Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Wkrótce doszli do latających bluźnierstw na odległość strzału. Pogarda Charata Kraala wzrosła, gdy najbliższy ze skoczków koralowych w jego formacji rozpoczął ostrzał. Rurowce nawet nie raczyły się ruszyć. Może ich piloci byli zbyt niedoświadczeni lub zbyt przerażeni. Charat Kraal odepchnął od siebie tę myśl. To nie miało sensu. Nawet najbardziej niedoświadczony pilot będzie próbował manewrów, aby zejść z linii ognia, a ci nie robili zupełnie nic. Jeden po drugim wszystkie cztery pojazdy eksplodowały, trafione pociskami z dział plazmowych. Ostatni wybuchł pojazd niosący gigantyczny kryształ. Charat Kraal zaczął się zastanawiać, czy te statki w ogóle niosły w sobie żywe istoty. A może te bluźnierstwa były prowadzone przez inne bluźnierstwa? Kasdakh Bhul wydawał się bardzo zakłopotany, przynosząc Czulkangowi Lahowi całkowicie niezrozumiałe wieści. – Skoczki ścigające statki z lambentem meldują, że wszystkie myśliwce eskorty niewiernych po prostu znikły. – Znikły? To znaczy uciekły? – Nie. Wyglądało to raczej jak uporządkowany skok w czarną przestrzeń. I jeszcze coś. 240 – Mów. – Mataloki, wysłane aby zniszczyć czerwony trójkątny statek, znikły, a czerwony trójkątny statek razem z nimi. – Wszyscy zniszczeni? Całkiem niezła walka, jak na tak źle wyposażony statek. – Nie wiadomo. Dowódcy mataloków nie meldowali o żadnej zaciętej walce. Czulkang Lah skrzywił się boleśnie, ale odwrócił swój gniew od Kasdahka Bhula. Ten wojownik nie dysponował wielką inteligencją, ale przekazanie złych wieści starszemu oficerowi wymagało odwagi. A wieści były bardzo złe. Coraz więcej tajemnic, a on nie lubił tajemnic. Oznaczały one, że nie oszacował prawidłowo wszystkich zmiennych. A to najprostsza droga do przegrania bitwy. Po uwolnieniu się ze studni grawitacyjnej Borleias „Lusankya” odpaliła hipernapęd i dokonała mikroskoku, który przeniósł ją daleko poza zasłonę myśliwców. Dotarła aż do połowy drogi na drugą stronę systemu słonecznego zanim mina dovin basal wyrwała ją z powrotem do normalnej przestrzeni. Nie było to zdarzenie całkiem nieoczekiwane. Załoga statku wiedziała, że tak się stanie, choć nie wiedziała dokładnie gdzie. W aspekcie odległości kosmicznych znajdowała się dość blisko światostatku domeny Hul dowodzonego przez Czulkanga Laha, ale niewielkie było prawdopodobieństwo, że zdoła wykonać jeszcze jeden skok, aby znaleźć się bliżej. Przestrzeń pomiędzy tymi dwoma punktami z pewnością aż się roiła od min dovin basali. Załoga natychmiast wysłała sygnał na częstotliwości floty. Sygnał mówił: „Jestem tutaj”. Statek zbudowany był tak, aby mógł pomieścić ćwierć miliona osób załogi, nie licząc piechoty, lecz tym razem było nieco inaczej. Nie mieli już baterii dział, które trzeba by obsługiwać. System podtrzymania życia został wyłączony w większości pomieszczeń. Komunikację ograniczono do kilku kanałów. Tarcze i inne krytyczne systemy były obecnie obsługiwane przez roboty porozbierane na kawałki i wmontowane bezpośrednio w interfejsy. Żadnego monitorowania zużycia paliwa, stanu temperatury silników, zapasów, zasobów. Załoga liczyła teraz jedną osobę. 241 16 – Twierdza Rebelii W minutę później eskadry, które opuściły rurowce, pojawiły się dokładnie za nią, wyrwane z nadprzestrzeni przez tę samą minę dovin basala. Obróciły się, otaczając „Lusankyę” ochronną tarczą. Oddziały skoczków koralowych ruszyły w ich kierunku. „Sokół Millenium” nie znalazł się w gromadzie statków eskortujących „Lusankyę”. Transporter wyskoczył z nadprzestrzeni na skraju jednego z najgęstszych pól minowych dovin basali rozmieszczonego na głównym wektorze powrotnym z Coruscant. – Nie widzę żadnych skoczków – mruknęła Leia. – Świetnie. Kto do partyjki sabaka? Leia zmroziła go spojrzeniem. – Wiesz, że żartuję. Symulatory grawitacyjne gotowe. Przełączyła serię dźwigienek na tablicy uzbrojenia. Kiedyś był to wyłącznik sekwencyjny pojedynczej rakiety, ale w ciągu ostatnich kilku dni został tymczasowo zastąpiony innym układem. – Pięć pod napięciem – zameldowała. – Odpalaj numer jeden. Przywróciła pierwszą dźwigienkę do poprzedniej pozycji. „Sokół” zadygotał lekko, kiedy rakieta opuściła lufę wyrzutni. Leia obserwowała ją na tablicy czujników. Rakieta przeorała pole minowe i powoli zwróciła się ku odległej strefie walki. Poruszała się znacznie wolniej niż normalna rakieta. Na tablicy było widać, jak linie koordynat przedstawiające punkty w przestrzeni charakteryzujące się zniekształconą grawitacją pozostają nieruchome... z wyjątkiem jednego. Tu układ współrzędnych falował, a zniekształcenie przemieszczało się w ślad za rakietą najpierw powoli, a potem z coraz większą prędkością. Leia uśmiechneła się. – Wzięła przynętę. Przynętą było urządzenie wykorzystujące opracowaną przez Jainę Solo technikę symulacji podpisu grawitacyjnego. Wystrzelona rakieta niosła ze sobą dokładny podpis grawitacyjny „Sokoła Millenium”. Podobnie zresztą jak cztery pozostałe rakiety czekające w gotowości na pokładzie. – Odpal numer dwa. – Naprawdę lubisz udawać wojskowego, co? Han wyszczerzył zęby. – Tylko wtedy, kiedy to ja wydaję rozkazy. – Druga rakieta w celu. 242 ROZDZIAL 17 Wedge obserwował na monitorach przelot myśliwców „Lusankyi” do atmosfery. Teraz będą eskortować transportery z resztkami personelu. Wśród transporterów był również niewielki prywatny jacht, przerobiony z kanonierki. Na jego pokładzie znajdowali się Wolam Tser, Tam Elgrin oraz chłopak imieniem Tark. Wedge życzył im szczęścia i powodzenia w omijaniu Yuuzhan – teraz i zawsze. Iella stała koło drzwi, czekając na niego. Jeśli nie liczyć Wedge’a, była ostatnią osobą w centrum operacyjnym budynku biotyki. – Nic więcej tu nie zdziałasz, Wedge. Czas odejść. – Jeszcze nie całkiem. Jak długo jest szansa, że nasi kumple z Brygady Pokoju zdołają podsłuchać naszą łączność lepiej, żeby wiedzieli, że tu jestem. Mam nadzieję, że to im da do myślenia – spojrzał na nią pojednawczo. – Zaraz lecę. Wahadłowiec na mnie czeka. – Chodź już. – Nie, ty idź