Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Czy to nie tak brzmi? — Tego nie powiedziałam. — Nikt tego nie mówi, ale, z grubsza rzecz biorąc, to właśnie wszyscy mają na myśli. 138 Zatrząsł się ze złości, przeszedł do innego pokoju, otworzył okno i wychylił w deszcz. Ruszyła za nim, postawiła tacę na stole i przysunęła się do niego. — Przepraszam, Nick. Naprawdę, przepraszam. Uśmiechnął się sztucznie. — Ludzie są śmieszni. Radca prawny sprzeniewierza pieniądze swego klienta, nauczyciel bije dziecko do utraty przytomności; dostają to, na co zasługują. Ni mniej, ni więcej. A jednak nikt nawet nie pomyśli, by atakować ich profesję jako taką. Co innego, gdy w grę wchodzi policja. — Powiedziałam, że przepraszam. — Ludzie zawsze przepraszają, jak kurz już opadnie. Gdy potrzebują pomocy, nigdy nie dość prędko chwytają za telefon. Położyła rękę na jego ramieniu. Kiedy zaczęła mówić, jej głos był dziwnie łagodny. — Wiele to dla ciebie znaczy, prawda? Spojrzał na nią. Jego oczy nie wyrażały niczego, ale głos stał się ostry i zdecydowany. — Nie chcę być nikim innym. Ani teraz, ani nigdy, Jean. Uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę, by dotknąć jego twarzy gestem znaczącym więcej niż pocałunek. — A więc już dobrze, zgoda? Chodź, wypijemy herbatę. Usiedli w milczeniu przy kominku. Nick popijał herbatę i patrzył na Jean. Przymknęła powieki i ułożyła głowę na oparciu krzesła. Wydawała się dziwnie bezbronna. — Opowiedz mi coś — powiedział — o Benie. Boisz się go. Naprawdę się go boisz? Otworzyła oczy i był w nich lęk. Nie musiała nawet próbować ująć go w słowa. 139 — Przez całe życie marzyłam o tym, by wyrwać się z Khyber Street. I udało mi się, Nick. Jestem tu, gdzie chciałam: w spokojnym, uporządkowanym świecie. A teraz Ben wraca, by zburzyć to wszystko. — Splotła ręce tak silnie, że pobielały jej palce. — Jeden Bóg wie, jak go nienawidzę. Nick pochylił się do przodu. Zmarszczył brwi. — Czy to prawda Jean? — Zawsze go nienawidziłam. — Wstała i podeszła do okna. — Gdy ożenił się z Bellą, miałam czternaście lat. Od chwili, kiedy Bella sprowadziła go do domu, moje życie stało się koszmarem. Nagle odwróciła się ku niemu. — Nie, to nie całkiem tak. Chodzi mi to, że gdziekolwiek bym się nie zwróciła, wydawało mi się, że wciąż mnie obserwuje. Kiedy ubierałam się i rozbierałam, zawsze stał w drzwiach z uśmiechem na twarzy. Wzdrygnęła się. Nickowi zaschło w gardle. — Mów dalej. — Nic więcej się nie działo. W każdym razie nie to, co masz na myśli. Był na to za cwany. Ale były inne rzeczy. — Zapatrzyła się w przeszłość. — Kiedy kładł na mnie swe wielkie łapy, nic nie mogłam zrobić — zupełnie nic. — Nie próbowałaś powiedzieć o tym Belli? — Groziłam mu, że to zrobię, ale on się śmiał. Mówił, że nie uwierzy ani jednemu słowu. I miał rację. Nick wstał i objął ją delikatnie ramionami. Kiedy przycisnął ją do siebie, zaczęła drżeć. — To było dawno temu. Wszystko minęło. Ben Garvald już nigdy nie będzie cię męczył, obiecuję. Spojrzała mu w oczy i wtedy jej ręce chwyciły go za szyję, przyciągając jego głowę ku otwartym ustom. 140 Nick poczuł, jak krew bije mu w skroniach. Zsunął ręce na jej pośladki i mocno przycisnął ją do siebie. Wśród burzy zmysłów słyszał, jak powtarza jego imię. Znowu i jeszcze. Zamknął oczy i trzymał ją kurczowo czekając, aż minie szum, który huczał mu w głowie. Po chwili otworzył je znowu i uśmiechnął się. — Ciekaw jestem, co napisałby o tym dodatek niedzielny. Już widzę nagłówki: Sprawa detektywa— bawidamka. Odpowiedziała mu uśmiechem, oczy jej błyszczały. — Niech diabli wezmą niedzielne dodatki. — Masz rację — powiedział. — Ale muszę już iść. Westchnęła głęboko i odsunęła się od niego. — Nie ma szans na rychły powrót? — Obawiam się, że nie. Zadzwonię do ciebie jutro. Może moglibyśmy zjeść razem obiad? — Dam ci mój numer. — Nie ma go w książce? — Tylko do gabinetu dyrektora szkoły, nie do mieszkania. — Uśmiechnęła się. — Chwyt zawodowy. Gdyby był, każdego wieczoru miałabym tuzin telefonów od rodziców. Nie zaznałabym chwili spokoju. Pogrzebała chwilę w szufladzie, znalazła kawałek złożonego na czworo papieru i szybko napisała na nim swe imię i telefon. Złożyła go znowu, włożyła mu do wewnętrznej kieszeni i uśmiechnęła się. — Teraz już nie ma wymówki. — W żadnym wypadku. — Szczególnie, jeśli masz to. — Wyciągnęła z kieszeni klucz od patentowego zamka i podała mu go. — Jeżeli uda ci się wrócić przed śniadaniem, otwórz sobie. — Nie będziesz w łóżku? — Pewnie będę. 141 Uśmiechnęła się rozmarzona. Przyciągnął ją do siebie i raz jeszcze pocałował. — A teraz pozwól mi już iść, zanim się do reszty nie skorumpuję. Chuck wciąż siedział przy ustawionym w kącie sali pianinie i grał w blasku ulicznej lampy, której światło wlewało się przez okno. — Koniec koncertu — zawołał półgłosem Nick stając w drzwiach. Chuck zakończył serią szybkich, mocnych akordów, okręcił się i wstał z krzesełka. — Jestem z tobą, Generale. Gdzie teraz? — Chcę wpaść do Komendy Głównej — powiedział Nick. — Jeśli ci to odpowiada, mogę wyrzucić cię gdzieś po drodze. Stanęli na małym ganku, kilka kroków od bocznej furtki tkwiącej w żelaznym ogrodzeniu. Deszcz wciąż zacinał w gęstej mgle. Jean wzdrygnęła się. — Współczuję ci. Spojrzał na nią z uśmiechem. — Pożałuj biednego policjanta. Zobaczymy się niebawem. Przeszli przez podwórko i otworzyli furtkę. Wyszli na niewielką boczną uliczkę. Po drugiej stronie wznosił się wysoki kamienny mur