Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Modliła się żarliwie, bez słów, błagała o cud. Kiedy już udało jej się opanować wstrząsające całym cia- łem drżenie i znów unieść głowę, dziedziniec zdawał się być wypełniony ludźmi, a gdy się rozejrzała, zobaczyła, że wciąż napływają nowi. Przybył Gilbert Prestcote - właśnie zsiadł z konia pod sklepieniem bramy. Uczestnicy obławy, powra- cający na własną rękę do domu, nadjeżdżali pojedynczo i pa- rami, zdumieni i zaskoczeni tym, co tu zastali, przetrząsną- wszy wprzódy całą okolicę. Chwilę trwało, nim przy pełza- jącym świetle szeryf rozpoznał w przypartym do muru człowieku podejrzanego o morderstwo i kradzież, za którym bezowocnie uganiał się dwa dni po lasach. Pospiesznie zbli- żył się wielkimi krokami. - Miłościwy opacie, cóż to ma znaczyć? Ścigany przez nas rozbójnik tu, pod twoim dachem? Co tu się dzieje? - Tego właśnie staram się dociec - odparł kwaśno Radul- fus. — Zaiste, znalazł się pod moim dachem i pod moją jurys- dykcją. Za waszym pozwoleniem, sir Gilbercie, mam więc prawo w sprawie tej bezwstydnej awantury - powiódł w krąg po twarzach zbrojnych błyszczącymi oczyma. - Schowajcie broń, wszyscy. Nie pozwolę, by na mojej ziemi błyskała stal i komukolwiek czyniono gwałt. - To samo przenikliwe spojrzenie spoczęło na Joscelinie, przyczajo- nym w kącie ze sztyletem w garści. - Zda mi się, młody człowieku, że raz już miałem ci to sposobność mówić. Ostrzegałem także, że w tym domu jest cela pokutna i że znajdziesz się w niej, jeśli choć raz jeszcze dotkniesz tu mie- cza. Co masz na swoją obronę? Joscelin rozpostarł ramiona, ukazując, że nie ma przy so- bie pochwy sztyletu ni miecza. Odzyskał już oddech na tyle, by odezwać się żywo: - Nie przyniosłem broni pod twój dach, ojcze. Patrz, jaki tłum mnie otacza! Pożyczyłem sobie, co mi wpadło w rękę, nie żeby odebrać komuś życie, ale by bronić swego. Życia i wolności! Bo wbrew temu, co ci o mnie powiedzą, nie kradłem i nie mordowałem, i będę to powtarzał przed tobą czy kimkolwiek innym, póki mi tchu starczy! Tchu zaczynało mu właśnie brakować, częściowo z wy- siłku, częściowo zaś dlatego, że dławił go gniew. - Czy chcesz, żebym ulegle poddawał głowę pod stry- czek, kiedy nie zrobiłem nic złego? - Chcę, żebyś ze mną i tymi świeckimi władzami rozma- wiał nieco pokorniej - powiedział oschle opat - i poddał się prawu. Oddaj sztylet, sam widzisz, że teraz na nic ci on. Joscelin z ponurą miną przez dłuższą chwilę wpatrywał się weń wrogo. Potem nagle wyciągnął broń rękojeścią w stro- nę jej właściciela, który ujął ją ostrożnie, z wyraźną ulgą wsunął na powrót do pochwy i wycofał się z kręgu. - Ojcze - to było wyzwanie, nie prośba - oto zdaje się na twoją łaskę, sprawiedliwości zaś twej ufam bardziej niż pra- wu. Znajduję się w miejscu, które tobie podlega, i zrobiłem, coś kazał. Zanim oddasz mnie szeryfowi, przesłuchaj mnie ze wszystkiego, cokolwiek czyniłem, a ja przysięgam, że opowiem ci całą prawdę. To jest, co się tyczy moich włas- nych uczynków - dodał pospiesznie i stanowczo, bo ludzi, którym tyle zawdzięczał, nie miał zamiaru w to wciągać. Opat spojrzał na Gilberta Prestcote'a, a ten w odpowiedzi uśmiechnął się pobłażliwie. Teraz już nie ma po co się spie- szyć. Zbieg został ujęty i drugi raz nie umknie. Prawo zaś nie ucierpi, jeśli podporządkuje się zwierzchniej władzy opata. - Z przyjemnością uczynię zadość twemu życzeniu, oj- cze, z tym że nie zrzeknę się roszczeń do tego człowieka. Oskarżony jest o kradzież i mord, a ja mam obowiązek przy- trzymać go w lochu i doprowadzić przed oblicza sędziów. I tak też zrobię - chyba że tu i teraz przedłoży nam obu do- stateczny dowód swej niewinności. Niechaj wszystko się dzieje jawnie i sprawiedliwie. Przesłuchaj go, jeśli chcesz; to, co powie, mnie także się przyda. Lepiej będzie, jeśli za- 188 189 mknę go pewien jego winy, a twoje wątpliwości, jeśli masz takowe, nareszcie się rozwieją. Iveta już się podniosła