Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Długi szereg czułych zdań, wstrzymywanych tak długo. W końcu powiedziała mu, że tak bardzo go kocha, że poza nim żadnego mężczyzny nie widzi na świecie. Student przerwał ich tkliwą samotność. Józef był uradowany, mianowicie wyjeżdżał na jakiś kurs praktyczny gdzieś na prowincję. Kilka tygodni miał tam spędzić. Zataczał piruety po pokoju, robił miny przed lustrem, gwizdał przy tym wesoło. Za dwa dni, czyli w poniedziałek, miał wyruszyć. Teraz złożył swoje książki, wykresy i cyrkle, wszystko to na jedno miejsce, w głąb etażerki, na długi wypoczynek, po czym zabrał się do przyrządzania sobie obiadu. Rozbijał jajka, podczas gdy słonina skwierczała na patelni, jajecznicę sobie szykował. Jego sarnie oczy z miłością wpatrywały się w żółtą masę. Jadł, od czasu do czasu spoglądając w lustro. O kotku nie zapomniał, rzucił mu coś niecoś. Lucjan wspomimał dni, kiedy też był pełen sił i energii. Było to jeszcze tak niedawno, jadł i pił także samo. Ileż to nocy przepędził w wesołym gronie tęgo pijąc, paląc. Och, jakże okropnie brak mu było palenia. Krztusił się jednak i kasłał więcej, skoro próbował się kiedyś zaciągnąć dymem papierosa. Tak, życie może w osiąganiu zamierzonych celów nie jest zbyt przyjemne, ale samo przez się, objawiające się w drobnych, codziennych sprawach, jest niewątpliwie interesujące, zwłaszcza gdy się jest zdrowym i młodym, zdrowym szczególnie. Żałosna to sprawa, skoro się jest do niczego po powierzchownym zetknięciu z młodą kobietą. A i nerwy, pozbawione odporności na błahe zdarzenia, czyż nie są tragicznym dopełmieniem do niemocy fizycznej. Tak, ciało jego było żywym wulkanem, w gardle bulgotała flegma niby lawa, a wielkie słupy krwi czyż nie podobne były do wybuchów ziemskiego wrzodu. Tliło się to życie w beznadziejności, niby strzęp jakiś ciśnięty między zarzewia czasu. Obok skakał na jednej nodze człowiek, który za parę dni będzie mógł chodzić po lesie, patrzeć na ptactwo i wierzchołki drzew. Tego właśnie najbardziej żałował Lucjan, nie zaś karlich osiągań ludzkiego umysłu. Kiedy uświadamiał sobie, jak dalekim jest wszelki geniusz ludzki od owej istotnej doskonałości, którą natura sprytnie sobie ukryła i o jej istnieniu domyślać się tylko pozwala, aby mieć uciechę z bezskutecznych zamierzeń swoich marionetek, od doskonałości bezmyślnie metafizyką przez ludzi nazwanej - wówczas jedno drobne wzruszenie na skutek śpiewu słowika podczas nocy wiosennej przedkładał ponad wszystkie dorobki rozumu człowieczego, bowiem nocy takiej pojmował, iż jest najbliższy prawdy. Lecz oto oddalony był bardzo od drzew i ptaków, natomiast dusił się systematycznie w śmierdzącej alkowie na ulicy Nowiniarskiej. Wreszcie w głębokiej zadumie dłubiący w nosie Józef bynajmniej nie przyczyniał się do podniesienia uroku nieszczęsnego pokoju. Od czasu swego przyjazdu matka Bednarczyka raz tylko wyszła na miasto. Istotnie cierpiała na jakieś zaburzenia w organach płciowych. Lucjan wstrząsał się z obrzydzenia, ilekroć wyobraził sobie jakieś szczegóły tej choroby. Celem tego jednorazowego wyjścia była porada u lekarza, po której stara chłopka modliła się jeszcze żarliwiej, skarżąc się co kilka gadzin Teodozji na swe cierpienia. Sprawiała wrażenie kukły z muzeum etnograficznego. Lucjan często widział pod oknem jej kiwającą się sylwetkę, zwłaszcza przed wieczorem, w mroku, była jak koszmarne widziadło. Cuchnęła potwornie. Na noc nie rozbierała się zupełnie. Lucjan nie widział, aby się myła. Jej pobożność stanowiła kontrast z chytrymi, starczymi oczami. Po śmierci Edwarda zajęła jego polowe łóżko i kładąc się po raz pierwszy, powiedziała: "Zamre i ja tu pewnikiem po tem chłopacku". Na ogół mówiła niewiele, a na jej twarzy mumii malował się wyraz bezustannej, podejrzliwej obserwacji. Najbardziej cierpiał Lucjan, ponieważ narażony był na stałe obcowanie z nią. Najdziwniejsze było to, że się wcale nie interesowała swym synem, rzadko kiedy mówili ze sobą, tak to wyglądało, jakby byli obcy sobie. Zresztą chłopka modliła się lub spała po całych dniach. Usiadła teraz na swym miejscu pod oknem i utkwiła czarne oczka w twarzy studenta