Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Simon przełknął z trudem ślinę i podniósł dłoń Charity do ust, całując ją tkliwie. - Jesteś cudowna, Charity. Nie wiem, czym sobie na ciebie zasłużyłem. - Zajrzał jej głęboko w oczy, odgarniając kosmyk włosów z jej twarzy czułym gestem. - N i m przyszłaś do mnie tamtej nocy, nie wiedziałem, czy to Sybilla była nienormalna, czy też wina leży po mojej stronie. Czy nie jestem zbyt prymitywny i brutalny, by się kochać z kobietą tak, żeby jej to sprawiało przyjemność. - Nie! - wykrzyknęła gwałtownie Charity, chwytając go za rękę i przytulając ją do policzka. - Nie jesteś prymitywny. Jesteś delikatny i czuły. - Łzy zabłysły w jej oczach. - Nie wolno ci myśleć inaczej. - Obsypała pocałunkami jego dłoń, jakby dla podkreślenia każdego słowa. - Jesteś wspaniały, jak wszystko, co robisz. Rzuciła mu uwodzicielskie spojrzenie, uśmiechając się kokieteryjnie. _ Prawdę mówiąc, bardzo lubię to, co robisz. _ Naprawdę? - Uśmiech Simona był równie zmysłowy, oczy mu pociemniały. - Może więc zrobimy powtórkę? _ T a k szybko? - A masz coś przeciwko temu? - Nie, milordzie - zachichotała. - To dobrze - rzekł, zamykając jej usta pocałunkiem. JAK G R O M Z JASNEGO NIEBA Rozdział 19 Chwile spędzone w Deerfield Park były najszczęśliwsze w życiu zarówno Simona, jak i Charity. W każdą niedzielę chodzili do małego obrośniętego bluszczem kościółka, w y -dali też przyjęcie, żeby miejscowi mogli poznać n o w ą l a d y Durę. Poza tym jednak spędzali czas, tak jak im to s p r a w i a -ło przyjemność - odbywali dalekie spacery przez las, jeździli konno brzegiem rzeki, odwiedzali pobliską wioskę Deerfield, dokazywali z Luckym. Charity, uwolniona od ograniczeń, jakie nakładali na nią rodzice, robiła wreszcie to, na co miała ochotę i kiedy miała ochotę, ogromnie szczęśliwa, że może to w dodatku robić w towarzystwie mężczyzny, którego kocha. Co do Simona, to odkrył, że z a j m u j e się rzeczami, o których niemal zapomniał, że s y p i a o niebo lepiej niż przez minione lata i że śmieje się i c i e s z y ze wszystkiego jak mały chłopiec. Ich noce, a często i dni, wypełniała miłość. Simon, k t ó r y ' znalazł w Charity chętną, pełną entuzjazmu partnerkę, z rozkoszą wynajdywał wciąż nowe sposoby i miejsca, o n a zaś z lubością mu we wszystkim ulegała. Uczyli się n a w z a -jem swych ciał, s w y c h pragnień i potrzeb. Spędzali d ł u g i e leniwe popołudnia w łóżku, rozmawiając, żartując, o d k r y -w a j ą c siebie i eksperymentując. Charity zastanawiała s i e , jak mogła dotąd żyć, nie znając takich radości, Simon zaś nie mógł się nadziwić, jak mógł kiedykolwiek myśleć, że nijakie małżeństwo z wyrachowania jest właśnie tym, czego pragnie. Wiedział, że przy litościwym sercu Charity, jej zwyczaju sprowadzania do domu bezdomnych zwierząt, przy jej skłonności do psot i zabawy oraz umiłowaniu przygód, małżeństwo z n i ą nigdy nie będzie nudne ani konwencjonalne. Była wszystkim, czego pragnął, nawet jeśli nie wiedział przedtem, co to takiego. Kiedyś poprzysiągł sobie, że nigdy już się nie zakocha, że nigdy nie narazi się na ten rodzaj cierpienia i zawód miłosny. Cokolwiek by jednak wtedy mówił, zdawał sobie sprawę, że teraz pędzi na oślep w tę właśnie przepaść, co więcej, ani trochę nie pragnie się zatrzymać. Pamiętał, jak Charity chętnie przystała na małżeństwo bez miłości, jak stwierdziła, że wątpi, czy w ogóle jest zdolna do uczuć. Zastanawiał się teraz, czy mówiła prawdę i dziwił sam sobie, gdy odkrywał, że zależy mu na tym, aby tak nie było. Planowali powrót do Londynu po trzech tygodniach, ciągle jednak odkładali podróż i w końcu spędzili ich w wiejskiej posiadłości prawie sześć. Przez ten czas żyli w innym świecie. W Deerfield Park nie było plotek ani ciekawskich oczu śledzących każdy ich ruch. Wkrótce mieli się przekonać, jak nadzwyczajnie spokojny i szczęśliwy był ten czas. Już pierwszego dnia w Londynie odwiedził ich inspektor Herbert Gorham. Zastał Charity samą w domu. Gdy Chaney zaanonsował jej wizytę inspektora, szybko zgodziła się go przyjąć. Chciała sama przekonać się, z jakim człowiekiem ma do czynienia jej mąż. Po chwili mogła to ocenić. Był to niewysoki mężczyzna 2 9 0 JAK GROM Z JASNEGO NIEBA o twarzy łasicy i przerzedzonych włosach, co rekompenso-w a ł sobie ogromnymi wąsiskami. E f e k t b y ł taki, że w y g l ą -dał komicznie - jak dziecko z przyprawionymi wąsami