Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

!%utelkę Chwas Regal na cześć klienta, który urzeczy%ze marzenia. ił kolejno trzy kieliszki i wyciągnął portfel. ęstunek naszej firmy, mister Flynn! - oświadczył w uśmiechu białe zęby. t ze zdziwieniem na piękny wykrój jego czerwonych ; że barman zapisywał jego konsumpcję na własny właściciel baru był nieobecny. : panu - odparł z uśmiechem. - Jak pan się na Tom Stockwell do pańskich usług, mister Flynn! el", mister Flynn. ą przyjemnością powtarzał znane nazwisko. _ ę tu jeszcze kiedyś. ie pan zawsze gościem naszej firmy, mister Flynn! - snął mu rękę, czym Tom był doprawdy wzruszony. - ściu aktora dwie kobiety w ekscentrycznych, bardzo wyde_ ch sukniach podeszły do kontuaru. _o był naprawdę Bob Flynn? - zapytała pierwsza. e własnej osobie! - odparł z dumą Tom. t przystojniejszy niż na ekranie! - stwierdziła druga. _'ałam go nagiego na video. Jest po prostu boski! am ogromny plakat z Bobem. Wisi w moim pokoju. Patrzę d zaśnięciem - podjęła pierwsza kobieta. :%est ubrany czy nagi? Masz obsesję na punkcie nagości. A cóż w tym złego? zamknął się w swoim apartamencie i położył na kanapie i założonymi pod głową. Whisky wypita w barze pobudziła ie krwi, rozjaśniła jego myśli. Niestety, nie mógł się upić nawet wypił dużo alkoholu. Nie używał dotąd narkotyków, lecz teraz nie się zastanawi%ł, czy by nie spróbować. Cóż z tego, że Ywiek się od nich uzależnia, że może umrzeć z przedawkowania, jak 5by? Nie ma co się martwić o dzień jutrzejszy! Robby! Zazdrościł odpoczynku. Kilka osób zapukało do drzwi, lecz nie odpowiedział nikomu. oeo nie chciał widzieć. Nikogo! 22j Później poprosi, aby mu podano obiad do pokoju. Obiad krapiany szampanem. Obficie zakrapiany! Będzie szastał forsą j szalony. . . Zatelefonował do swego agenta w Los Angeles i zażądał lamboi hini, o którym marzył. - Wkrótce je pan dostanie. Zapewne w przyszłym tygodniu. - Tutaj, w Nowym Jorku? - Tak jak mi pan polecił. . . Czy mogę powiedzieć parę słów? - Proszę bardzo! - Wyrzuca pan pieniądze przez okno. - Niech mi pan nie prawi morałów, Bruce. Na nic się nie zdad% - Wydaje pan ostatnie rezerwy. - Moje gaże zapełnią pustkę. - Ma pan już ferrari, astonmartin, lagondę, dwa rolsy, z który jeden otwarty, de tomasso i duesberga. Czy to panu nie wystarcz% - Nie! - Wspominałem panu o tym biednym Fetchitcie, który m w garażu dziesiątkę rollsów i na starość umarł w barłogu. - Mój kamerdyner opowiadał mi o nim. Gotów jestem zaryzyk wać. Agent westchnął. - Jak pan sobie życzy. Bob odłożył słuchawkę. Tylko raz prowadził swego aston martin Lagondą pojechał kiedyś na garden party, a de tomasso wziął na ja% mecz polo. Limuzyną rolls pojechał kiedyś na premierę. . . Ktoś znowu zastukał do drzwi. Bob usłyszał miły, kojący głos Ray - Otwórz, Bob. Wiem, że tam jesteś. Dlaczego ukrywasz s przede mną? "Dlaczego?" - pomyślał Bob. Ray miał rację, jak zwykle. N należało odpychać jedynego przyjaciela. Zszedł z kanapy, odemkn drzwi i zatrzasnął je za Rayem. - Kieliszek whisky? Albo Martini? Jeśli nie chcesz przypadkie wypić szampana zamiast aperitifu. - Posłuchaj, Bob! Nie przyszedłem do ciebie, żeby cokolwii wypić i pogadać o byle czym. Usiadł w fotelu. Powiedział z westchnieniem: - Im więcej myślę o tobie, tym trudniej mi ocenić, tym sąd m staje się mniej pewny. . . - Czyżbym był dla ciebie tajemnicą? - zażartował Bob. 224 Dzisiaj, kiedy widziałem, jak zrobiło ci się słabo podczas ia flmu, ogarnęła mnie panika. Po cóż tak się martwić? Po co? Dlatego, że jestem do ciebie przywiązany wprost sownie, że nie mogę się obronić przed tym uczuciem. b zbliżył się do niego i ujął jego ręce. Kocham cię, Ray. ty mnie także kochasz. y wstał i spojrzał mu w oczy ze wzruszeniem. Nie wstydzę się tego, że cię kocham. Nie uważam się za pedała, dzonego przez społeczeństwo, ponieważ darzę cię takim uczu. Zresztą nic bym sobie nie robił, nawet gdyby ludzie traktowali jak zadżumionego. . . Podobnie jak ty, sypiam z kobietami. Ale nie kaja to w pełni moich zmysłów. . . os jego zabrzmiał jeszcze tkliwiej. Nietzsche zapewniał, że prawdziwa przyjaźń polega nie tyle ieleniu cierpień z tymi, których się kocha, ile na dzieleniu radości. Jestem wręcz przeciwnego zdania. Prawdziwa przyjaźń a w m%iejszym stopniu na dzieleniu radości tego, kogo się bardziej na dzieleniu z nim jego cierpień. . . A czuję, że ty isz. .