Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Oline nie przywykła, by traktować ją jako zwykłą służącą. Chciałam, żeby znała swoje miejsce. Czerwieniała ze złości, kiedy kazałam jej coś zrobić. Wiem, że była to małostkowa przyjemność. Któregoś dnia usłyszałam, że Oline i Georg rozmawiają w gabinecie. Uznałam, że mam pełne prawo podsłuchiwać. Pochyliłam się i zajrzałam przez dziurkę od klucza. Oline stała ze spuszczoną głową przed biurkiem Georga. Przywarłam do drzwi. - Jest mi ciężko, odkąd pani pojawiła się w domu. Przepraszam, że to mówię, ale panią niełatwo zadowolić. Jakbym wszystko robiła źle. - Oline przecież wie, że jesteśmy jak rodzina. Tak bym chciał, żebyśmy żyli w zgodzie. Zapukałam do drzwi. Rozmowa urwała się jak nożem uciął. Weszłam do środka. Popatrzyłam na Oline, na Georga, potem znowu na Oline. Oboje unikali mojego wzroku. - Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć? - zapytałam. - Dlaczego? - wyjąkał Georg. - Czy Oline nie jest zadowolona ze swojego miejsca u nas? - zwróciłam się bezpośrednio do niej. Nie odpowiedziała. Wydało mi się, że ma szyderczy wyraz ust. Georg zamachał ugodowo ręką. - Zostawmy to, jesteśmy przecież przyjaciółmi. - A ktoś twierdził, że jest inaczej? - Chodzi mi tylko o to, że trzeba uważać na słowa. Musiałam usiąść. - Potrzebujesz pomocy? - zapytał Georg. Zirytowana odepchnęłam jego rękę. - Oline może już odejść - skinęłam na nią. Zniknęła jak cień. - Moja droga, potrzebujemy Oline. Nie możesz być dla niej tak surowa - powiedział Georg, kiedy zostaliśmy sami. - Musimy przecież być rozsądni. To wszystko było męczące. Kiwnęłam głową, podniosłam się ociężale, odwróciłam do niego plecami i wyszłam. Na schodach spotkałam Cornelię. - Czy ciocia potrzebuje pomocy? - zapytała uprzejmie. Jej twarz była dziecinnie dobroduszna. Potrząsnęłam gniewnie głową. - Idź ty do ojca - prychnęłam, pokazując laską. - On chyba będzie potrzebował twojej pomocy. Wyglądała na zaskoczoną i urażoną. Przecisnęłam się koło niej i schodek po schodku weszłam na górę, przytrzymując się poręczy. Pamiętam, że kładłam pasjansa na kołdrze. Od samego początku czułam, że mi nie wyjdzie. Pamiętam, jak przed nadejściem burzy wychodziłam ciągle na korytarz i wracałam do pokoju, niczym pies nie mogący znaleźć sobie miejsca. Wyczuwałam burzę przez rwący ból w chorej nodze. Pamiętam, jak Paul - mój skarb - był mały. Gdy nie mogłam zasnąć, prosiłam go, żeby rozmasował mi kaleką stopę. Skóra jego malutkich dłoni była tak niebywale delikatna i miękka. Moja zmarznięta noga tajała pod tymi ciepłymi rączkami. Noszę w sobie takie wspomnienie z dzieciństwa, jak leżę na plecach na polu pszenicy. Jestem schowana przed światem. W oddali słyszę muczenie krów. Ten dźwięk daje mi poczucie bezpieczeństwa. Widzę tylko niebo. Nade mną powoli kołyszą się dojrzewające kłosy zboża. Świadomość mam jeszcze nieskażoną, jak tylko dziecko może być nieświadome. To było przed tym wydarzeniem. W tamtej chwili nikogo nie potrzebowałam. Nic mi przecież nie brakowało. Zdumiewające, jak można popaść w zależność od drugiego człowieka. Zanim spotkałam Georga, nikogo właściwie nie potrzebowałam. Radziłam sobie. Przystojni mężczyźni nie byli już w moim guście. Przejrzałam takie typy jak pan Arnold. Uroda mężczyzny korumpuje go. Dlatego zdobył mnie mężczyzna odpowiedzialny, praktyczny do gruntu racjonalny. Było to na wpół świadome zakochanie się, na wpół małżeństwo z rozsądku. Zmęczyła mnie samodzielność. Pozwoliłam Georgowi przejąć odpowiedzialność. Plecy odwróconego mężczyzny. Pierwsza jesień. Lato zniknęło w ciągu jednej nocy. Wyspa zmieniła oblicze. Zrzuciła maskę. Jesienny sztorm nadszedł znikąd. Smagana wiatrem wyspa robiła na mnie wrażenie kolonii trędowatych, całkowicie odciętej od prawdziwego świata. Demaskacja: zachodni wiatr przynosił na wyspę mgłę. Buczał tyfon. Tor wodny był zaminowany, nie można było nigdzie popłynąć. Georg musiał zostać w domu, interes się nie rozwijał. Statki nie mogły wychodzić w morze. Stonogi wypełzały z wilgotnych szpar. Nigdy nie cieszyłam się na wyspie szacunkiem. Jestem tego świadoma, bo wiem, jak ludzie rozumują, co o mnie myślą. Mówią, że zadzieram nosa. Nie pracuję. Nie jestem pobożna. Domyślam się, że nadali mi jakieś przezwiska. Pamiętam, jak wtedy na początku poszłam do sklepu. Kobiety zbierały się tam przy ladzie. Zmierzyły mnie chytrymi oczkami