Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Ale nie mogę ich wam opowiedzieć, ponieważ sama nie wiem, co tata na nich robi. Tak tatę podglądałam i sobie po ci- chu narysowałam, na pamiątkę. Tata jest bardzo, bardzo przystojny. Naprawdę, nie dziwię się, że moja mama za- kochała się w nim i zostawiła tatę Romka. Romek jest sy- nem innego mężczyzny, którego mama kochała, potem mama pokochała mojego tatę i urodziłam się ja. Jakie to dziwne, prawda? A teraz mama siedzi zamknięta jak szka- tułka i nie można się od niej niczego dowiedzieć. Jest ta- jemnicza jak zaklęta księżniczka. CZARY Nikt na świecie nie chciałby bardziej niż ja, żeby były cza- ry. Może przeczyta to, co piszę, osoba, której mama, tata albo siostra też nie może niczego samodzielnie zrobić czy powiedzieć. W takim razie im też może tak bardzo zale- żeć na czarowaniu jak mnie. Ale czy ktoś inny może tak bardzo potrzebować prawdziwych zaklęć? Wyobrażam sobie, że wymawiam tajemnicze słowa - abarakarpa albo martenidarar - albo daję mamie uzdra- wiający napój i ona wolno, ostrożnie, nie wierząc w to wszystko, wstaje z wózka i nagle moje życie i wszystko wokoło zostaje odmienione. I mama odzywa się do mnie swoim pięknym głosem. Jeszcze pamiętam głos mamy. Mówiła tak ładnie! Cho- ciaż nie wiem, jakie głupstwa by opowiadała, o obierkach ziemniaczanych, o tym, jak wiatr zrzucił pościel ze sznu- ra, albo o musze, która nie dała jej pospać, dzisiaj słucha- łabym jej głosu jak najwspanialszego dźwięku na świecie. Gdyby to było tylko możliwe. Ale możliwe nie jest. Nie wierzę nikomu, kto mówi, że są jakieś cuda święte. Mo- dlę się codziennie, chodzę do kościoła, robię wszystko jak najlepiej, proszę Matkę Boską, a jednak nic się nie 22 zmienia. Kiedyś, dawno temu, wydawało mi się, że po procesji, gdzie niosłam kosz z płatkami kwiatów i cały czas myślałam o mamie, jej palec się poruszył. Siedziałam na tapczanie, mama oglądała serial, a tutaj na podłodze coś się porusza. Pomyślałam, że mysz, i że Wydmuszka, nasza kotka, naprawdę do niczego się nie nadaje. Ale to nie była mysz. Więc co? Nie było w pobliżu niczego, co mogłoby drgnąć. Tylko mamy stopa w kapciu, który sama jej nałożyłam. Ale to niemożliwe, mamy stopy są zimne, nieruchome. Już o tym zapomniałam, patrzyłam na serial, a tu znowu coś drgnęło. - Mamo, nie poczułaś czegoś? - zapytałam szybko i popatrzyłam w jej oczy, ale mama nie mrugnęła. Tamtego dnia narysowałam mamę stojącą. Aż sama nie mogłam uwierzyć w to, co narysowałam, i chciałam rysu- nek wyrzucić, ale tylko go schowałam. Przecież w takim rysunku może być odrobina mamy, już jej podobieństwo coś znaczy. Miałabym więc porwać to albo spalić? Aż się przestraszyłam takiego pomysłu. Poszedł do drugiego pokoju, włączył na cały głos tele- wizor, rozmawiał jeszcze ze sobą, śmiał się do siebie, wy- palił kilka papierosów i zasnął, a ja poszłam zdjąć mu buty i przykryć kocem. Telewizor zgasiłam. PIOTREK Ale narysowałam Piotrka Firleja! Na pierwszej karteczce ma jedną nogę z tyłu, drugą z przodu, a na drugiej kar- teczce - odwrotnie, pierwszą z tyłu, drugą z przodu. Kiedy szybko zmieniam karteczki przed oczami, wydaje się, że Piotrek naprawdę idzie i idzie, chociaż wciąż jest na tym samym miejscu. Bawiłam się narysowanym Piotr- kiem długo, aż zbudziła się mama. Pokazałam jej, ale pa- trzyła tak dziwnie, jak gdyby nie wiedziała, o co chodzi. A potem przyszedł tata. Nie lubię, gdy jest taki wesoły. Wszedł i opowiada, śmieje się, obiecuje, daje mi pieniądze na lody, chce że- bym przytuliła się do niego, potem chodzi po pokoju i mówi do mamy. Wydaje mu się, że jest wesoły, że ma coś ciekawego do powiedzenia. A cały pokój, wszystko w domu zaczyna cuchnąć tym alkoholem. Mama siedzi w wózku, tata chodzi, zapala papierosa za papierosem, krzyczy, jakby chciał, żeby wszyscy usłyszeli, co ma do powiedzenia, a opowiada, że chciałby pojechać za grani- cę, pracować na budowie, chociaż nigdy niczego nie wy- budował, nawet nasze mieszkanie jest odrapane. Tata nie nadaje się do takich rzeczy, o jakich myśli. 24 COŚ O TACIE W Świniarach był kiedyś pegeer. Jeszcze dzisiaj są wszyst- kie budynki, niektóre zajęte, inne bez okien, a wokół hula wiatr, jak powiedział kiedyś wujek Darek. W pegeerze hodowano wiele świń i czasem śmier- działo, ale tam mój tata kiedyś miał pracę. Oczywiście, kiedy człowiek zastanowi się nad życiem tych świń, pro- siaczków... lepiej o tym nie myśleć, ale przecież nie ma na to rady, po to są świnie. Kury, kaczki, krowy, owce, nawet ryby i raki - wszystkie stworzenia są na świe- cie po coś i nic się nie wymyśli. Każdy człowiek, na- wet głupie komary są po coś, chociaż nikt nie wie, po co