Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Bonnatti musiaB 469 wyjecha. A Quinn si wkurwiB. W poniedziaBek mamy kolejn kolacj.  Jedzenie zamówisz w tej samej firmie?  {artujesz? Tym razem pójdziemy do  Chasens". Paige kiwnBa gBow.  Mdry wybór.  CzekaBa, a| Ryder spyta j o wyjazd do Nowego Jorku. Nie spytaB. Dlaczego miaBaby mie wyrzuty sumienia, skoro byBo mu wszystko jedno? Susan Martino Santangelo zostawiBa trzy wiadomo[ci. Paige oddzwoniBa, aczkolwiek niechtnie. Pieprz si z twoim m|em, mimo to nadal mo|emy by najlepszymi przyjacióBkami? Nie byBa pewna, czy powinna kontynuowa t gr.  Musz si z tob zobaczy  powiedziaBa Susan.  Jestem zawalona robot  odpowiedziaBa szybko Paige.  To bardzo wa|ne  nalegaBa Susan, zni|ajc gBos do szeptu. DowiedziaBa si? Paige miaBa chwil wahania.  No có|...  Przyjdz jutro na podwieczorek. O czwartej u mnie.  Jaka[ ty angielska!  Prosz ci, przyjdz. Paige westchnBa. Najlepiej stawi temu czoBo od razu.  Dobrze, przyjd. Gino my[laB, |e po wyjezdzie Paige spdzi dwa dni z Lu-cky, a potem wróci na wybrze|e. Ale kiedy w koDcu namierzyB j telefonicznie, poinformowaBa go bez tchu, |e jest nieprawdopodobnie zajta, |e owszem, bardzo chtnie by si z nim spotkaBa, ale nie, w tej chwili to niemo|liwe. Powiedzie, |e Gino byB zgaszony, byBoby wielkim niedomówieniem. ByB ura|ony i zBy. ZostaB w Nowym Jorku, |eby poby z córk, a ona miaBa go gdzie[. Dzieci. Zrozumienie. Có| one o tym wiedziaBy? Po[wiciBe[ im caBe |ycie, a one nie racz po[wici ci nawet paru dni. Wygodniej mu byBo zapomnie, |e na kilka ostatnich dni zamknB si z Paige i |e nie miaB czasu dla nikogo  Bcznie z Lucky. 470  Nawet na kolacj?  rzuciB do sBuchawki.  Jestem dokumentnie usadzona, naprawd  tBumaczyBa si przepraszajco Lucky, cho sBycha byBo, |e jest nader szcz[liwa jak na kogo[, kto jest zbyt zajty, |eby zje[ kolacj z wBasnym ojcem.  Jasne, rozumiem, dziecino. Ale jej nie rozumiaB. I postanowiB, |e wróci do Los Angeles wcze[niej  |eby zaskoczy i Susan, i Paige. 86 Zakocha si to tak, jakby wpa[ pod wielk ci|arówk i wyj[ z tego bez [miertelnych obra|eD. Gnbi ci tylko twarda gula w |oBdku, która wdruje to w gór, to w dóB. I gBód, cho nie mo|na przeBkn ani ksa. I ataki to gorca, to chBodu, nie wspominajc ju| o tym, |e jeste[ wiecznie napalony, peBen nadziei i entuzjazmu, i |e chwilami dobijaj ci napady depresji. Poza tym nie jeste[ w stanie przesta si u[miecha, ze zwariowan namitno[ci kochasz |ycie i czujesz si o dziesi lat mBodszy