Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Ja te¿ wystawiam jednego Ÿrebaka w gonitwie, najlepszego jakiego kiedykolwiek mia³em, ale te po Alcazarze s¹ po prostu niesamowite. - Pan Cruick posmutnia³. - Spisuj¹ siê bardzo dobrze jak do tej pory. - Zupe³nie tego nie rozumiem - wymamrota³. - Ten koñ by³, delikatnie mówi¹c, zupe³nie przeciêtny, kiedy bra³ udzia³ w gonitwach. Muzyka zaczê³a graæ walca. Obserwuj¹c eleganckie pary powie dzia³am niewinnie: - Nie wiedzia³am, ¿e Stade jest cz³onkiem Klubu D¿okejów. - Nie jest - pad³a zwiêz³a odpowiedŸ. - Dwukrotnie g³osowano nad jego kandydatur¹ i za ka¿dym razem j¹ odrzucono. - Odrzucono? - uda³am zdziwienie. - Dobry Bo¿e, przecie¿ on jest markizem! - Tytu³ wcale nie gwarantuje dobrej reputacji - oznajmi³ pan Cruick, który pochodzi³ z ksi¹¿êcej rodziny. 197 JOAN WOLF Wci¹¿ czu³am na sobie spojrzenie Stade'a. Zignorowa³am to jednak. - Czym sobie zas³u¿y³ na tak¹ z³¹ opiniê? - zapyta³am. - Przed kilkoma laty o ma³o nie wykluczono go z gonitwy - odpar³ tajemniczym tonem pan Cruick. - Jeden z jego koni przegra³ wyœcig, a ju¿ nastêpnego dnia bez problemu pokona³ najlepiej obstawianego faworyta. Nawiasem mówi¹c, to w³aœnie mój koñ by³ owym faworytem. Ludzie zaczêli szemraæ, ale oficjalny werdykt brzmia³, ¿e zawini³ d¿okej, a Stade nie mia³ z tym nic wspólnego. - Ale i tak odrzucono jego kandydaturê? - Dok³adnie tak, moja droga. - Wygl¹da na to, ¿e ³¹cz¹ go z Barbury'm przyjacielskie stosunki - powiedzia³am, by wyci¹gn¹æ z niego jeszcze trochê informacji. - Wiem - przyzna³ ponuro. - Aby odrzuciæ kandydaturê, potrzeba co najmniej dwu g³osów na dziewiêæ. To w³aœnie Barbury i ja ci¹gle byliœmy przeciwni. - Och. - S³ysza³em, ¿e Stade obieca³ po¿yczyæ mu Alcazara do pokrycia jednej z jego klaczy - doda³ pan Cruick. Wymieniliœmy porozumiewawcze spojrzenia i nie musieliœmy nic sobie wyjaœniaæ. By³am bardzo zadowolona z tej rozmowy. Pan Cruick potwierdzi³ moje przypuszczenia, ¿e Klub D¿okejów na pewno wykluczy Stade'a z uczestnictwa w wyœcigach, gdy prawda o Alcazarze wyjdzie na jaw. By³o to bardzo prawdopodobne. Przed kilkoma laty wykluczyli w ten sposób samego regenta. Nie powinno byæ wiêc ¿adnych problemów ze Stade'em. Chcia³am zniszczyæ Stade'a i w ten sposób zemœciæ siê za œmieræ ojca. Ojciec na pewno ¿yczy³by sobie tego. Gdy skoñczy³ siê walc, pojawi³ siê mój partner do nastêpnego tañca: doœæ uci¹¿liwy m³ody cz³owiek, który sobie ubzdura³, ¿e siê we mnie zakocha³. Niestety, odci¹gn¹³ mnie od fascynuj¹cej rozmowy z panem Cruickiem. Opuœciliœmy klub dosyæ wczeœnie, poniewa¿ Caroline rozbola³a g³owa. Mia³am wyrzuty sumienia, ¿e to z powodu rozmowy na temat wuja Martina. Uzna³am jednak, ¿e dobrze siê sta³o, i¿ przygotowa³am j¹ na spotkanie, które i tak mia³o nast¹piæ. 18 w co mam siê ubraæ do tej jaskini hazardu? - zapyta³am Harry'ego nastêpnego popo³udnia. - W³ó¿ strój, który nie bêdzie rzuca³ siê w oczy, Kate - od powiedzia³ krzywi¹c siê. - To nie miejsce dla damy. - Bêdê stara³a siê byæ bardzo dyskretna - zapewni³am nieco rozdra¿niona. - Dobrze wiesz, ¿e zale¿y mi na tym, by nikt mnie tam nie rozpozna³, Harry. - W myœlach przegl¹da³am zawartoœæ szafy. - Mam prost¹ ró¿ow¹ sukniê. Myœlisz, ¿e bêdzie odpowiednia? - Czy masz jakiœ p³aszcz z kapturem? - Mam. - To go w³ó¿ - poradzi³. - I nasuñ kaptur, ¿eby nie by³o widaæ twarzy. - Uwa¿asz, ¿e graj¹c w ruletkê w p³aszczu z kapturem na g³owie nie bêdê przyci¹gaæ uwagi? - zapyta³am s³odkim g³osem. - Mog¹ zwracaæ na ciebie uwagê, Kate, ale najwa¿niejsze, by nikt ciê nie rozpozna³ - wyjaœni³. - Tylko wtedy bêdziemy bezpieczni. Chyba nie chcesz, by ktoœ doniós³ Adrianowi, ¿e widzia³ jego ¿onê w takim miejscu? - Masz racjê. - Na sam¹ myœl o tym dostawa³am dreszczy. - W³ó¿ wiêc ten p³aszcz - powtórzy³, a ja obieca³am, ¿e pos³ucham jego rady. Nie muszê chyba mówiæ, ¿e Chalmers nie móg³ przyjechaæ po mnie, wiêc umówiliœmy siê w teatrze. Harry powiedzia³ Adrianowi, ¿e zabiera mnie na Ryszarda III. Obejrzeliœmy pierwszy akt sztuki, 199 JOAN WOLF po czym wymknêliœmy siê do holu, gdzie czeka³ na nas Chalmers. Wsiad³am z nim do powozu, a Harry uda³ siê do jego mieszkania, by odzyskaæ swoje weksle. Od momentu, kiedy znalaz³am siê w powozie, zaczê³am mieæ wyrzuty sumienia. Po pierwsze, drañ siedzia³ zdecydowanie za blisko. Ci¹gle odsuwa³am siê od niego, a on siê przysuwa³. Kiedy dotarliœmy do jaskini hazardu na St James S¹uare, by³am zupe³nie przyciœniêta do œciany. Nie mog³am jednak go spoliczkowaæ i powiedzieæ woŸnicy, by odwióz³ mnie do domu. Musia³am dotrzymaæ mu towarzystwa, by w tym czasie Harry móg³ wykraœæ weksle z jego biurka. Wzburzona wysiad³am z powozu. Chalmers obdarzy³ mnie swoim uœmiechem rekina i poda³ mi ramiê. Nie mia³am najmniejszej ochoty go dotykaæ, ale musia³am to zrobiæ dla Harry'ego. Wspar³am siê wiêc na jego ramieniu i po zwoli³am, by poprowadzi³ mnie do drzwi zupe³nie niewinnie wy gl¹daj¹cego, murowanego budynku. Widok œwie¿ej farby na drzwiach z niewiadomych powodów podniós³ mnie nieco na duchu. Chalmers zapuka³. Moim oczom ukaza³ siê potê¿ny mê¿czyzna. By³ tego samego wzrostu co Adrian, ale mia³ atletyczn¹ budowê. Istny olbrzym. - Dobry wieczór, panie Chalmers - powiedzia³ z akcentem w³aœciwym ulicznikom Londynu. - Dobry wieczór, Jem. Mam nadziejê, ¿e ko³o ruletki jest dzisiaj dobrze naoliwione. Mam tu kogoœ, kto chcia³by spróbowaæ szczêœcia. Mê¿czyzna uœmiechn¹³ siê do mnie szeroko. Nie mia³ zêbów. Naci¹gnê³am kaptur g³êbiej na oczy i weszliœmy do œrodka. We wnêtrzu poczu³am nieprzyjemny zapach, bêd¹cy mieszank¹ d¿inu, piwa, wina i mêskiego potu. Rozejrza³am siê szybko po sali, pe³nej mê¿czyzn graj¹cych w karty lub koœci przy stolikach przy krytych zielonym rypsem. Ku mojemu przera¿eniu zauwa¿y³am, ¿e oprócz mnie znajdowa³y siê tam tylko trzy kobiety. Z ich odzienia wywnioskowa³am, ¿e nie by³y to bynajmniej damy. Jedna z nich spojrza³a na mnie i uœmiechnê³a siê szyderczo. To miejsce wygl¹da³o o wiele gorzej ni¿ siê spodziewa³am. - A niech to - zaklê³am cicho. Adrian chyba by mnie zamordowa³, gdyby siê dowiedzia³, ¿e tu by³am. 200 ZEMSTA - Stó³ do ruletki jest tam, moja droga - oznajmi³ ³agodnym g³osem Chalmers. Nie podoba³o mi siê to ,,moja droga", ale przecie¿ nie mog³am wymagaæ od niego, by zwraca³ siê do mnie ,,lady Greystone". - Która jest teraz godzina, panie Chalmers? - spyta³am. - Dziewi¹ta trzydzieœci. Harry mia³ przyjœæ po mnie, jak tylko opuœci mieszkanie Chalmersa. Obliczyliœmy, ¿e powinien byæ na St James S¹uare oko³o wpó³ do jedenastej