Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Jeden z nich śmigał z zawrotną prędkością pomiędzy pozostałymi. Potem wszystkie cienie zlały się w jedno morze mroku i pozostało tylko dwoje pałających oczu, mknących przez ciemność niczym para bliźniaczych komet. Strzelał deptany chrust. Kiedy Słońce zapadło za horyzont, obecność wampira nie ujawniła się jak zwykle o tej porze w ciągu ostatnich dni. Kotołak zdziwił się, ale nie zwolnił biegu. Skoro ścigany upiór nie kontynuował wędrówki, oznaczało to, że poprzedniej nocy dotarł do celu. W tej chwili tylko pamięć i kocia orientacja Ksina mogły pozwolić mu odnaleźć kryjówkę wampira. Jeszcze raz kotołak przypomniał sobie, z której strony odebrał ostatni ślad Obecności byłego ambasadora i oszacował wielkość mimowolnego zboczenia z drogi. Skorygował to, po czym przyśpieszył kroku. Już z odległości pół mili dostrzegł sączącą się między drzewami różowawą poświatę. Dochodziła z kierunku, w którym podążał Ksin. W miarę zbliżania, stawała się coraz bardziej czerwona i zyskiwała na jaskrawości. W pewnej chwili las ustąpił miejsca polanie, pośrodku której piętrzyły się zarośnięte bluszczem ruiny. Nad ziemią, z otworu między zwalonymi kolumnami biło czerwone światło. Było tam dość miejsca, by do podziemi mogła przedostać się istota wielkości człowieka czy kotołaka. Ksin bez wahania, z całym impetem wskoczył do środka. Znalazł się w krypcie. Lądując kotołak wzbił z podłogi tuman pyłu, który utworzył wokół chmurę mieniącą się szkarłatnymi rozbłyskami. Źródłem światła był czerwony kryształ wielkości głowy człowieka, oszlifowany w kilkadziesiąt wielokątnych płaszczyzn i leżący w centrum pomieszczenia na postumencie z niebieskiego kamienia. Jego jaskrawy blask wypełniał szkarłatem loch zbudowany na planie kwadratu o zaokrąglonych rogach. W ścianie naprzeciw otworu, którym dostał się tutaj Ksin, znajdowało się łukowato sklepione przejście prowadzące w głąb podziemi. Tkwiło tu kilkanaście szkieletów, w większości odzianych w zbroje różnego typu. Najstarsze szczątki okrywał napierśnik z przeżartego patyną spiżu. Przy każdym kościotrupie leżała jakaś broń — przeważnie były to miecze i topory, niekiedy zwykłe maczugi i cepy bojowe. Rycerze, prości żołnierze, chłopi, rozbójnicy, poszukiwacze przygód..., ocenił Ksin pozycję społeczną umarłych, obchodząc ostrożnie komnatę. Obok zwłok leżała nie tylko broń, ale też nietknięte sakwy z osobistymi rzeczami. Na ostrzach nie było szczerb, w pancerzach zaś i hełmach żadnych dziur i pęknięć. Żadnych śladów walki. Kotołak zwrócił uwagę na ułożenie szkieletów. Sprawiały wrażenie jakby odczołgiwały się od świecącego kryształu. Być może jego światło było zabójcze dla istot ludzkich. Skoro tak. dobrze, że on wszedł tutaj w zmienionej postaci. Nagły ruch w kącie przerwał mu rozmyślania. Był to nietoperz. Długą chwilę miotał się po posadzce jak w agonii, po czym jednak zebrawszy siły zerwał się i wyleciał na zewnątrz. Kotołak zwrócił teraz uwagę na inne nietoperze, które jeden po drugim budziły się pod su- fitem i wylatywały na łów. Te nie miały z tym żadnych kłopotów. Czyżby przyzwyczaiły się do czerwonego blasku? Może ten pierwszy był tu dopiero pierwszy raz? Wyglądało na to, że światło kryształu obezwładniało żywe stworzenia, ale tylko na pewien czas. Można było to sprawdzić, lecz Ksin miał co innego do roboty. Gdzieś tutaj ukrywał się wampir! Kotołak wszedł do drugiego pomieszczenia. Panował w nim szkarłatny półmrok. Pod ścianami także leżały ludzkie zwłoki, ale tutaj były to rozpadające się, zetlałe mumie. Ksin już miał przejść do następnego lochu, gdy jego uwagę przykuł pewien szczegół. Jedna z mumii, a raczej jej fragment, gdyż była to pozbawiona rąk górna połowa korpusu wraz z głową, miała niezwykłej długości zęby. Przyjrzawszy się baczniej kotołak stwierdził, iż są to szczątki zmumifikowanego wampira... Było tu takich więcej, rozkawałkowanych, rzuconych na bezładne sterty piętrzące się pod ścianami