Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
– I ostatnie pytanie. Co sądzisz o Phelanie? – Ja? – Uśmiechnął się. – Zawsze go lubiłem. Mój ojciec także, mówi, że Phelan ma więcej bydła niż inni możnowładcy i niech sobie gadają o nim, co chcą. Zawsze był dla mnie uprzejmy. Służyłaś w jego Kompanii, wiesz więcej. – Wiem, co myślę – stwierdziła Paks. – Ale potrzebuję poznać twoje poglądy – i innych. Kiedy zjawiłam się tutaj po południu, wyglądało to tak, jakby stanął przed sądem. Otrzymałam misję i nie mogę pozwolić sobie na zwłokę, musisz jednak zrozumieć, że po tym, co dla mnie zrobił... – Chcesz go bronić? Dobrze... to znaczy, to nie moja sprawa, ale nie mogę znieść, kiedy Verrakai zaczyna swoje. Na krew Girda! Już miałem wybuchnąć, gdy ojciec odesłał mnie z zadaniem. – Powiedz ojcu, żeby na siebie uważał, kirganie – doradziła mu poważnie. – Nie zawsze będę mogła pomagać księciu, wkrótce będzie potrzebował wszystkich przyjaciół. – Pomogę mu, lady – oświadczył z mocą kirgan. – Mogę już odejść? – Tak... możesz powiedzieć, że uratowałem twojego braciszka przed burą. – Więcej niż burą, gdyby tylko wpadł mi w ręce – rzucił ze śmiechem Juris. – Nie masz pojęcia, co zrobił z pokojem siostry. – Nie chcę wiedzieć – machnęła ręką Paks. – To wasza sprawa, lecz pamiętaj, kirganie... – dodała, gdy otwierał drzwi. Zaraz za nimi w korytarzu stało dwóch służących. – ...jeśli młody Aris zechce mnie odwiedzić, ma moje pozwolenie. Jest moim przyjacielem z Fin Panir, a ja nie zapominam przyjaciół, nawet młodych. Musi mieć zezwolenie swego lorda, ale nie twoje. – Twarz kłaniającego się jej kirgana pozostała obojętna, lecz oczy mu tańczyły. Zamknęła za nim drzwi, przekonana, że Marrakai to faktycznie mocny wywar. Lieth obserwowała ją z uniesionymi brwiami. – To wyjaśni jego wizytę, przynajmniej podsłuchującym uszom. – Tak myślałam. – Paks westchnęła, przeciągając się. Chętnie by odpoczęła, czuła jednak, że nie wolno jej marnować czasu. Rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Lieth otworzyła je przed paziem w królewskiej liberii. – Proszę, mam to oddać lady Paksenarrion do rąk własnych i zaczekać na odpowiedź. – Tutaj. – Paks wzięła od niego złożoną kartę i otworzyła pismo. Wielki Marszałek Seklis prosił ją o krótkie spotkanie przed wieczorną ceremonią. Gdyby znalazła czas, to będzie w holu sioła do kolacji. Podała wiadomość Lieth, która przeczytała ją szybko i pokiwała głową. Paks obróciła się do pazia. – Oczywiście przyjdę – odpowiedziała. – Zaprowadzisz nas? – Tak, lady. – Będziesz potrzebowała zbroi – powiedziała cicho Lieth. Paks uśmiechnęła się do niej. – Na książęcym dworze? – Tak. – Lieth była zupełnie pewna. Paks nie spierała się z nią, tylko szybko przeszła do drugiego pomieszczenia, gdzie pomogła jej przywdziać kolczugę. – Idę z tobą – dodała przed powrotem do pazia. – Jak sobie życzysz – odparła Paks. * * * Ten sam Wielki Marszałek, którego widziała wcześniej na zebraniu Rady, czekał na nią u drzwi sioła. – Jeśli twoja misja na to pozwoli, lady Paksenarrion, ucieszyłby mnie twój udział w wieczornej ceremonii. Paks zmarszczyła brwi. – Jaki udział, marszałku...? – Przepraszam, zapomniałem, że jeszcze się nie poznaliśmy, jestem Wielki Marszałek Seklis. Zostałem skierowany na dwór około rok temu. Cóż, wiesz pewnie, że Zakon Dzwonów pasuje swych nowicjuszy na rycerzy podczas święta Luapa. Tym razem mamy ich tuzin, a że jest to zakon Girda – z kilkoma wyjątkami – częścią ceremonii jest zbrojna próba. Wymiana ciosów z tobą byłaby zaszczytem dla kandydatów. Oczywiście mamy innych marszałków, a także starszych rycerzy Zakonu Dzwonów, ale... – Myślałam, że tylko rycerze mogą brać udział w próbach – powiedziała Paks. – Cóż, tak... ale paladyni też najpierw byli rycerzami, więc... Paks potrząsnęła głową. – Nie, marszałku, ja nie jestem rycerzem. – Ty...! Ale musisz być... to znaczy, słyszałem, że jesteś inna, lecz... – Pozwól mi wyjaśnić, marszałku. Nie spędziłam w Fin Panir wystarczająco wiele czasu, by się zakwalifikować, Marszałek-Generał wyznaczyła mnie na kandydatkę na paladynkę przed pasowaniem na rycerza... jak to się czasami robi. – Tak, ale... – A po ekspedycji do Kolobii nie byłam w stanie kontynuować szkolenia. Sądzę, iż wszyscy marszałkowie zostali o tym poinformowani? Skinął z niechęcią głową. – Toteż opuściłam Fin Panir przed pasowaniem, prawdę rzekłszy, mój stan uniemożliwiał mi wówczas przyjęcie takiego zaszczytu. – Ale... jesteś paladynką? – Tak. Z łaski Girda i dzięki darom Pana jestem nią – lecz nie stało się to poprzez kandydowanie w Fin Panir. Marszałku, nie rozumiem metod i zamysłów bogów, wiem tylko, co mi rozkazują i jakie dary mi zesłali. – Rozumiem. – Żuł wargę. – Nie znam innego takiego przypadku