Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Prawdę mówiąc, Diana bezwzględnie nie chciała wypowiadać się na żadne tematy polityczne. Poza nie stwarzającym żadnego zagrożenia obiadem z jowialnym prezydentem Menem, zwanym w Argentynie „el-Jefe" (szef), księżna Walii przez całą wizytę konsekwentnie unikała angażowania się w sprawy polityki. Temat Wysp Falklandzkich, o które w roku 1982 wybuchła krótka wojna pomiędzy Anglią i Argentyną, w ogóle nie był poruszany. Diana na wszelki wypadek omijała centralny plac stolicy Plaża de Mayo, na którym matki tych, którzy ,,zniknęli" podczas tzw. Brudnej Wojny reżimów wojskowych w latach siedemdziesiątych, zorganizowały wiec. Diana została zaproszona do udziału, ale nie pojawiła się na wiecu. Księżna postępowała tak rozważnie i dyplomatycznie, że największa gazeta codzienna „La Nacion" nazwała ją ,,milczącą księżną". Wizyta w Argentynie była w 1995 roku trzecią poważną podróżą zagraniczną Diany. W lutym, tak samo jak poprzednio samolotem rejsowym, udała się do Tokio jako gość kilku organizacji do- broczynnych. Głównym celem były odwiedziny w Japońskim Narodowym Szpitalu Dziecięcym w Setagaya-Ku, współpracują- cym z londyńskim Great Ormond Street Hospital, którego Diana jest prezesem. Odwiedziła również inne szpitale i kliniki. Tym razem także nie chciała angażować się w żadne kwestie polityczne lub dyplomatyczne. Wizytę tę uznano za ogromny sukces. Diana podbiła serca japońskich terapeutów, lekarzy oraz zarządców ośrodków, z którymi się spotkała i rozmawiała. W czerwcu 1995 roku księżna Walii udała się w podróż do Moskwy, spędzając tam kilka godzin w dziecięcym szpitalu Tu- shinskaya. Do wizyty tej doszło w wyniku zaproszenia dyrekcji szpitala, skierowanego bezpośrednio do Diany z pytaniem, czy nie chciałaby odwiedzić stolicy Rosji i przy okazji spędzić kilku godzin 284 w szpitalu dziecięcym. Księżna z chęcią przystała na tę propozycję, gdyż właśnie uświadomiła sobie, jak powinna wyglądać jej przy- szłość jako ambasadora królewskiego. We wrześniu poleciała do Paryża, aby zebrać 250 ooo funtów na dziecięcy szpital Great Ormond Street i zyskała tam ogromne uznanie za swój styl i elegancję. Przy okazji spotkała się z prezy- dentem Chirakiem, który wykorzystał okazję, by zostać sfoto- grafowanym u boku pięknej księżny Walii na stopniach Pałacu Elizejskiego. Potrzebował wszelkiego rodzaju przychylnych wzmianek w prasie, gdyż jego rząd był właśnie ostro krytykowany przez cały świat za przeprowadzane na południowym Pacyfiku próby nuklearne. Determinacja, z jaką Diana tworzy swój nowy wizerunek, chcąc stać się najważniejszą w świecie osobą walczącą o dobro, nie zna granic. Jest przekonana, że ma pełne poparcie brytyjskiego społe- czeństwa, i to nie tylko w wyzwaniu rzuconym królowej, jej mężowi Filipowi i księciu Karolowi oraz wprowadzeniu brytyjskiej monar- chii w XXI wiek, ale wyczuwa także, że posiada dar zdobywania serc inwalidów i ofiar współczesnego społeczeństwa, których pełne są miasta na całym świecie. Jednym z powodów, dla których Diana zgodziła się na wywiad dla Panorama, było też przyjęcie zaproszenia na grudzień 1995 roku do Nowego Jorku, na uroczystość przyznania jej tytułu ,,Filantropa Roku" podczas kolacji z udziałem ponad dziewięciuset gości, w tym wielu gwiazd. Wstęp na przyjęcie kosztował tysiąc dolarów od osoby, zaś zebrane fundusze miały być przekazane nowojorskiej fundacji zajmującej się osobami z porażeniem mózgowym. Wśród gości znajdowali się między innymi: dr Henry Kissinger, generał Colin Powell, Donald i Maria Trump, Randolph Hearst, Rupert Murdoch oraz najsłynniejszy i najbardziej postępowy seksuolog amerykański, drobniutki dr Roth Westheimer. Diana zyskała sobie uznanie nowojorskich znawców mody za swoją długą do ziemi, ozdobioną paciorkami suknię bez rękawów. Dla niej jednak ważniejsze było to, że zobaczono ją w otoczeniu bogatych i wpływo- 285 wych osób, co miało świadczyć o zaakceptowaniu jej jako królews- kiego ambasadora. Niektórzy zastanawiali się, czy przypadkiem o wiele bardziej nie zależało jej, by potraktowano ją jako ambasadora stylu „swank" (szpan) — ulubionego słowa nowojorskiego światka mody w zimie 1995 roku. Diana zdawała sobie sprawę, że ruch postfeministyczny szybko zyskiwał sobie popularność na wschodnim wybrzeżu USA, wrócił „szyk" i nawet sprzedaż futer wzrosła o dwadzieścia procent. Dlatego tez zdecydowała się na mocniejszy niż zazwyczaj makijaż i bardziej kosztowną biżuterię oraz o wiele śmielszy dekolt. Wydaje się, że nowojorska elita doceniła zarówno suknię z podwójnej jedwabnej żorżety według projektu Jacquesa Azagury'ego, jak i pełne powabu krągłości, które odsłaniała. Duże wrażenie zrobiła wyszywana cekinami góra kreacji, uszyta specjalnie na miarę Diany (36B). Chcąc sprawić, aby dekolt (który, jak Diana miała nadzieję, spotka się w Nowym Jorku z uznaniem) przyciągał wzrok, górę kreacji uszyto z kawałków jedwabiu i podszyto warstwą bawełny, dzięki czefnu była świetnie dopasowana i podkreślała figurę. Cały sekret krył się w czterech plastikowych wzmocnieniach wszytych pomiędzy jedwab i podszewkę, po dwa z tyłu i dwa z przodu. Przednie, ręcznie wygięte do pożądanego kształtu, pełniły funkcję biustonosza, unosząc do góry i uwypuklając piersi