Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
— Chesser wydawał się być teraz poruszony. Massey widział to. — Gdzie, pana zdaniem, znajdują się one w tej chwili — zapytał — gdzie znajdują się wszystkie te diamenty? — W Johannesburgu — zgadywał Chesser. Massey potrząsnął głową. — Chodził pan może ze sto razy nad nimi,, Na ulicy 11 Harrowhouse. Chesser przywołał obraz Meechama i wszystkich tych diamentów. Meechama przycupniętego pompatycznie na górze diamentów o wartości dwunastu miliardów dolarów. — To jest coś, o czym warto pomyśleć — zakończył Massey i czym prędzej wstał, aby powitać Lady Bolding i Maren, które zgrzane i spragnione powróciły ze swojej wycieczki. ROZDZIAŁ 10 W tę środę, kiedy Chesser nie pojawił się w hotelu „Connaught", na rozkaz Coglina bezzwłocznie dokonano kontroli wszystkich renomowanych hoteli w Londynie. Kiedy i to nie dało żadnych wyników, Coglin sporządził dla Meechama końcowy raport. W tymże raporcie ani słowem nie wspomniał o tym, że Sekcja Bezpieczeństwa zgubiła ślad Chessera. Ograniczył się jedynie do podania przekazanych przez agentów szczegółów, poddając je dowolnej interpretacji tak, aby odwrócić uwagę od siebie. Było to zarówno łatwe, jak i praktyczne. Ujawnienie drobiazgowych uchybień mogłoby wywołać poważne wrażenie niekompetencji. W opinii Coglina, Chesser nie był wart, aby, na jego konto obrywać. Ponadto uważał on, że Meecham przywiązuje zbytnią wagę do faktu zakupienia przez Chessera w czyimś imieniu cennego kamienia. Podejrzewał, że żądanie Meechema poddania szczególnej obserwacji Chessera wynikało z osobistych pobudek. Miał on w tym jakiś specjalny, osobisty interes. Jeśli tak było, Coglin był skłonny się z tym pogodzić. Ale teraz Chesser gdzieś się zawieruszył i trudno byłoby wymagać od Coglina przyznania się do błędu. Patrząc na wszystko z perspektywy, myślał Coglin — Chesser jest płotką. Raport Coglina składał się z relacji kilku najbardziej zaufanych agentów Sekcji Bezpieczeństwa: szczegółowej, minuta po minucie, dokumentacji popierającej kłamstwo, że to zamożna dziewczyna Chessera była odbiorcą dużego kamienia, zakupionego za pośrednictwem Systemu. Zapłaciła za niego z góry i brylant był teraz w jej posiadaniu. Transakcja była wynikiem ich prywatnego związku i, co za tym idzie, w opinii Bezpieczeństwa osoba Chessera nie zasługiwała na poświęcanie jej specjalnej uwagi tylko dlatego, że udało mu się sprzedać taki kamień. Wyjątkowy status przyznany Chesserowi, został zlikwidowany, a agentom przydzielono inne, bardziej naglące zadania. Raport dołączono do dossier Chessera i pośpiesznie przesłano na drugą stronę ulicy do rąk Meechama. Dodatkowo, Coglin posłał kilkanaście kolorowych slajdów wybranych i ułożonych w kolejności takiej, w jakiej je robiono na łąkach i w lasach Chantilly. Coglin był pewny, że Meecham uzna je za wystarczająco ważne, aby strawić godziny na ich starannym przebadaniu. Zgodnie z oczekiwaniami, nie upłynęła godzina i Meecham zatelefonował do Coglina, z wyrazami wdzięczności za współpracę Sekcji Bezpieczeństwa i zadowolenia, że raport potwierdził jego własne odczucie o ograniczonym znaczeniu i możliwościach Chessera. Meecham także przychylał się do poglądu, że ciągła obserwacja Chessera przestała być sprawą naglącą. „Jak do tej pory ściągnął on już na siebie zbyt wiele uwagi", określił Meecham z namiastką przeprosin. I po namyśle napomknął o slajdach, którym najwyraźniej już się bacznie przyjrzał. Wyraził życzenie zatrzymania ich na dłużej, dla dalszych badań. A zatem, Coglin pozbył się Meechama. Chesser w rezultacie znalazł się poza ogniskiem zainteresowań Systemu. ROZDZIAŁ 11 — Ja tylko poddawałam sprawdzianowi. — Mnie czy siebie? — zapytał Chesser. — Ciebie, oczywiście — odpowiedziała Maren. — Ludzie zakochani zwykle sprawdzają siebie nawzajem. — To dziecinne. — Wręcz przeciwnie. To bardzo dojrzałe. Sam to robiłeś. — Nigdy. Kiedy? — Wielokrotnie. — Widzisz, nie możesz nawet powiedzieć kiedy. — Pewnie, że mogę. Zastanawiam się właśnie, o czym wspomnieć. — To są kobiece gierki, takie testy. Mężczyźni nigdy tego nie robią. — A ta prostytutka w Cannes. — Nie pamiętam żadnej prostytutki w Cannes. — No pewnie. — Która prostytutka? — To jest test! Co powiedziałeś? Która prostytutka? Tak, jakby było ich tam z tuzin. — Właśnie to miałem na myśli. Która prostytutka. Nigdy z żadną w Cannes nie rozmawiałem. — Być może to było St. Tropez. To nie ważne. Wepchnąłeś jej rękę pod bluzkę i nawet się z tym nie kryłeś. Chciałeś, abym ciebie widziała. — To śmieszne. — Nie. Pamiętam tak wyraźnie, bo zareagowałam. — Nic wtedy nie powiedziałaś. 107 — Oczywiście, że nie. O to ci przecież chodziło. — Ona nie była prostytutką. A w każdym razie, nie tak oczywistą. — Dla mnie. Była. — Coś zmyślasz. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że zwrócisz na to uwagę. — A, rozumiem. Idziesz się pieścić z kurwami, a ja mam być tak zblazowana, że nie powinnam zwracać na to uwagi. — Byłem zaciekawiony. To wszystko. — Z jakiego powodu? — Twierdziła, że ma silikonowe wkładki. — Przynajmniej przyznajesz się, że sprawdzałeś. — No dobrze. Sprawdzałem. Sprawdzałem ją. — Sprawdzałeś mnie. Chciałeś się dowiedzieć, czy machnę na to ręką, czy się wścieknę. Wiedziałam, o co ci chodzi i dlatego machnęłam na to ręką. — To takie są reguły gry? — To nie gra, to samo życie. — Wczoraj po południu to też było samo życie? — Oczywiście. — Pomyślałbym raczej, że nie. — Czy ty mnie jeszcze kochasz? — zapytała