Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Ogólną liczbę prostytutek w USA ocenia się na pół miliona. wszystkich domów publicznych w promieniu pięciu mil od baz Ma- rynarki Wojennej. Jedną z konsekwencji nowego prawa był ostatecz- ny upadek nowoorleańskiej Storyville. Działania władz — trzeba przyznać — okazały się dość skuteczne, choć bowiem historycy za- łamują ręce nad niebywałą ich zdaniem liczbą 280 tysięcy przypad- ków chorób wenerycznych w wojsku, zarejestrowanych między wrze- śniem 1917 a lutym 1919 roku28, było to jednak znacznie mniej niż kilka lat wcześniej. Amerykańskie siły zbrojne liczyły wtedy pięć milionów żołnierzy i marynarzy — młodych mężczyzn w okresie szczytowej aktywności seksualnej — i statystycznie rzecz ujmując, tylko co siedemnasty zapadał na chorobę weneryczną. A jeszcze w roku 1914 oceniano, że co drugi Amerykanin w jakimś momencie swego życia zakazi się rzeżączką (być może była to przesadnie pesy- mistyczna opinia). Niemcom też udało się ograniczyć skalę epidemii. Na początku wojny grupa wybitnych naukowców ostrzegła Naczelne Dowództwo, że sytuacja jest krytyczna i należy zamknąć wszystkie domy publicz- ne, a w wojsku wprowadzić obowiązek abstynencji seksualnej. Uzna- no to jednak za rozwiązanie idące zbyt daleko i szkodliwe dla morale armii, zorganizowano natomiast sieć specjalnych burdeli dla woj- ska. Przybytki te docierały niemal na linię frontu. Burdele żołnier- skie i podoficerskie oznaczano czerwonym światłem, oficerskie — niebieskim, a wszystko odbywało się z pruskim drylem, bez żad- nych ochów i achów. Przy wejściu dyżurował kapral z oddziałów sa- nitarnych, sprawdzał książeczki zdrowia i żołdu wszystkich chęt- nych, zapisywał imię, nazwisko, stopień i jednostkę, dokonywał oglę- dzin, żeby się upewnić, czy amator seksualnego relaksu jest rzeczy- wiście zdrowy, wydawał prezerwatywy i maści przeciwzapalne, po- bierał opłatę, którą później przekazywał właścicielce przedsiębior- stwa, i wpuszczał do środka. Przeciętna pracownica frontowego bur- delu przyjmowała między czwartą po południu a dziewiątą wieczo- rem około dziesięciu klientów. Gdy kolejka się wydłużała, czas trwa- nia wizyty ograniczano do dziesięciu minut, nad czym też czuwał kapral przy wejściu, kładąc kres rozkoszom gromkim okrzykiem: Następny!29 W tym czasie niemieccy naukowcy wiedzieli o etiologii chorób wenerycznych tyle co i reszta świata. W roku 1900 w Berlinie na syfilis lub rzeżączkę leczyło się — wedle oficjalnych statystyk — 16 tysięcy osób, co było chyba liczbą zaniżoną, bo nieoficjalnie ocenia- no, że zachorowań było znacznie więcej. Jeden z ówczesnych auto- rytetów twierdził, że w Berlinie i Hamburgu co najmniej 37 procent mężczyzn w wieku 15—50 lat zapada na syfilis, a jeśli idzie o rze- żączkę, to każdy mężczyzna przynajmniej raz w życiu musi się zara- zić30. I znów był to chyba zbyt pesymistyczny obraz, ale zatrwożył wszystkich głoszących chwałę germańskiej siły i zdrowia. Faktem jest, że przełomowe odkrycia, zwłaszcza dotyczące kiły, zostały do- konane w Niemczech i przez Niemców. W roku 1905 protozoolog z Prus Wschodnich Fritz Schaudinn od- krył krętki blade — zarazki wywołujące kiłę. Rok później bakteriolog z Berlina August von Wassermann opracował metodę badania krwi umożliwiającą dokładniejszą, choć nie stuprocentową diagnozę kiły — nie u wszystkich bowiem pacjentów i nie na każdym etapie choroby da się wykryć obecność krętków. W roku 1909 chemik z Frankfurtu nad Menem Paul Ehrlich rozpoznał magiczne wręcz działanie arsenu (któ- ry nazwał salwarsanerri) na zarazki kiły. I choć na początku na skutek braku stosownych technik dozowania preparatu dochodziło do nie- przyjemnych wypadków, nowy lek okazał się rzeczywiście zbawienny. Był głównym środkiem walki z kiłą do czasu odkrycia antybiotyków i sulfonamidów. Nadal jednak kiłę można wyleczyć tylko w jej pierwot- nym i wtórnym stadium. W trzeciej, zaawansowanej fazie choroby dochodzi do nieodwracalnych zmian w organizmie. Dłużej trwało znalezienie skutecznego leku na rzeżączkę