Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Wykręcasz się. Chcesz przez noc wymyślić dla mnie dziecinne wydanie. Chcesz mnie nabujać. — Nie ma o tym mowy. Żadne dziecinne wydanie, obiecałam i opowiem ci całą prawdę. Dawno chciałam ci to wszystko opowiedzieć, ale, jak wiesz... nie składało — Może dlatego nie chcesz mi opowiedzieć, że wypiłaś zbyt dużo ratafii? Powiedz, ile wypiłaś? nam się... Dzidzia świetnie wie, co Alicja ma na myśli, ale udaje niedomyślną. — Co ci przychodzi do głowy? Nie wiem, czy wypiłam dwa kieliszki, pił Olek, ale on ma mocną głowę. — Mówiliście takie dziwne rzeczy... — Dzidziu, opowiem ci i wytłumaczę wszystko. Przysięgam. Ale nie teraz, zresztą i ty miałaś dosyć przeżyć. No, idź umyć zęby i jak to ty mówisz, „w kojo". Alicja uśmiecha się, końce brwi idą jej w górę, ślicznie, prześlicznie, oczy marszczą się jak u kotki imieniem Li albo jak u Chinki, albo jak... w każdym razie fajnie. Wychodzi z pokoju, a Dzidzia rusza do łazienki. Rzeczywiście, nogi ciążą jej, jakby od tygodnia nie robiła nic innego, tylko szła i szła, i szła nie kończącą się, ponurą aleją. Po chwili leży już na tapczanie, spuszcza rękę i obok, tuż, bliziuteńko dotyka wystającego spod ręcznika wilgotnego, chłodnawego nosa. Jest. Jest. I nigdy nie będzie wiedziała, co robił, ile się wymęczył, gdzie był, jak bardzo tęsknił. Alicja opowie jej jutro wszystko, a on nigdy, nic. To jednak potworne tak bardzo kogoś kochać i być skazanym tylko na własne domysły. Teraz należało dokonać rytuału, rytuału, który co wieczór przychodził jej na myśl i który wysyłała gdzieś w eter, w nieznane przestrzenie, do Draba, przywiąza- 208 nego na jakimś zapadłym, opuszczonym podwórku, skąd wyjąc wyciągał ku niej łeb. Rytuał. Ich sekret, o którym nigdy nie słyszał nikt, i który miała opowiedzieć dopiero komuś, kto będzie najbliższy, najwierniejszy, najlepszy przyjaciel. Nie bardzo zastanawiając się, co robi, w jakimś odruchu, Dzidzia woła: — Alicjo! A kiedy tamta już staje na progu, nie wiedząc, jak to zrobić, co powiedzieć, mówi: — Chciałam ci coś pokazać... To jest powiedzieć... To jest taka nasza sztuka... Nikt tego nie zna. Taki nasz sekret... Drab. Drab, no, obudź się, pokażemy Alicji rytuał... Miałam o tym powiedzieć dopiero jak... dopiero wtedy, kiedy... Oj, jak trudno to wszystko wydudlić. Boże. — Nie budź go — mówi cicho Alicja i kładzie palec na ustach. Cóż, nie zrozumiała, nie doceniła, nie zorientowała się, że powiedzenie o rytuale miało być jakimś zadośćuczynieniem, nagrodą — patentem na przyjaźń. W tym momencie Alicja pochyla się i jak za początkowych dni, które się już zupełnie zatarły w pamięci ich obu, całuje Dzidzię i mówi „dobranoc". A potem w samo ucho, bardzo cicho, zupełnie już cichuteńko: „dziękuję". 14 XV JN ??? jesz się kawy? Pętał spogląda na Alicję z lekkim zdziwieniem w oczach. Najpierw ten telefon, a teraz kawa... Trudno powiedzieć, żeby rzadko bywał w tym domu (jakieś dwieście pięćdziesiąt na trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku), normalnie jednak Alicja raczej nie zajmowała się podejmowaniem go podwieczorkami. Woda sodowa to była góra. Ale jak dają... — Bardzo chętnie. Dziękuję. — Zaraz zaparzę. Dzwoniłam, bo mam do ciebie pewną sprawę. Stojąc tyłem do Pętała Alicja manewruje koło węgierskiego ekspresu, ślubnego daru pani Śląskiej. Pętał patrzy na jej ruchy: zgrabna babka, może trochę za długie ma te kiecki. Pewno, żeby sobie dodać powagi, bo smarkato wato wygląda. — Czasem trudno jest zdobyć się na rozmowę wprost. Wiem, że jesteście z Dzidzią w dobrych stosunkach, i chciałam cię prosić, żebyś odbył z nią za mnie pewną rozmowę. Siedząc przy kuchennym stole Pętał pochyla głowę i zaczyna dłubać coś przy kółku, na którym nosi klucz od mieszkania i od kłódki do motoroweru. 218 — Wie pani — mówi ze zwątpiałą miną — gadane, to nie będzie, zdaje się, moja najmocniejsza strona. — Kiedy to nie takie gadane. Nic, w co byś musiał się angażować. Po prostu opowiesz coś jak przeczytaną książkę. Nie będziesz w ogóle mówił o sobie, bo będziesz mówił... o mnie. Pewne konkretne rzeczy, których ja... które mnie... Pętał nie podnosi głowy. Fajne kółko