ďťż

Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Œwięta Amelia próbowała jej coœ przekazać. Płomień œwiecy znowu zadrżał i raz jeszcze oœwietlił iskrę między kręgami szyi. Winifreda wycišgnęła drżšcš rękę i ostrożnie dotknęła palcem wysuszonej, białej jak kreda koœci. Kręgi rozpadły się jak połówki orzecha i odsłoniły przedmiot tak niezwykły, że przeorysza zrobiła nagły krok w tył, potknęła się i klapnęła na poœladki. W szyi œwiętej Amelii znajdował się najpiękniejszy błękitny kamień, jaki kiedykolwiek widziała. Trzymała go przy sobie, ukryty w głębokiej kieszeni habitu. Niebieski kryształ z gardła œwiętej Amelii. Nikomu o nim nie powiedziała, włożyła koœci do relikwiarza, a relikwiarz postawiła na ołtarzu. Sama musiała zgłębić nowo odkrytš tajemnicę. Skšd się tam wzišł kryształ? Jak trafił do gardła œwiętej? Czy był to znak od œwiętej Amelii? A niby co innego? Koœci od wieków tkwiły w relikwiarzu, z tego, co wiedziała Winifreda, od tysišca lat. Dlaczego wybrały właœnie ten moment, by się objawić? OdpowiedŸ nasuwała się sama: kiedy opat odjechał, Winifreda była zrozpaczona, gotowa uwierzyć, że słońce już nigdy nie wstanie. I wtedy Amelia przemówiła przez niebieski kryształ. Jakie było jednak jej przesłanie? Czy miało coœ wspólnego z przenosinami do nowego klasztoru? Jeœli tak, to czy Amelia kazała jej odejœć, czy pozostać? Nic nigdy tak nie przygnębiło serca i umysłu przeoryszy, jak ta nowa sytuacja. Jej mniszki liczyły, że podejmie właœciwš decyzję. I były takie bezbronne! Biedna pani Odelyn, stara i chroma, czekała przy studni, by ktoœ wycišgnšł jej wiadro z wodš. Odelyn przybyła do Œwiętej Amelii dawno temu, po tym, jak wikingowie wyrżnęli całš jej rodzinę. Rodowa biżuteria, ukryta w studni za rezydencjš, wystarczyła na dożywotni pobyt w klasztorze. Od dnia jednak, w którym musiała opuœcić kryjówkę, by wydobyć ukryte przez ojca skarby, i zobaczyła poršbane ciała rodziców i rodzeństwa, Odelyn bardzo bała się studni. Była tu też siostra Edith, tak roztargniona, że co wieczór trzeba jej było towarzyszyć do necessarium, bo zawsze się gubiła. I Agata, której artretyzm dokuczał niekiedy tak mocno, że wymagała pomocy podczas posiłków. Jak Winifreda miała powiedzieć tym kobietom, że oto nagle kończy się życie, które znały i ze znajomego, przyjaznego otoczenia trafiš w miejsce obce i nieznajome? Szukajšc odpowiedzi, skupiła się na niebieskim krysztale. Usiłowała odtworzyć jego barwy, mieszajšc rozmaite pigmenty. Unosiła na wpół przezroczysty kamień do œwiatła i widziała eksplozję cyjanu, wstęgi błękitu nieba i kwiatów kukurydzy, jeziora szafiru, sadzawki akwamaryny. Kolor się zmieniał, wyglšdał inaczej w œwietle słonecznym i w blasku œwiecy, podczas burzy i o poranku. Fascynowały jš te barwy i ich rozmieszczenie. W samym œrodku kamienia skupiły się czšsteczki, które lœniły w słońcu. Czasem wyglšdały jak białe srebro, przybierajšc różne kształty w zależnoœci od kšta padania œwiatła. Zawiesiła kryształ na cienkiej nitce i obracała go powoli. Uwięziona wewnštrz substancja zdawała się poruszać i zmieniać. Hipnotyzowała. Gdy Winifreda przyglšdała się kamieniowi, gotowa była uwierzyć, że widzi kuszšce jš widmo kobiety... Chętnie namalowałaby kamień na pergaminie, ale do tego potrzebny był cud. Gdzie na ziemi mogłaby znaleŸć takie odcienie niebieskiego, takie œwiatło i przejrzystoœć, tak zmienne barwy? – Nie tknęłaœ œniadania, matko przełożona – powiedziała pani Mildred z troskš, gdy siostry wyszły z refektarza. Oszczędna przeorysza dotšd nigdy nie zostawiała niczego na talerzu; teraz jednak nawet nie wypiła porannego napoju. Winifreda wierzyła w dawne praktyki lecznicze polegajšce na rozgrzewaniu krwi miksturš z siedmiu wiosennych ziół. Od czasów nowicjatu co roku odżywiała ciało, pijšc herbatę z korzenia łopianu, liœci fiołka, pokrzywy, gorczycy, mniszka lekarskiego, pędów liliowca i dzikiej cebuli. Herbatka była paskudna, ale pobudzała. – Dziwnie się zachowujesz od wizyty opata. Pani Mildred przypominała Winifredzie pieska-miniaturkę, ulubieńca dam, noszone w rękawie stworzonko o wielkich oczach. Przeorysza czuła, że nic nie uchodzi uwagi starszej pani, zwłaszcza że panowała w tak ważnym dla życia klasztoru królestwie: w kuchni. Siostry przychodziły do niej z dolegliwoœciami i kłopotami, żeby nabrać siły, prosiły o mazidła, toniki, lekarstwa. Pani Mildred była drobnš kobietš, bardziej jednak stanowczš od zażywnego opata. – Czy to jego nowiny tak cię przygnębiły? – naciskała