne, |e pamitam! Jeste[ Tamara? - Natasza - odparBa Natasza i leciutko si u[miechnBa. -ChciaBam w imieniu Kici... - Oj... - jknB Hadrian