Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- Wchodzi do króliczych nor i kopie króliki na śmierć - wyjaśnił sokolnik. - I prawie oduczyłem jej piać. Prawda, Williamie? - Williamie? - zdziwiła się Agnes. - Ah... jasne. - przypomniała sobie, że sokolnik na wszystkie swoje ptaki mówi „ona". - Może pan widział jakiegoś omianina? - A co to za gatunek ptaka, panienko? - zapytał niepewnie Hodgesaargh. Zawsze zdawał się być wypełniony powietrzem, gdy nie mówiono o sokołach, niczym człowiek z olbrzymim słownikiem, który nijak nie może znaleźć indeksu. - Yyyy... nieważne. Nie zaprząta] sobie głowy - powiedziała Agnes gapiąc się na Williama. - Jak... To znaczy, dlaczego on... To znaczy, dlaczego ona wyobraża sobie, że jest kurczęciem? - spytała. - O to nietrudno, panienko - powiedział Hodgesaargh. - Thomas Peerless z Głupiego Osła znalazł jajko i dał je do wysiedzenia kwoce, panienko. Potem trochę się spóźnił... i William myślała, że skoro jej mama jest kurą... ona również musi być kurą. - Cóż, rozumiem... 19 - Tak to się właśnie dzieje, panienko. - dodał sokolnik. - Ja nigdy na to nie pozwalam. Kiedy wyjmuję pisklęta... mam taką specjalną rękawicę, panienko i... - To musi być naprawdę ciekawe - powiedziała pośpiesznie Agnes - ale niestety na mnie pora. - Dobrze, panienko. Dostrzegła ofiarę, maszerującą przez środek sali. Było w nim coś oczywistego. Jak gdyby był wiedźmą. Nie miało znaczenia, że jako czarna szata kończyła się za kolanami i przechodziła w parę nóg odzianych w szare skarpety i sandały, ani to, że jego kapelusz miał niewielki wierzchołek i olbrzymie rondo, na którym z łatwością można byłoby podać obiad. Jednak kiedy szedł wokół tworzyła się wokół niego pusta przestrzeń, która zdawała się przemieszczać wraz z nim. Zupełnie, jak wokół czarownic. Nikt nie chciał znaleźć się nadto blisko wiedźm. Nie mogła dostrzec jego twarzy. W końcu dotarł tunelem powietrznym do bufetu. - Panienko Nitt, przepraszam... - Shawn pojawił się nagle obok niej. Stał sztywno, bo z każdym gwałtownym ruchem nie pasująca peruka wirowała mu na głowie. - O co chodzi Shawn? - spytała Agnes. - Królowa chciałaby zamienić słówko, panienko - powiedział Shawn. - Ze mną? - zdziwiła się młoda wiedźma. - Tak, panienko. Oczekuje panienki w Bladozielonym Salonie. - Shawn obrócił się ostrożnie. Peruka obróciła się w ślad za nim. Agnes wahała się. To był królewski rozkaz i nawet jeśli pochodził od Magrat Garlick wciąż był rozkazem. Swą wagą wypierał nawet wagę tego, co kazała jej robić Niania Ogg. Tak czy siak znalazła kapłana i w wyglądało na to, że w tej chwili nie zamierza nikogo palić, skoncentrowawszy swą uwagę na kanapkach. Podążyła na spotkanie z Królową. * * * Lufcik otworzył się z trzaskiem za plecami ponurego Igora. - Po co zatrzymaliśmy się tym razem? - padło pytanie. - Tfoll na dfodze, mistfu - wyjaśnił woźnica. - Co takiego? Igor przewrócił oczyma - Tfoll stoi na drodze - powtórzył. Lufcik zatrzasnął się. Z karocy dobiegł odgłos prowadzonej szeptem narady. Lufcik otworzył się. - Masz na myśli trolla? - upewnił się głos. - Tak, mistfu. - Rozjedź go! - rozkazał głos. Troll zbliżał się, trzymając nad głową łopoczącą pochodnię. Gdyby ktoś uznał, że trzeba znaleźć temu trollowi odpowiedni uniform, jedyną odpowiednią rzeczą znajdującą się w zbrojowni - i co ważniejsze: pasującą rzeczą - byłby hełm. I tylko wtedy, jeśli przywiązałby go do głowy sznurkiem. - Stary Hfabia nigdy nie kazałby mi fozjechać tfolla - zamruczał pod nosem Igor. - Ale on był pfawdzifym dżentelmenem. - O co chodzi? - warknął żeński głos. Troll podszedł do powozu i z szacunkiem walnął kłykciami w hełm. - Szacuneczek - powiedział. - To być trochę krępujące... Ty wiedzieć, co to być pal? - zapytał. - Pal? - spytał podejrzliwie Igor. - Taki długi drewniany palu... 20 - Tak - przerwał mu Igor. -1 co? O co chodzi z tym palem? - Sęk w tym, że ty musieć sobie wyobrazić taki jeden w poprzek drogi - powiedział troll. - Taki w żółte i czarne pasy, rozumieć? Bo my mieć tylko jeden, a tamten być dziś wieczorem używany na drodze do Miedzianki. - wyjaśnił wyraźnie zakłopotany. Lufcik otworzył się ponownie. - Rusz się, człowieku! Przejedź go! - Ja móc pójść po pal jeśli chcecie - mówił troll przestępując przebierając nerwowo wielkimi stopami. - Tylko to móc potrwać do jutra, rozumieć? Ale wy móc udawać, że pal być tutaj już teraz a ja móc udać, że ja go podnosić i wszystko być jak trzeba, rozumieć? - dokończył z nutką nadziei w głosie. - Więc zfób to - zgodził się Igor, ignorując gderanie dobiegające zza pleców. Stary Hrabia był zawsze uprzejmy względem trolli, mimo że nie można ich ugryźć. Stary Hrabia był wampirem z klasą. - Tylko najpierw ja musieć przybić stempel - powiedział troll wyjmując połówkę ziemniaka i nasączając ją farbą z wilgotnej szmaty. - Po co? - Żeby wszyscy wiedzieć, że ja was przepuścić - wyjaśnił troll. - Aha... ale i tak pfejedziemy - powiedział Igor wskazując na trakt - To znaczy, i tak wszyfcy fędą wiedzieli, że pfejechaliśmy, ponieważ będziemy tamtędy pfejeżdżać. - Tak, ale to pokazać, że wy robić to oficjalnie - odpowiedział troll. - A co, jeśli pfo pfostu pfojedziemy dalej? - zapytał Igor. - Eee... wtedy ja nie podnieść ten szlaban - odrzekł troll